— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziaÅ‚a i wÅ‚aÅ›ciwie nie do koÅ„ca byÅ‚o to kÅ‚amstwem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
– Otwarte – powiedziaÅ‚, nie patrzÄ…c...
»
– Zajm? si? tym – powiedzia? Orlan...
»
 Programowanie spoÅ‚eczne Niedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedziaÅ‚ mi, że okoÅ‚o 500 studentów rocznie...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
- JeÅ›li to sÄ… Drogi, Rand - wolno powiedziaÅ‚ Loial - to czy każdy bÅ‚Ä™dnie postawiony krok również tutaj mo­Å¼e nas zabić? Czy sÄ… tu rzeczy, jak dotÄ…d...
»
raz bêd¹, powiedzia³a, nie zdejmuj tylko marynarki, mê¿czyŸnie nie przystoizdejmowaæ marynarki, chyba ¿e na ³¹ce...
»
Nie mając pojęcia, jakie warunki napotkam w hotelu, na wszelki wypadek zabrałam ze sobą najwytworniejszą koszulę nocną, można powiedzieć wielofunkcyjną...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W tej chwili tylko czytaÅ‚a jego myÅ›li, wcale nie bÄ™dÄ…c pewnÄ…, czy czyni to prawidÅ‚owo. — JeÅ›li jednak pragniesz wyrównać ze mnÄ… rachunki z broniÄ… w rÄ™ku — bardzo Å‚atwo zaczęła używać jÄ™zyka tak, jak nauczyÅ‚a siÄ™ w Ziemiankach — najlepiej bÄ™dzie, jeÅ›li uczynisz to później. W tej chwili oboje mamy wspólnego wroga.
Skrzek Zass niemal zagłuszył jej ostatnie słowa. Zorsal zanurkował w kierunku żółtej sylwetki wspinającej się po skale niebezpiecznie zbliżającej się do stóp Simsy i w mgnieniu oka rozszarpał napastnika, rozpryskując na boki ciemnozielony płyn, który doleciał niemal do Thoma. Ten, zdezorientowany, ponownie użył miotacza. Mimo że płomień był tym razem o wiele mniej jaskrawy, niż poprzednim razem, Simsa znów usłyszała w swej głowie krzyk konających stworów. Zass tymczasem wydawała okrzyki triumfu, z dziobem skierowanym ku skałom, jakby i ona pragnęła dostać się tam jak najszybciej.
Żadne z monstrów nie osiągały takich rozmiarów jak Simsa czy Thom, a ich siłą była liczebność. Mężczyzna postanowił zniszczyć je ogniem. Jeszcze dwukrotnie wystrzelił w kierunku napastników i broń przestała działać, bowiem skończyła się amunicja. Thom stał przez chwilę zaskoczony, z bezużytecznym miotaczem, ale szybko wydobył zza pasa zapasowy cylinder i wprowadził go do rękojeści. Gdy znów uniósł miotacz, celując w jednego z największych stworów, Simsa jeszcze raz chwyciła go za rękę. W powietrzu unosił się pomruk, jaki zwykle zwiastował pojawianie się potęgi Starszej. Zass gwałtownie urwała swój skrzek i uniosła się wysoko w powietrze, krążąc ponad dwojgiem ludzi, znajdujących się na planecie. Zorsal wzbijał się coraz wyżej z każdym kolejnym kółkiem, jakie kręcił. To jednak nie on, lecz monstra wzbudziły zdziwienie dziewczyny, stwory i to, co trzymała we własnej ręce.
Zaokrąglone rogi berła rzucały promienie światła, tak niepodobne do śmiercionośnych promieni z miotacza Thoma, jak poranna mgła niepodobna jest do pioruna. Promienie te okrążyły Simsę i Thoma, opasując ich, ogarniając tak, jak wcześniej mgła ogarniała latacz sterczący ze strumienia. Podświadomie dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy za chwilę nie zostanie uniesiona ku górze zupełnie niezależnie od swojej woli. Oczekiwała tego i była gotowa bez zwłoki poddać się siłom, które uniosą ją z tego niebezpiecznego miejsca.
A więc, znów Starsza. A jednak jej żelazna moc nie porywała Simsy jak wiele razy przedtem. Być może promienie miały chronić ją i Thoma tylko w tym miejscu. Nie było czasu na długie zastanawianie się, dziewczyna wiedziała, że powinna wykorzystać to, czym w tej chwili dysponowała. Podeszła bliżej do mężczyzny, mimo wstrętu, jaką czuła wobec jego ciała.
— Razem — wyszeptaÅ‚a. — Musimy być blisko siebie. To uwolni nas od nich. Twoja broń… — SpojrzaÅ‚a na miotacz i w tej samej chwili cienki, bÅ‚Ä™kitny promieÅ„ otoczyÅ‚ dÅ‚oÅ„ Thoma, która trzymaÅ‚a broÅ„. Mężczyzna syknÄ…Å‚ z bólu. — Schowaj to — powiedziaÅ‚a. — CoÅ› takiego nie podoba siÄ™ siÅ‚om, które teraz nam pomagajÄ…. Mimo że wyraz zaciÄ™cia nie opuszczaÅ‚ jego twarzy, Thom posÅ‚usznie schowaÅ‚ miotacz do kabury. Tymczasem wokół nich zaczęła zalegać mgÅ‚a, z każdÄ… chwilÄ… gÄ™stniejÄ…ca. Wkrótce wzrok Simsy i Thoma nie siÄ™gaÅ‚ dalej niż na odlegÅ‚ość rÄ™ki. Dziewczyna pomyÅ›laÅ‚a o szczelinach i zawahaÅ‚a siÄ™, czy ich oÅ›lepienie nie spowoduje sytuacji gorszej niż przed pojawieniem siÄ™ mgÅ‚y. Jednak jej wahania zniknęły, gdy usÅ‚yszaÅ‚a woÅ‚anie Zass. W jednej chwili zrozumiaÅ‚a intencje Starszej. Ciemna mgÅ‚a miaÅ‚a pomóc im dostać siÄ™ tam gdzie chcieli. Krążąca wysoko Zass miaÅ‚a przez caÅ‚y czas wskazywać im drogÄ™. UsÅ‚yszawszy ponaglajÄ…cy skrzek zorsala, Simsa bez wahania pchnęła Thoma do przodu. Ruszyli na poÅ‚udnie. OdniosÅ‚a wrażenie, że zrozumiaÅ‚, ponieważ nie opieraÅ‚ siÄ™, chociaż rÄ™kÄ™ trzymaÅ‚ na rÄ™kojeÅ›ci miotacza.

Powered by MyScript