Po roku oka-
zało się, że wyszedł do przodu nie tylko na Sapkowskim – z
trzech pozostałych powieści jedną dodrukowywał jak dotąd
trzy, drugą dwa razy, a tylko jedna sprzedała się w nakładzie
założonym pierwotnie. Co więcej: przez ten rok pojawiły się
na rynku dwa wydawnictwa, utrzymujące się z publikowania
autorów polskich. Pierwsze to SR, którego gwiazdorem stał się
Przewodas, czyli – dla nieznajomych – Konrad Lewandowski.
Wydawnictwo raczej na nim nie straciło, skoro sięgnęło także
po Kołodziej czaka, Dębskiego i Jabłońskiego, zapowiada Żwi-
kiewicza i Komudę oraz, oczywiście, kolejne książki Lewan-
dowskiego. O ile SR startował innymi rzeczami, a z fantastyki
publikuje równolegle dzieła Strugackich i Lovecraa, to wy-
dawnictwo Trickster zaczęło od razu od dzieł zebranych Fe-
liksa W. Kresa. I widać na nich nie straciło, skoro obok kolej-
nych tomów „Księgi Całości” zapowiada także wspólny tom
opowiadań Drzewińskiego i Inglota.
Co więcej, polską fantastykę zauważyły też oficyny od „No-
wej”, o SR czy „Tricksterze” nie wspominając, nieporówna-
nie większe. „Zysk i s–ka” zainwestowało w Marka Hubera-
tha, „Rebis” – w Jacka Inglota. Można oczywiście rzec, że za-
decydowała o tym fandomowa proweniencja obu rynkowych
potentatów. Ale najwyraźniej i oni na polskich autorach nie
stracili, skoro już zapowiadają ich kolejne książki. Ciekawe
wnioski daje porównanie list bestsellerów z dzienników z ze-
stawieniem branżowym, które sporządza „Nowa Fantastyka”
na podstawie danych z księgarń w fantastyce wyspecjalizowa-
nych. W zestawieniu za październik 1996 pozycja Tomka Ko-
łodziej czaka jest wyższa od mojej, a Marcina Wolskiego nie
ma w ogóle. Na liście „Wyborczej” jest Wolski, brakuje Koło-
dziejczaka (nad czym zresztą boleję, bo „Kolory Sztandarów”
uważam za rzecz bardzo dobrą). Trochę podobnie było i z po-
przednią czwórką „Nowej” – powodzenie poszczególnych ty-
tułów wśród fanów nie pokrywało się z danymi o sprzedaży.
Można powiedzieć pesymistycznie: Wolski znany jest z „60
minut na godzinę” i „Polskiego Zoo”, a Ziemkiewicz z polity-
ki – widać trzeba robić karierę gdzie indziej, porządny fan-
tasta nadal nie ma poza gettem szans. Ja traktuję tę sprawę
raczej optymistycznie: coraz więcej autorów fantastyki po-
trafi zainteresować także czytelników z zewnątrz. Nawet je-
śli pomogło im w tym zaangażowanie w inne sprawy, to prze-
cież przecierają drogę kolegom, pracują na lepszą markę całe-
go gatunku, na zainteresowanie nim hurtowników, księgarzy
i czytelników. Na – powiedzmy to odważnie –kolejny boom
polskiej fantastyki. A co?
Od tamtego z początku lat osiemdziesiątych minęła już cała
dekada. Najwyższy czas na następny.
4 Jak jest?
W kabaretowym skeczu z okresu schyłkowej propagandy
sukcesu na powyższe pytanie odpowiadano: „jest nieźle i co-
raz nieźlej!” Na pytanie o stan polskiej fantastyki u schyłku
roku 1998 odpowiedzieć trzeba odwrotnie: jest nieźle, ale co-
raz mniej nieźle.
Nieźle, rzecz jasna, jeśli porównać z początkiem dekady, kie-
dy to żadna sygnowana polskim nazwiskiem książka nie miała
szansy wyjść na księgarską ladę (choć, mam wrażenie, w cza-
sopismach było wtedy
ciekawiej niż dziś). Przeżyliśmy jednak niedawno chwi-
lę ekscytacji, gdy po udanym wprowadzeniu na rynek przez
Nową kilku polskich powieści w
1995 i 1996 wydawało się, że krajowa SF wyszła wreszcie z
dołka. W
stosunku do rozbudzonych wówczas oczekiwań można być
rozczarowanym. Zapowiadany (między innymi i przeze
mnie) boom nie
nastąpił.
Przejdźmy do konkretów. Nowa w roku 1998 wydała tylko
jedną książkę –mój „Walc stulecia”. Zapowiadane jest jesz-
cze na ten rok „Gniazdo światów” Huberatha, choć nie moż-
na wykluczyć, że przeleci na styczeń 1999. Powód tej posu-
chy prozaiczny – wszyscy przewalili terminy. Niemniej tek-
sty, acz z poślizgiem, z wolna spływają do wydawcy. W koń-
cowej fazie pracy są nowe rzeczy Wolskiego, Sapkowskiego
(piąty i ostatni tom sagi), Dukaja, Białołęckiej i Dębskiego
– wymieniam w prawdopodobnej kolejności druku. Zade-
biutuje na rynku książkowym (powieścią utopioną wcześniej
w SR) Jacek Komuda, oraz, także powieścią, otwierającą cykl
fantasy, Anna Brzezińska. Z innymi wydawnictwami jest go-
rzej. SR zakończył wydawanie fantastyki w równie brzydkim
stylu, w jakim tę działalność prowadził – Dębski, Jabłoński,
Lewandowski i Żółtowska wylądowali na taniej książce, razem
z resztą produkcji upadłej firmy. Równie brzydko rozstał się
Zysk z Huberathem, oddając do jatek niesprzedane egzempla-
rze obu jego zbiorów. Ten sam tekst niemal jednocześnie na-
grodzony został Zajdlem i trafił na wyprzedaż – przypadek
bez precedensu i, delikatnie mówiąc, nie świadczący o sile
przebicia naszego środowiska. Z publikowania polskiej fanta-
styki zrezygnował, jak się zdaje, również Rebis; jak na razie
przynajmniej o tyle uczciwiej, że bez wyrzucania wydanych
już książek na stragan.
W tej sytuacji Nowa pozostała na placu boju osamotnio-
na. Być może na krótko – serię polską zapowiada Prószyński i
|