Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
³ S-Wyb¢r drukarki ³³ B-Przesuniþcie do obþoþenia ³³ N-Liczba kopii ³³ U-Wielokrotnoþþ kopii generowana przez ³³ G-Jakoþþ grafiki ³³ T-Jakoþþ...
»
Przez wiÄ™kszÄ… część nastÄ™pnego miesiÄ…ca — czyli od koÅ„ca wrzeÅ›nia, kiedy ucie- kÅ‚yÅ›my, do koÅ„ca października — moja pani wahaÅ‚a siÄ™...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
Opisane przez nas dążenie odwrotne — dążenie do przeÅ‚amania skorupy odrÄ™bnoÅ›ci i uwolnienia siÄ™ z wynikajÄ…cych z niej ograniczeÅ„ i izolacji — jest...
»
Tej to duszy przys³uguje istnienie, a poœrednio dopiero cia³u zorganizowanemu przez duszê,podczas gdy zwierzêtom i roœlinom istnienie przys³uguje jako jU¯...
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
obowi¹zuj¹cego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, który zarazem stapia³ koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Palec Å›rodkowy krzywo wykrÄ™ca przez handlowe Å›ródmieÅ›cie, obok sklepu Herky’s Merkentile & Pharmacy, obok dealera Hondy, u  którego piÄ™trzÄ… siÄ™ i...
»
Drugi element, który bêdzie mia³ wp³yw na polsk¹ politykê celn¹, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uniê Europejsk¹ krajom Afryki, Karaibów i Pacyfiku...
»
Niezawiadomienie przez sąd o terminie rozprawy oskarżonego, kiedy obecność jego nie jest obowiązkowa, jest uchybieniem naruszającym jego prawa do obrony (art...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Folko ścisnął pod kurtką rękojeść sztyletu z błękitnymi kwiatami na klindze. Nie czuł strachu, ale każdy krok kosztował go wiele wysiłku, jakby przedzierał się przez lepką glinę, w którą nieoczekiwanie zmieniło się otaczające powietrze.
Korytarz skręcał płynnie, każdy krok do przodu ukazywał nowy odcinek gładkich ścian. Przeszli niewiele, gdy Hornborin nagle zaczął chrypieć, jak gdyby brakowało mu powietrza, i stanął w miejscu. Pochodnia w jego ręku zadrżała.
Wygładzona powierzchnia ścian znikła pod grubą warstwą czarnych połyskujących ni to węży, ni to macek; obrzydlistwo wiło się niezmordowanie, splatało się i rozplatało, stale wysuwając we wszystkie strony tępe bezokie głowy z ledwo widoczną kreską, zapewne pyskiem. Chyba łatwiej byłoby zrobić krok, mając przed sobą przepaść - taki koniec wydał się wstrząśniętemu hobbitowi wybawieniem! A może wycofać się, póki nie jest za późno, w uczciwej walce zabrać do grobu ileś tam orczych istnień, zanim krzywy jatagan... Byle nie do przodu, w żywe objęcia samej śmierci! Hobbit zdrętwiał z obrzydzenia i wstrętu.
Tymczasem bezładna plątanina wężowatych stworów spowolniała, wyciągające się w kierunku porażonych strachem krasnoludów i ludzi macki znieruchomiały, jakby udając dziwaczne narośle na ścianach, przez które przezierały niewidoczne zimne oczy mroku. Folko nagle odczuł, że ich przeciwnik również się zawahał, a to dodało hobbitowi sił.
Z osłupienia wyrwał ich tupot rozlegający się za plecami. Orkowie byli już blisko! I wtedy, nie umawiając się, drużyna ruszyła do przodu. Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i wszystkie macki wycelowały swe łby ku złotemu lśnieniu. Ale wystarczyło, że podeszli bliżej, gdy zimny ból w sercu, ból rozpaczy zmusił hobbita do desperackiego kroku: uchwycił krasnoluda za rękaw i powstrzymał go. Macki czekały na nich i Pierścień nie mógł ich zmusić do odstąpienia - oto co odczytał Folko w krótkim drżeniu, jakie przebiegło po niezliczonych szeregach czarnej żywej pleśni na ścianach, drżeniu słodkiego przeczucia. Wtedy jego ręka bez udziału świadomości wyjęła z pochwy bezcenny sztylet i błękitne kwiaty na stalowym ostrzu zapłonęły niczym języki magicznego płomienia.
Macki zakołysały się jak smagane wiatrem pole pszenicy, pospiesznie zwijały się i przyciskały do ścian. Każda z nich usiłowała głębiej wcisnąć się w kamień, ukryć za innymi. Nie mogło być wątpliwości, macki znały podobne klingi!
Jedno krótkie spojrzenie do tyłu i Hornborin cicho gwizdnął na przyjaciół; jeszcze sekunda i tupot nóg zagłuszyło wycie i pisk orków - oddział został wykryty. Krasnoludy rzuciły się do przodu i zamarły na widok obsianych czarnymi mackami ścian i sufitu, ale Folko wysoko uniósł płonący sztylet i ulatujące z niego falami światło zmusiło krasnoludy, zbite w ciasną grupkę, do wejścia pod żywe sklepienie.
Hobbit nigdy nie zapomniał ich drogi między żywymi ścianami i z niczym nieporównywalnego strachu - nie o siebie, tylko o znajdujących się teraz pod jego ochroną przyjaciół.
Folko nie ciął czarnych porostów - teraz macki bały się jego, ale on nie czuł w sobie mocy wojowników z przeszłości, przed których cudownymi ostrzami uciekało to obrzydlistwo, teraz znowu odżywające w podziemiach. Gdyby hobbit wdał się w otwarty bój, macki też zaczęłyby walczyć... Dziwne, nieuporządkowane myśli, napływające nie wiadomo skąd, przemykały mu przez głowę. Tymczasem za nimi prowadzący oddział orkowie wypadli zza zakrętu i znaleźli się tuż przed pierwszymi szeregami macek. Folko odwrócił się i zobaczył, jak na spotkanie orkom rzuciły się setki czarnych żywych lin. Straszliwy, do niczego niepodobny, przedśmiertny ryk wstrząsnął podziemiem. Oplatane żywymi linami trupy orków były wciągane w górę, w ciemność, a nowi, wybiegający zza załomu, stawali się zdobyczą kolejnych czarnych macek... Pochodnie zgasły, ocaleli orkowie rzucili się do tyłu, i tego, co się działo dalej, krasnoludy już nie zobaczyły. Ruchome porosty nagle ustąpiły miejsca czystemu kamieniowi; minęli straszliwe miejsce i byli bezpieczni. Folko odwrócił się, potrzasnął lśniącym sztyletem; ostatnie szeregi skurczyły się, porażone strachem!
Ciężko dysząc, ocierając mokre czoła i rozglądając się dokoła, krasnoludy zwaliły się na podłogę za pierwszym zakrętem, gdy czarne porosty zniknęły im z oczu. Hobbit czuł straszliwe zmęczenie, ale rozpierała go także duma.
- Co to było? - padały ze wszystkich stron niecierpliwe pytania. - Jak daliście sobie z tym radę?
Malec podbiegł do hobbita i uściskał go, podejrzanie pociągając nosem. Torin, z niedowierzaniem kręcąc głową, poklepał go po ramieniu, pozostali patrzyli na Folka z szacunkiem i zdziwieniem. Nie pierwszy to raz, kiedy hobbit przewodzi tam, gdzie pasują najlepsi wojowie!
Folko nie potrafił odpowiedzieć na pytania przyjaciół.

Powered by MyScript