- Proszę tak nie mówić - przeraził się Calhoun...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Proszę mi darować — rzekłem ozięble i cokolwiek szyderczo — lecz czas nagli...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
— Proszę o wykres — rozkazał kapitan...
»
— Więc nie zdziwiliście się wczoraj, kiedy wam powiedział, że już nie musicie przychodzić?— Nie, proszę pana...
»
ludźmi kontakt, i gdy proszę ich o podpisanie umowy, nie pozostaje im nic innego, jak się zgodzić"...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
KABINIARZ: Proszę bardzo, możemy jechać...
»
- Proszę iść za mną - powiedział krótko...
»
-- Nie wiem -– Kosti zrobił krok naprzód; przerażony kierowca krzyknął: To najprawdziwsza prawda! Tylko ludzie Salzara wiedzą, gdzie jest i jak działa...
»
Rand przeraził się na widok ogira, który wyłonił się jak­by spod ziemi, z jednego z porośniętych trawą i kwiatami kopców, stojących między drzewami...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Chce pan zrezygnować akurat teraz, kiedy cała sprawa stała się tak interesująca?
- Bardzo nam przykro - rozłożył ręce David. - Musimy nie tylko zrezygnować z pana usług, wkrótce przyjdzie nam zapewne opuścić Bartlet. Jedyną dobrą stroną naszych kłopotów jest to, że przynajmniej raz na zawsze uwolnimy się od sprawy Hodgesa.
- Chwileczkę - przerwał mu detektyw. - Niech pan nie podejmuje pochopnych decyzji. Mam pewien pomysł: będę pracował za darmo. Co pan na to? Dla mnie to kwestia honoru i reputacji. Być może też uda się dzięki temu schwytać szpitalnego gwałciciela.
- To bardzo wspaniałomyślnie z pana strony... - zaczął David, Calhoun jednak nie pozwolił mu dokończyć.
- Przystąpiłem już do kolejnej fazy śledztwa - oświadczył. - Od barmana z Iron Horse Inn dowiedziałem się, że kilku tutejszych policjantów, między innymi Robertson, ma tatuaże. Udałem się więc na posterunek i uciąłem sobie z szeryfem małą pogawędkę. Robertson był uszczęśliwiony, mogąc pokazać mi swój tatuaż. Ma go na piersi i jest z niego naprawdę dumny. To wizerunek olbrzymiego orła, trzymającego szarfę z napisem: „W Bogu pokładamy ufność”. Niestety - a może na szczęście, to zależy od punktu widzenia - tatuaż ten nie jest w najmniejszym nawet stopniu uszkodzony. Skorzystałem też z okazji, by zapytać Robertsona o ostatni dzień życia Hodgesa. Potwierdził to, co mówiła Madeline Cannon: Hodges zamierzał się z nim spotkać, ale potem odwołał wizytę. Czuję jednak, że jesteśmy na dobrym tropie. Kluczem do całej sprawy może okazać się Clara Hodges. Wprawdzie jej małżeństwo znajdowało się już wówczas na krawędzi rozpadu, ale mimo to ona i mąż często ze sobą rozmawiali. Mam wrażenie, że od chwili kiedy zamieszkali z dala od siebie, ich stosunki znacznie się poprawiły. Tak czy owak, dzwoniłem do niej dziś rano i umówiłem się na spotkanie - dodał, zerkając na Angelę.
- Sądziłem, że przeniosła się do Bostonu - powiedział David.
- Owszem - przytaknął Calhoun. - Miałem nadzieję, że Angela i ja, a teraz może nawet wszyscy troje moglibyśmy do niej pojechać.
- Nadal uważam, że powinniśmy dać tej sprawie spokój, szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń. Jeśli zaś pan ma ochotę kontynuować śledztwo, proszę robić to wyłącznie na własną rękę.
- Może nie powinniśmy tak pochopnie rezygnować - zaprotestowała Angela. - A jeśli Clara Hodges zdoła rzucić jakieś światło na sprawę zmarłych pacjentów swego męża? Wczoraj wieczorem wydawałeś się tym zainteresowany.
- Cóż, to prawda - przyznał David.
Istotnie ciekawiło go, czy między zgonami podopiecznych Hodgesa a śmiercią jego pacjentów istnieje jakieś podobieństwo. Jego zainteresowanie tą sprawą nie sięgało jednak aż tak daleko, by chciał składać wizytę Clarze Hodges. W każdym razie nie po tym, jak wyrzucono go z pracy.
- Zróbmy to, Davidzie - poprosiła Angela. - Jedźmy tam.
Czuję się tak, jakby całe to miasto zawiązało przeciwko nam spisek i ogromnie mnie to dręczy. Nie mam ochoty poddawać się bez walki.
- Wydaje mi się, że zaczynasz tracić kontrolę nad sobą - westchnął David.
Angela odstawiła filiżankę z kawą i ujęła Davida pod ramię.
- Niech nam pan na chwilę wybaczy - zwróciła się do Calhouna, zmuszając męża, by przeszedł wraz z nią do salonu.
- Nie tracę kontroli nad sobą - oświadczyła, kiedy detektyw nie mógł już ich usłyszeć. - Po prostu podoba mi się pomysł spełnienia jakiegoś dobrego uczynku, położenia tamy złu. To miasto postąpiło wobec nas tak samo jak wobec Hodgesa: ludzie nabrali wody w usta i udają, że nic się nie stało. Chcę wiedzieć, co się za tym wszystkim kryje. Potem możemy stąd wyjechać. Ale uczyńmy to przynajmniej z podniesionym czołem.
- Nie znoszę tego pompatycznego, histerycznego tonu - powiedział David.
- Nazywaj to sobie, jak chcesz, bylebyś tylko pojechał z nami do Bostonu. Calhoun uważa, że wizyta u Clary Hodges może mieć przełomowe znaczenie dla jego śledztwa. Przekonajmy się, czy ma rację.
David zawahał się. Rozsądek nakazywał mu sprzeciwić się żonie, nigdy jednak nie umiał odmawiać jej prośbom. Poza tym pod maską spokoju w nim także wrzał gniew za tak niesprawiedliwe potraktowanie ich.

Powered by MyScript