To ostatni etap. Stąd wracamy do domu. Niewiasty jednak nie mogły iść dalej o tej porze roku. Wiele uczyniły. Nie muszą czynić więcej.» «A Jan [z Endor]?» [– pyta jeszcze Iskariota.] «Jan, chory, jest w gościnnym domu, jak i ty kiedyś byłeś.» Potem Jezus żegna Tymona i innych uczniów, którzy pozostają w okolicy. Z pewnością Jezus już dał im polecenia na przyszłość, gdyż nie udziela im żadnych rad. Są na progu domu Tymona, gdyż jeszcze jeden raz Jezus chciał pobłogosławić panią domu. Tłum z szacunkiem przygląda się Mu i idzie za Nim, aż do drogi na przedmieściach. Potem przechodzą przez ogrody i pola. Najbardziej wytrwali idą za Jezusem w grupie, która się coraz bardziej przerzedza: zostaje dziewięciu, potem pięciu, następnie trzech, a potem jeden... i wreszcie ten ostatni wraca do Aery, gdy Jezus zwraca się na zachód sam z dwunastoma apostołami, gdyż Hermastes pozostał z Tymonem. Jezus mówi: «I podróż, druga wielka podróż apostolska, zakończyła się. Teraz powracamy do znanych wiosek w Galilei. Biedna Mario, jesteś u kresu sił bardziej niż Jan z Endor. Pozwolę ci więc opuścić opisy miejsc. Tak wiele już daliśmy ciekawskim poszukiwaczom. Oni i tak zawsze pozostaną “ciekawskimi poszukiwaczami”. Niczym więcej. Teraz już dość. Siły cię opuszczają. Zachowaj je dla słów. Z tym samym duchem, z jakim stwierdziłem daremność bardzo wielu Moich trudów, stwierdzam nieprzydatność i twoich wielu wysiłków. Mówię ci więc: “Zachowuj [siły] tylko dla słów.” Ty jesteś “niosącą słowo” O! Zaprawdę na tobie powtarza się to, co zostało powiedziane: “Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie płakali.” Ty powtarzałaś tylko Moje słowa, a drobiazgowi doktorzy - krzywili się. Dołączyłaś do Moich słów twoje opisy, a oni je zganili. Teraz znowu znajdą [powody do] krytyki. Jesteś u kresu. Powiem ci, kiedy będziesz miała opisać podróż. Tylko Ja. To już niemal rok, jak cię dotknąłem. Czy chcesz, nim rok upłynie, spocząć na nowo na Moim Sercu? Chodź więc, mała męczennico...» 162. MARIA I MACIEJ Napisane 8 października 1945 i 20 sierpnia 1944. A, 6674 i 3357-3363 Widzę ponownie jezioro Meron w mroczny deszczowy dzień... Błoto i chmury. Cisza i mgła. Horyzont niknie w chmurach. Łańcuch Hermonu ogarnęły warstwy niskich chmur. Jest tu równina wzniesiona, usytuowana blisko małego jeziora o barwie szarej i żółtawej, z powodu błota tysięcy wezbranych strumyków oraz z powodu zachmurzonego listopadowego nieba. Z tego miejsca dobrze widać małe lustro wody. Zasila je górny Jordan, który wypływa następnie, żeby wpaść do innego, większego jeziora: Genezaret. Zapada zmierzch, coraz smutniejszy i deszczowy. Jezus idzie drogą przecinającą Jordan za jeziorem Meron, żeby wejść na ścieżkę prowadzącą bezpośrednio do jakiegoś domu... Jezus mówi: «Tu umieścicie wizję sierot Macieja i Marii, daną 20 sierpnia 1944.» To kolejna słodka wizja Jezusa i dwojga dzieci. Widzę Jezusa idącego ścieżką poprzez pola. Zostały z pewnością niedawno obsiane, gdyż ziemia jest jeszcze pulchna i ciemna, właśnie taka jak po niedawnym zasiewie. Jezus zatrzymuje się, żeby pogłaskać dwoje dzieci: chłopca, który ma nie więcej niż cztery lata, i dziewczynkę, która może mieć osiem lub dziewięć lat. Muszą to być dzieci bardzo biedne, bo mają na sobie wypłowiałe i podarte szaty. Twarzyczki ich są bardzo smutne i cierpiące. Jezus o nic nie pyta. Patrzy na nie tylko przenikliwie, głaszcząc je. Potem idzie pośpiesznie do domu, widocznego u kresu dróżki. Jest to dom wiejski, lecz dobrze utrzymany. Zewnętrzne schody pną się od ziemi na taras. Na nim znajduje się altana z winorośli, teraz pozbawionej już gron i liści. Jedynie kilka ostatnich, już pożółkłych liści zwisa i porusza się pod wpływem wilgotnego wiatru tego brzydkiego jesiennego dnia. Na parapecie domu gruchają gołąbki, czekając na wodę zapowiadaną przez szare i zachmurzone niebo. Jezus, a za Nim apostołowie, popycha prostą furtkę w małym murze z wysuszonych kamieni, otaczającym dom. Wchodzi na podwórze - my powiedzielibyśmy: klepisko - na którym znajdują się studnie, a w głębi - palenisko. Tak przypuszczam, gdyż ściana tej komórki jest przyciemniona od dymu, który wydobywa się nawet teraz. Wiatr zaś popycha go ku ziemi. Jakaś niewiasta – słysząc odgłos kroków – ukazuje się na progu komórki. Ujrzawszy Jezusa wita Go radośnie i biegnie do domu, żeby uprzedzić [gospodarza]. Stary i otyły mężczyzna staje teraz we drzwiach domu i spieszy ku Jezusowi: «To wielki zaszczyt, Nauczycielu, ujrzeć Ciebie!» Wita Go. Jezus odpowiada Swoim pozdrowieniem: «Pokój niech będzie z tobą! Noc nadchodzi i zbliża się deszcz. Proszę cię o schronienie dla Mnie i dla Moich uczniów.» «Wejdź, Nauczycielu. Mój dom należy do Ciebie. Służąca wyjmie z pieca chleb. Raduję się, że mogę Ci ofiarować ser z [mleka] moich owiec i owoce z mojej posiadłości. Wejdź, wejdź, wiatr jest wilgotny i zimny...» – pełen serdeczności przytrzymuje otwarte drzwi i kłania się, kiedy wchodzi Jezus. Potem jednak nagle zmienia ton [głosu], zwracając się do kogoś, kogo widzi, i mówi z gniewem: «Ty znowu tutaj? Odejdź. Nie ma tu nic dla ciebie. Idź stąd. Zrozumiałaś? Tutaj nie ma miejsca dla włóczęgów... i być może złodziei jak ty...» – mruczy przez zęby. Dziecięcy głos odpowiada żałośnie: «Litości, panie. Przynajmniej chleba dla mojego braciszka. Jesteśmy głodni...»
|