– Chłop chcioł dla córy mieć dom z widokiem, nic w tym złego ni mo – zgodził się Schiem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Wyrzucanie zakolem trzeba robić znacznie energiczniej!– Trzeba mieć wiÄ™kszy rÄ™cznik...
»
ni—i odrodzi! Zwalczymy ducha pasywizmu—abnegacji—dekadencji i—zachodniej —por- nografii—już...
»
z pogranicza danego obszaru może mieć kulturę nieskoordynowaną, lecz także i to, które odrywa się od pokrewnych plemion i zajmuje miejsce w obrębie innej...
»
muszê przede wszystkim dbaæ o to, aby mieæ z czego ¿yæ, muszê byæ realist¹, niejestem pilotem...
»
Hosty w sieci lokalnej zwykle powinny mieæ adresy z tej samej logicznej sieci IP...
»
Winicjusz chciał z niej mieć kochankę, lecz gdy okazała się cnotliwą jak Lukrecja, rozkochał się w jej cnocie i teraz pragnie ją poślubić...
»
Gdy nawi¹zuje siê wspó³praca miêdzy grup¹ bibliotek, to opracowanie zbiorów mo¿e mieæ formê kooperacyjn¹...
»
I wreszcie, jeszcze dalej z tyÅ‚u, jechaÅ‚ zaprzężony w ósemkÄ™ ko­ni wóz, wiozÄ…cy do ÅšwiÄ™tego Gaju Å‚adunek drewna...
»
"opłaci się" mieć znaczną liczbę fałszywych alarmów...
»
mysłodawca zdawał się mieć duszę na ramieniu...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Ale kiedy fundamentów nakopali, kości jakich znaleźli i nie stali kopoć... i to już w zwykłej gupocie się nie mieści.
– Niemożliwe! – powiedziała wstrząśnięta Denna.
Schiem pokiwał głową, pochylił się naprzód.
– Ale i nie to najgorsze było. Kopoł, kopoł, kamieni jakie znalozł. I przestał kopoć? – Parsknął. – Wyciągać zaczoł, coby na chałupę mioł!
– A czymu nie miołby kamienia użyć, co go znolozł? – spytałem.
Schiem spojrzał na mnie, jakbym był przygłupi.
– Robiłbyś chałupę z kamieni z kurhanu? Kopołbyś w kurhanie, żeby potem z tego robić córze ślubny prezent?
– Znalazł co? Co to było? – Podałem mu butelkę.
– No, i to jest właśnie jedno wielko tajemnico, nie? – rzekł gorzko Schiem, popijając z butelki. – Z tego, com słyszał, cały czas tu robił, kopoł fundament, wyciongał kamieni. Potem znalozł pokój, co też był z kamienio, zamknięty. Ale kazał wszystkiem się zamknąć, co znalazł, coby córze wielką niespodziankę zrobić na weselisko.
– Jaki skarb? – spytałem.
– Nie piniądze. – Pokręcił głową. – O tym Mauthen by nie zmilczał. To było pewnikiem coś jak... – otworzył usta, zamknął, wyraźnie szukając słowa – ...jako to mówiom, co bogate ludzie na półki kładą, co by innym pokazywać?
Bezradnie wzruszyłem ramionami.
– Pamiątki rodzinne? – podpowiedziała Denna.
Schiem położył palec na nosie, a potem wyciągnął go w jej stronę i uśmiechnął się.
– Istnie. Jakaś błyskotka, co się mioła ludziom spodobać. Mautheny lubiom się podobać, tak.
– A więc nikt nie wiedzioł, co to było? – dopytywałem się dalej.
Schiem pokiwał głową.
– Jeno garstka wiedzieli. Mauthen, brat jego, syny dwa, może żonka. Cała zgraja przez pół roku łaziła i kpiła z ludzi, dumne jak biskupy.
To stawiało wszystko w nowym świetle. Musiałem wrócić na farmę i jeszcze raz wszystkiemu się dokładnie przyjrzeć.
