– Tak mi się odpłacasz za moją dobroć? Nie byłem gościem na twoim weselu? Nie obdarowałem ciebie i Rany jak należy? Nie świętowałem z tobą przez dziesięć...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
S-Wybr drukarki B-Przesunicie do oboenia N-Liczba kopii U-Wielokrotno kopii generowana przez G-Jako grafiki T-Jako...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
Opisane przez nas dążenie odwrotne — dążenie do przełamania skorupy odrębności i uwolnienia się z wynikających z niej ograniczeń i izolacji — jest...
»
Tej to duszy przysuguje istnienie, a porednio dopiero ciau zorganizowanemu przez dusz,podczas gdy zwierztom i rolinom istnienie przysuguje jako jU...
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
obowizujcego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, ktry zarazem stapia koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w...
»
Palec środkowy krzywo wykręca przez handlowe śródmieście, obok sklepu Herky’s Merkentile & Pharmacy, obok dealera Hondy, u  którego piętrzą się i...
»
Drugi element, ktry bdzie mia wpyw na polsk polityk celn, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uni Europejsk krajom Afryki, Karaibw i Pacyfiku...
»
Niezawiadomienie przez sąd o terminie rozprawy oskarżonego, kiedy obecność jego nie jest obowiązkowa, jest uchybieniem naruszającym jego prawa do obrony (art...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

L.*?
– Zrobił pan to wszystko i jeszcze więcej. Jestem wielkim pana dłużnikiem. – Skłonił głowę. – Ale nie jesteśmy już tym narodem, co kiedyś. Wszędzie jest pełno Zielonych Opasek, a ci, którzy kochali żółtą zarazę, zasługują tylko na cierpienie. Za pana głowę kupiłbym bezpieczeństwo dla swojej rodziny. Przykro mi. Taka jest prawda. Właściwie już powinienem się na pana rzucić.
– Mam diamenty, nefryt.
Hafiz westchnął i odwrócił się, ukazując szerokie, muskularne plecy.
– Biorę je i zaraz mnie kusi, żeby sięgnąć także po pana życie. Bo skoro mowa o pieniądzach, pana głowa i tak jest cenniejsza niż to wszystko. Lepiej nie mówmy o pieniężnych pokusach.
– Czyli to nasz koniec?
Hafiz odwrócił się z powrotem do Hock Senga, patrząc nań błagalnie.
– Jutro przekazuję im pana kliper Gwiazda zaranna i ostatecznie się pana wyrzekam. Gdybym był sprytny, wydałbym też pana. Teraz podejrzani są wszyscy, którzy pomagali chińskiej zarazie. Wszyscy, którzy dorabiali się na chińskim przemyśle i korzystali z waszej hojności, są w nowej Malezji znienawidzeni. Ten kraj nie jest już taki jak kiedyś. Ludzie są głodni. I źli. Nazywają nas piratami kalorycznymi, paskarzami i żółtymi pieskami. Nic tego nie zahamuje. Wasza krew już jest przelana, teraz muszą zdecydować, co zrobić z nami. Nie mogę dla pana narażać życia własnej rodziny.
– Możesz popłynąć z nami na północ.
Hafiz westchnął.
– Zielone Opaski już patrolują wybrzeża, szukają uciekinierów. Ich sieć jest szeroka i głęboka. A kogo złapią, mordują.
– Jesteśmy sprytni. Sprytniejsi od nich. Prześliźniemy się.
– Nie, nie da rady.
– Skąd wiesz?
Hafiz odwrócił wzrok, zakłopotany.
– Synowie mi się chwalą.
Rozgoryczony Hock Seng zmarszczył czoło i chwycił wnuczkę za rękę.
– Bardzo mi przykro. Będę niósł tę hańbę do śmierci – powiedział Hafiz. Nagle odwrócił się i pobiegł do kambuza. Wrócił ze zdrowymi papajami i mango. Workiem U-Teksu. Cibi-melonem z PurCalu. – Proszę to wziąć. Przepraszam, że nie mogę zrobić nic więcej. Przepraszam. Muszę myśleć o własnym życiu. – I z tymi słowy kazał mu zejść z pokładu.
Miesiąc później Hock Seng samotnie przedostał się przez granicę, czołgając się po rojącej się od pijawek dżungli, po tym jak szmuglerzy ludzi, wężogłowi, zdradzili go i porzucili.
Słyszał później, że ci, którzy pomagali żółtym, ginęli masowo – spędzani z wysokich brzegów do morza, płynęli prosto na ostre skały wybrzeża, a unoszące się na wodzie niedobitki dobijano strzałami. Zastanawia się czasami, czy Hafiz był wśród nich, czy też ofiara z ostatniego niezatopionego klipra Trzech Bogactw wystarczyła, żeby uratować jego rodzinę. Czy synowie, Zielone Opaski, wstawili się za nim, czy też przyglądali się zimno, jak ojciec odpokutowuje swoje niezliczone grzechy.
* * *
– Dziadku? Dobrze się dziadek czuje? – Dziewczynka delikatnie dotyka jego nadgarstka, przyglądając mu się wielkimi czarnymi oczyma. – Poprosić mamę o trochę gotowanej wody?
Hock Seng zaczyna coś mówić, potem po prostu kiwa głową i się odwraca. Jeżeli się odezwie, od razu pozna w nim uchodźcę. Lepiej nie ujawniać, że żyje wśród nich, na łasce białych koszul i Pana Łajna oraz paru podrobionych pieczątek na żółtej karcie. Dziewczynka jednego dnia się uśmiecha, a drugiego kamieniem rozwala głowę niemowlęciu. Taka jest prawda i tylko taka. Można sobie myśleć, że istnieje lojalność, zaufanie, czy życzliwość, ale to wszystko diablokoty. W końcu zawsze rozwiewają się nieuchwytne jak dym.

Powered by MyScript