- A ci? - spytał Orion, wskazując na cztery chochliki, śpiące na grzbietach sennych wierzchowców...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Czy mogę do niego przemówić? – spytałem...
»
– Czy brakuje tylko masztów? – spytał Julian...
»
– Czy pani Leben też zalicza się do grupy, w której jest Gavis? – spytał Julio...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
A on spytal: „Co rozumiesz przez odautomatyzowanie?”A na tym wlasnie polega cala medytacja - odautomatyzowanie...
»
Po wymianie kilku uprzejmych zdań Valder spytał:- Jak leci? Wciąż wysługujesz się tej magiczce?- Sharassin? Nie...
»
- Znowu widzisz rzeczy, nieprawdaż? - spytała Amyr­lin...
»
- Dlaczego pan mi o tym wszystkim mówi? - spytał chrapliwym głosem Jake...
»
- Ale jak udało się Vaderowi znaleźć nas tutaj? - spytała księżniczka...
»
Czy ty jesteś sprawcą tych snów - spytał głosu...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Frito i jego towarzysze, chochliki z Bagna - odparł Stom­per.
Słysząc swoje imię, Frito głośno zabulgotał i drgnął, gwałtow­nie wyrwany ze snu, przy czym Pierścień wypadł mu z kieszeni i potoczył się do nóg Oriona. Jedna z owiec przytruchtała i polizali go, natychmiast zmieniając się w hydrant przeciwpożarowy.
- Hmm - mruknął Orion i chwiejnie wtoczył się do chaty Garfinkel poszedł za nim i zaczęli szeptać w mowie elfów. Arrowroot słuchał tego przez chwilę, po czym podszedł do Spama, Moxie oraz Pepsi i zbudził ich serią szturchańców i solidnych kopniaków. Frito podniósł Pierścień i schował go do kieszeni,
- A więc to jest Riv'n'dell - powiedział, przecierając oczy z podziwu na widok dziwnych elfowych domostw zbudowanych z prasowanego piernika i ocieplonych nadzieniem.
- Niech pan patrzy, panie Frito - powiedział Spam, wskazując na drogę. - Elfy, całe mnóstwo. Ooch, chyba śnię. Żałuję, że nie może mnie teraz zobaczyć stary Wargacz.
- Ja żałuję, że nie jestem martwy - skamlał Pepsi.
- I ja też - rzekł Moxie.
- Niechaj dobra wróżka zasiadająca w niebie spełni wasze życzenia - powiedział Spam.
- Zastanawiam się, gdzie jest Goodgulf - mruczał Frito.
Garfinkel wyszedł na podwórko i wyjął cienki blaszany gwizdek, po czym zagwizdał na nim przeraźliwie. Owce spokojnie odeszły na pastwisko.
- To czary - westchnął Spam.
- Chodźcie za mną - rzekł Garfinkel i poprowadził Stompera oraz chochliki wąską, błotnistą ścieżką wijącą się wśród kęp kwitnących krzewów rotograwiury i drzew butowych. Gdy tak szli, Frito czuł upojną woń świeżego obornika zmieszaną z zapachem wapna i musztardy, a gdzieś w oddali słyszał delikatne, chwytające za serce pobrzękiwanie drumli oraz strzępy elfowej pieśni:
 
Raz, dwa, trzy, płyń swą elebethiel zapluty githiel.
Siędnij wfubar losowi zygzyg snafu.
Och, zwróć mi mój piękny czerwony Fla, master!
 
Na końcu ścieżki stała chatka z polerowanej Joyvah i otoczona klombem sztucznego kwiecia. Garfinkel wystukał szyfr zamka i gestem zaprosił gości do środka. Znaleźli się w obszernej komnacie, która zajmowała całą powierzchnię domku. Pod ścia­nami stało mnóstwo łóżek wyglądających tak, jakby dopiero co spały w nich zboczone kangury, a w kątach były poustawiane krzesła i stoły wyraźnie zdradzające lewe ręce elfowych rzemie­ślników. Środek zajmował długi stół zasypany stertą kart po gwałtownej partii kanasty i zastawiony półmiskami sztucznych owoców, które nie zmyliłyby nikogo nawet z odległości pięćdzie­sięciu metrów. Moxie i Pepsi natychmiast zaczęli je jeść.
- Czujcie się jak w domu - rzekł Garfinkel, wychodząc. - Koniec doby hotelowej o trzeciej.
Stomper ciężko opadł na krzesło, które złożyło się z nim ze stłumionym trzaskiem.
Od odejścia Garfinkela nie upłynęło nawet pięć minut, kiedy ktoś zapukał do drzwi i zirytowany Spam poszedł otworzyć.
- Lepiej niech to będzie jedzenie - mamrotał - bo zamie­rzam to zjeść.
Gwałtownie otworzył drzwi, ukazując tajemniczego nieznajo­mego w długiej szarej szacie i kapeluszu, noszącego grube czarne szkła i sztuczny gumowy nos, który bardzo nieprzekonująco zwi­sał mu na brodę. Przybysz nosił sztuczne wąsy, sznurkową perukę i ogromny, ręcznie malowany krawat z elfową panną. W lewej ręce dzierżył długi kij golfowy, a na nogach miał plażowe klapki. Palił grube cygaro.
Spam zachwiał się ze zdziwienia, a Stomper, Moxie, Pepsi oraz Frito zawołali jednym głosem:
- Goodgulf!
Starzec wczłapał do środka, zdejmując przebranie, ukazując znajomą twarz szarlatana i wydrwigrosza.
- Jam to, we własnej osobie - przyznał czarodziej, rwąc sobie włosy z głowy. Potem kolejno podchodził do wędrowców i mocno ściskał im dłonie, rażąc elektrowstrząsami z ukrytej w dłoni gadżetu.
- No, no - rzekł odkrywczo. - Znów jesteśmy wszyscy razem.
- Wolałbym być w trzewiach smoka - odparł Frito.
- Ufam, że nadal masz to - powiedział Goodgulf, spoglądając na Frita.
- Masz na myśli Pierścień?

Powered by MyScript