..”
„Ty, mały! Spylaj, ale to już!” – nie wytrzymał kadłubowiec z SA, pan Janek, za którym
podnieśli się pozostali kadłubowcy i muzycy. – „Prezydenta to wybraliśmy sobie sami i wara
wam od niego, no, spylaj, ale to już, bo jak zdejmę pasa i zerżnę ci dupę, to cię twój ukochany
wódz nie pozna!”
Słowa zostały wypowiedziane. Nadeszła pora czynów. Pryszczaty zdjął z ramienia karabi-
nek sportowy i zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, wystrzelił w powietrze.
„To dla ostrzeżenia!” – krzyknął.
Tak, wysoki sądzie, tylko słabemu wyszkoleniu tych chłopiąt, tylko ich niesprawności za-
wdzięczaliśmy fakt, że nie polała się krew. Świadek oskarżenia, przepraszam, nie mogę wy-
mówić jego nazwiska, o tak, dziękuję, no więc świadek oskarżenia powiedział:
„Pod przemożnym wpływem alkoholu, udawszy się w celach dalszej libacji na leśną po-
lankę w lasach komunalnych, sprowokowali bójkę, w wyniku której pobili grupę młodych
turystów ćwiczących marsz na azymut”.
No, nieźle, wysoki sądzie, a będzie jeszcze nieźlej, jak nam przybędzie takich turystów i
takich marszy na azymut! Poza tym, dlaczego świadek ani słowem nie pisnął o tym, że to my
ich rozbroiliśmy? Zeznał natomiast:
„Za pomocą krótkiego bojowego karabinka sportowego oskarżeni przestrzelili następnie
wypróbowywany na łące balon, narażając tym samym społeczny komitet organizacji ‘Pro
Life’ na wielomilionowe straty”.
Wysoki sądzie! Kiedy pryszczaty legionista wystrzelił w powietrze, pan Janek z SA jak ty-
grys rzucił się szczupakiem pod jego nogi, obalając go na trawę, no a my, my nie mieliśmy
wyjścia, wysoki sądzie, my musieliśmy działać równie szybko, więc kiedy po drugiej stronie
doliny klerycy maszerowali śpiewając o miłości i nadziei, my, wysoki sądzie, rzuciliśmy się
na krótkospodnich legionistów, doceniając – zaiste – walory walki wręcz. Nie zdążyli zdjąć
nawet tych swoich pukawek. Ale jedna, w szamotaninie, niestety wypaliła. Tak, gdzie poszy-
bowała ta zbłąkana kula, w co następnie ugodziła, to już wiadomo, tego nie będę tutaj opisy-
wał, wysoki sądzie. Chłopięta umknęły jak niepyszne, klerycy śpiesznie zwinęli kolorowy
brezent, który już nie był tym, czym był przed chwilą, i też odeszli, a my zostaliśmy sami, z
bronią zdobyczną i ostrym kacem moralnym, wysoki sądzie. No, bo czy tak miała wyglądać
nasza beztroska majówka? Nasze święto bezrobotnych? Autowiolista Fox wyjął skrzypce i
chyba dla ukojenia nerwów zaczął grać Schuberta, zaraz przyłączyli się doń trzej koledzy i
75
grali ten kwartet przy ognisku, a my siedzieliśmy obok nich, piliśmy ostatnie piwo, patrzyli-
śmy w gwiazdy i było nam smutno.
,,Tak jakby ostatnia noc filozofów” – powiedział Zbyszek.
„Tak, ostatnia” – dodałem – „ale pierwsza pod dębami”.
Zanim wybrzmiał do końca kwartet Schuberta, pojawiła się policja. Nie, nie uciekaliśmy,
wysoki sadzie.
„To panowie muzycy?” – zdziwił się komisarz. – „Nauczyciele? Technicy? Inżynierowie?
A ja miałem alarmujące doniesienie, że tu grasują uzbrojone bandy, jak w czterdziestym pią-
tym!”
Wtedy, zza drzew, wyszli bezszelestnie ludzie z brygady antyterrorystycznej, pan Janek z
SA pokazał im, gdzie leży broń, wsiedliśmy do samochodów i już na komisariacie podpisali-
śmy nasze zeznania. Potem nas wypuszczono.
Co do Bartosza—woźnicy, wysoki sądzie, to istotnie zagadkowa sprawa. Ulotnił się jak
kamfora, nikt nie pamięta, w którym dokładnie momencie. Niektórzy mówili potem „Pod
Kasztanami”, że to nie był żaden rolnik sfrustrowany, tylko święty Fikariusz, irlandzki patron
woźniców, który uwielbia płatać ludziom niewinne figle. Dlaczego jednak irlandzki święty
miałby pojawić się w Polsce? To jest pytanie, które przekracza moje kompetencje.
Tak, wysoki sądzie, zmierzam do konkluzji. Otóż, reasumując, należy stwierdzić, że jeste-
śmy niewinni, ponieważ nie popełniliśmy żadnego przestępstwa. „Ludzie dopuszczają się
czynów przestępczych tylko w trzech przypadkach” – mówi Arystoteles w pierwszej księdze
Retoryki. Po pierwsze, wówczas gdy sądzą, że czyn ten może być dokonany, i to przez nich
właśnie. Po drugie, gdy myślą, że czyn ten nie zostanie wykryty. Po trzecie, jeśli przypusz-
|