Dyrektorka kliniki stała w holu i słyszała jego krzyki. Potem uciekła do biura, gdzie się ukryła. Uznałem wtedy, że były to słowa schizofrenika. – To może być coś psychologicznego – żargon, który podłapał gdzieś w zakładzie chorób umysłowych. Też mi się wydaje, że to już gdzieś słyszałem, tylko nie potrafię sobie przypomnieć gdzie. – Pewnie masz rację – stwierdził. – Dziecko, hę? – Dziecko smęcące dziwnym, płaskim głosem. To może mieć związek ze sprawą, którą teraz prowadzę, Milo. Pamiętasz akta, które mi dałeś... kobieta zamordowana przez męża? – Ten oszust? – Siedzi od sześciu miesięcy. Dwa miesiące temu zaczął prosić o widzenia ze swoimi córkami. Mniej więcej w tym czasie, kiedy zamordowano Rebeckę. Jeśli wrzask mordercy nadano w wiadomościach, mógł to nagrać i przeznaczyć do wykorzystania w przyszłości. – Zastraszenie psychiatry. Może chce ci przypomnieć, co może przydarzyć się terapeucie, który zachowuje się niepoprawnie? – Dokładnie. To nie żadne przestępstwo, zgadza się? Tylko przesłanie taśmy. – To nawet nie przewinienie. Ale jak mógł wydedukować, że znajdziesz powiązanie? – Nie wiem. Chyba, że jest to tylko pilot, a ciąg dalszy nastąpi. – Powiedz mi jeszcze raz, jak się ten głupek nazywa? – Donald Dell Wallace. Powtórzył nazwisko i dodał: – Nigdy nie przeczytałem tych akt. Opowiedz mi o nim. – Zwykł pętać się z gangiem kanciarzy zwanym Żelazny Zakon. Między kolejnymi odsiadkami pracował jako mechanik motocykli. Myślę, że jest członkiem Bractwa Aryjskiego. – No, to charakter idealny na twojego przeciwnika. Pozwól, że zobaczę, czego zdołam się dowiedzieć. – Myślisz, że powinienem się o coś martwić? – Niekoniecznie... ale powinieneś pamiętać o zamykaniu drzwi. – Tak właśnie robię. – Gratuluję. Będziesz w domu wieczorem? – Tak. – Jak tam Robin? – Dobrze. Jest w Oakland. Prowadzi sympozjum na temat średniowiecznych lutni. – Sprytna rzecz – praca z martwymi przedmiotami. W porządku, wpadnę wieczorem i uratuję cię przed samozamartwianiem. Jeśli chcesz, mogę zdjąć odciski palców z kasety i porównać je z odciskami Wallace’a. Jeżeli to on, damy znać komu trzeba. Przynajmniej będzie wiedział, że nie zamierzasz stulić ogona. – Dobra, dzięki. – Taak... nie dotykaj jej więcej. Twardy plastik jest idealną powierzchnią do zdejmowania linii papilarnych... Parszywa miłość. Brzmi jak z filmu science fiction albo coś w tym guście. – Nie mogłem tego znaleźć w żadnej z moich książek. Może masz rację. Może zabójca Becky też usłyszał to w jakimś filmie. Wszyscy jesteśmy dziećmi srebrnego ekranu. Kasetę wysłano z lotniska Annex, nie z Folsom. Jeśli stoi za tym Wallace, to ktoś musi mu pomagać. – Sprawdzę też resztę gangu. Przynajmniej tych z kartotekami. Nie marnuj przez to nocy. Spróbuję wpaść około ósmej. Teraz może wróćmy do tematu rzeźni. – Kubły pełne krwi, hę? – Wielkie kipiące kubły. Codziennie rano, kiedy się budzę, chwalę Pana i dziękuję mu za to całe bezeceństwo. Co sądzisz o takiej perwersji? – Hej, widzę, że kochasz swoją pracę. – Taak – odparł. – Tak, kocham. Obniżenie stopnia służbowego to cholernie cudowna rzecz. – Dobrze cię traktuje departament? – Nie popadajmy w fantazję. Departament toleruje mnie, ponieważ uważają, że głęboko mnie zranili i że wreszcie przejdę w stan spoczynku jak każdy normalny śmiertelnik. Ale ja jestem upartym draniem. – Nie są zbyt spostrzegawczy, prawda? – Właśnie dlatego są administratorami. Kiedy się rozłączył, zadzwoniłem do domu Evelyn Rodriguez w Sunland. W czasie gdy czekałem na połączenie, wyobraziłem sobie mężczyznę, który poszatkował jej córkę, bawiącego się przy magnetofonie w celi. Nikt nie odbierał. Odłożyłem słuchawkę. Pomyślałem o Rebece Basille zadźganej na śmierć w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. To morderstwo naprawdę mnie poruszyło. Poruszyło większość terapeutów. Wyleciało mi jednak z głowy i dopiero Milo przypomniał je. Uderzyłem pięścią w blat stołu. Pies uniósł łeb i spojrzał na mnie. Zapomniałem, że tam leżał. Co może przytrafić się terapeutom, którzy zachowują się niepoprawnie... A co jeśli Wallace nie ma nic wspólnego z tą kasetą? Może to ktoś z mojej przeszłości.
|