– Widzieliście może kogo w okolicy? – zapytała Denna. – Szukomy wuja naszego.
Schiem pokręcił głową.
– Nie mogem rzec, cobym znoł.
– Martwiom się o niego – naciskała.
– Przecie cię nie okłamię, panienko – odparł. – Ale kiej som do lasu poszedł, to może źle być.
– Kręcą się tu jakie złe ludzie? – indagowałem dalej.
– Nie takie, co myślisz – odparł. – Ja się tu nie pętom, ino raz w roku przy jesieni. Źreć świniaki mojom co tutaj, ino nie za wiele. Dziwne chodzom po tym lesie. A na północy to już wcale. – Spojrzał na Dennę, potem wbił wzrok w ziemię, najwyraźniej niepewny, czy powinien mówić dalej.
To były właśnie takie informacje, na jakich mi zależało, więc zbyłem ten komentarz lekceważącym gestem w nadziei, że go tym sprowokuję.
Schiem zmarszczył brwi.
– Dwie nocki temu, kiedym wstał, coby... – zawahał się, zerkając na Dennę – ...coby zrobić rzeczy, o których nie godomy, światłam widział na północy. Wielkie światło i niebieskie. Jako ognisko, tyle co zara zgasło. Ot, tak. – Pstryknął palcami. – Potem nic. Trzy razy. Samżem się aż spocił.
– Dwie nocki temu? – zapytałem.
Wesele było zeszłej nocy.
– Powiedzioł żem, co dwie nocki, nie? – upierał się Schiem. – Od tamtąd na południe wędruję. Coby ni mieć nic do roboty z tym niebieskim ogniem.
– Schiem, pytom cię. Niebieski ogień?
– Jo tam nie jestem żaden Ruh, cobym bajki opowiodoł za grosze, chłopcze – powiedział, wyraźnie już zirytowany tym, że mu nie wierzę. – Cołe życie tu przesiedziałem. Wszystkie wiedzą, cosik siedzi w góroch na północy. Nie bez przyczyny ludziska tam nie łażą.
– Nie ma tam żadnych farm? – zapytałem.
– Ni mo, i ni może być, tam ino skały – powiedział impulsywnie. – Myślicie, że jo ni wim, jak świca czy ognisko wyglondajom? Niebieskie było, powiadom. Wielkie ognie, niebieskie. – Wykonał zamaszysty gest. – Jakbyś gorzałki w ogień naloł.
Postanowiłem nie drążyć dalej tematu. Wkrótce Schiem westchnął głęboko i podniósł się.
– Świniaki już wyżarły pewnie wszystko do gołego – oznajmił, biorąc do ręki swój kostur. Potrząsnął nim, a zaimprowizowany dzwonek zadźwięczał nieczysto. Świnie zbiegły się posłusznie ze wszystkich stron. – Hola, świniaki! – zawołał. – Świniaki, świniaki, świniaki! Tu mi, gadzino!
Zawinąłem resztki upieczonego prosięcia w kawałek juty. Denna poszła kilka razy nad rzekę z butelką i zagasiła ogień. Kiedy skończyliśmy, Schiem miał już swoją trzódkę pod kontrolą. Okazała się znacznie większa, niż myślałem. Jakieś dwadzieścia pięć wyrośniętych macior, młode prosiaczki i locha z posiwiałym szczeciniastym grzbietem. Pomachał nam krótko na pożegnanie i odszedł bez słowa; dzwonek na jego kiju dźwięczał, poszczękując, a świnie szły za nim luźną gromadką.
– Cóż, nie było to szczególnie subtelne – zauważyła Denna.
– Musiałem go trochę przycisnąć – wyjaśniłem. – Przesądni ludzie nie lubią mówić o rzeczach, których się boją. W każdej chwili mógł się zamknąć na dobre, a ja musiałem się dowiedzieć, co takiego widział w lesie.
– Ja bym to z niego wyciągnęła – powiedziała. – Muchy ciągną do miodu i te rzeczy.

Powered by MyScript