łem się po szczeniaka, a ona skoczyła na mnie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwłoki?— Ależ nie! Zwłoki mnie nie interesują...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
88 — E! — powiada on do mnie ze słodkawą miną...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiała się w ten sposób, że w...
»
— Posłano mnie tutaj, żebym dowiedział się, czego potrzebujecie — zwrócił się do najstarszej kobiety...
»
— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziała i właściwie nie do końca było to kłamstwem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


— Biedaczek. Jesteś pewien, że dobrze oczyściłeś ranę? Takie ukąszenia łatwo
powodują zakażenie.
— Oczyszczę jeszcze raz przy zmianie opatrunku. — Otuliłem ją puchową
kołdrą, żałując, że sam muszę porzucić przytulne ciepło. — Spróbuj się jeszcze przespać, zanim wstanie dzień.
— Bastardzie Rycerski!
Zatrzymałem się przy drzwiach.
— Tak?
— Przyjdź do mnie dziś w nocy. Przyjdź bez względu na to, jaką decyzję
poweźmie król.
Chciałem zaprotestować. Już otworzyłem usta.
— Przyrzeknij! Inaczej nie przeżyję tego dnia. Przyrzeknij, że wrócisz. Bo
król nie ma już nic do powiedzenia. Jestem twoją żoną. I będę zawsze. Zawsze.
Serce we mnie zamarło. Tak szczodry podarunek! Skinąłem niemo głową. Mu-
siał Sikorce wystarczyć wyraz mojej twarzy, gdyż jej uśmiech użyczył mi złote-
go blasku słońca środka lata. Podniosłem rygiel i odczepiłem skobel. Otwierając drzwi wyjrzałem w mroczny korytarz.
— Zamknij za mną dobrze — wyszeptałem i odszedłem od niej w ostatnim
tchnieniu nocy.
13. POLOWANIE
Władania Moc ˛
a, podobnie jak wszelkich innych sztuk, można się uczyć na róż-
ne sposoby. Konsyliarz, mistrz Mocy za panowania króla Roztropnego, pokonywał
mentalne blokady uczniów metod ˛
a pozbawiania ich wszelkich przyjemności i wy-
gód oraz piętrzenia wyrzeczeń. Człowiek skupiony wył ˛
acznie na przetrwaniu jest
podatny na sugestie. W ten sposób Konsyliarz narzucał adeptom technikę posługiwania się Moc ˛
a. Pośród tych, którzy przeżyli tę naukę i utworzyli kr ˛
ag Mocy,
żaden nie zdradzał wybitnego talentu. Konsyliarz chełpił się utworzeniem spraw-nego kręgu Mocy mimo braku odpowiedniego materiału, i może tak było rzeczy-wiście. Ale może dostał w ręce uczniów z ogromnymi możliwościami i sprowadził
ich do roli bezwolnych narzędzi.
Można przeciwstawiać jego metodzie technikę uczenia stosowan ˛
a przez Tro-
skliw ˛
a, poprzedni ˛
a mistrzynię Mocy, która kształciła między innymi dwóch star-
szych synów królewskich. Wedle słów księcia Szczerego, nauka nie sprawiała uczniom przykrości. Na opuszczenie barier i świadome powodowanie magi ˛
a po-
zwalało wewnętrzne wyciszenie. Dwaj królewscy bracia, Szczery oraz Rycerski, zakończyli pierwszy etap nauki u mistrzyni Troskliwej jako biegli adepci sztuki władania Moc ˛
a obdarzeni wielkim talentem. Nie zd ˛
ażyli, niestety, dokończyć edu-
kacji, gdyż mistrzyni zmarła. Z tego samego powodu Konsyliarz nie odbył stażu jako czeladnik. Nie wiadomo, ile bezcennej wiedzy zabrała ze sob ˛
a do grobu mi-
strzyni Troskliwa ani jakie możliwości królewskiej magii nie zostan ˛
a nigdy po-
nownie odkryte.

* * *
Tego ranka niewiele czasu spędziłem u siebie. Ogień wygasł, a dojmujący
chłód bił nie tylko od gołych ścian. Moja komnata była pustą skorupą życia, które wkrótce miało odejść w przeszłość. Wydawała mi się jeszcze bardziej bezosobowa niż zwykle.
205
Umyłem się w lodowatej wodzie. Stanowczo za późno zmieniłem bandaże na barku i na przedramieniu. Rany nie miały prawa wyglądać tak czysto, a jednak,
o dziwo, goiły się dobrze.
Ubrałem się ciepło: pikowana górska koszula, na nią ciężki skórzany kaftan,
do tego nogawice z grubej skóry, mocno zasznurowane. Oprócz miecza wziąłem
jeszcze krótki sztylet. Z ukrycia wydobyłem niewielki garnczek z rożkiem papie-ru, w którym przechowywałem sproszkowaną śmierć. Mimo tych zabezpieczeń
czułem się bezbronny. I szalony.
Poszedłem prosto do wieży księcia Szczerego. Wiedziałem, że będzie na mnie
czekał, przygotowany do pracy nad korzystaniem z Mocy. Musiałem go jakoś
przekonać, że akurat dzisiaj trzeba polować na ofiary kuźnicy. Schody pokonałem szybko. Z niecierpliwością czekałem końca dnia, gdy zapukam do drzwi króla
Roztropnego i proszę o zezwolenie na ślub z Sikorką. Moje życie zależało od
decyzji króla.
Wspomnienie ukochanej zalało mnie takim potopem gorących uczuć, że aż
musiałem zwolnić.
— Sikorka — powiedziałem półgłosem, pieszczotliwie.
Jak magiczne zaklęcie, jedno słowo umocniło mnie w postanowieniu i spięło
ostrogą. Zatrzymałem się na szczycie, zapukałem głośno.
Raczej poczułem, niż usłyszałem zaproszenie do środka. Pchnąłem drzwi
i wszedłem.
Pozornie w komnacie nic się nie działo. Książę Szczery siedział przed otwar-

Powered by MyScript