- Podsumuję krótko, bracie: zdolności przywódcze! Nie tylko osiągnąłeś piątą rangę w fechtunku, mistrzu Nnanji, ale jesteś prawdziwym dowódcą. Będziesz Piątym, i to dobrym! Gdzie się podział niezgrabny chudzielec, którego Wallie spotkał na świątynnej plaży? Niewielu szermierzy dowolnej rangi tak błyskawicznie zorganizowałoby skuteczny ratunek. Siódmemu nie przyszło do głowy, żeby wezwać na pomoc szczury wodne, natomiast Czwarty wpadł na ten pomysł. Nie zapomniał również o transporcie. Thana obejmująca Nnanjiego w pasie odezwała się po raz pierwszy. - Szósty? Wallie wzruszył ramionami i oczywiście został ukarany za ten gest. - Niedługo. Bardzo niedługo - powiedział. Adeptowi rozbłysły oczy. - Jedziemy do Casr, bracie? Tak, lord Shonsu powinien wrócić do Casr. Musiałby stawić czoło oskarżeniu o tchórzostwo w Aus, ale teraz przynajmniej miał na koncie zwycięstwo. Nie wiedział tylko, jakie bomby zegarowe tykają w mieście, jakie miny zakopał jego poprzednik. - Jeśli taka będzie wola Bogini. Otrzymasz promocję. Zasłużyłeś na nią. Tę sprawę załatwimy najpierw. Tymczasem żeglarze siedzieli lub stali wokół luku i cierpliwie czekali, aż Siódmy wyjawi, jakie ma wobec nich plany. Był admirałem i orędownikiem Bogini, więc on decydował o ich losie. - A zjazd, bracie? Wallie przygarbił się, szukając dla siebie najwygodniejszej pozycji. Zjazd? Odkrył, jak walczyć z czarnoksiężnikami, ale ta przewaga nie zapewniała mu wygranej. Boska zagadka też niewiele mogła mu pomóc. “Najpierw...". Świetnie, to polecenie już wypełnił. “Od drugiego weźmiesz mądrość". To również, a ponadto został upokorzony w Aus, zatoczył koło, wracając do Ov, zebrał armię i stoczył bitwę na nabrzeżu... “Na koniec zwrócisz miecz tam, gdzie jego przeznaczenie". Co oznaczały te słowa? “Na koniec", czyli kiedy? Przeznaczenie? Może chodziło o poprowadzenie wojny, ale na pewno nie o zawiezienie chioxina do Casr, bo nie tam był przechowywany. Oddać broń Najwyższej, żeby mógł ją wziąć ze świątyni inny przywódca? Szermierz spojrzał z zachwytem na piękną rękojeść, srebrny gryf, szafir. Po moim trupie! Poprowadzić wojnę? Wszystkie miecze Chioxina spełniły takie zadanie, ale Wallie czuł, że przeznaczenie siódmego jest inne. - Zjazd? - naciskał Czwarty. - Nie wiem. - Mentor westchnął. - Może pojedziemy na wojnę, ale nie zamierzam pełnić funkcji drugiego kwatermistrza. Będę dowódcą, a ty moim zastępcą! Nnanji uśmiechnął się do Thany. Sława i chwała! - Niewykluczone jednak, że będziemy musieli odwołać zjazd, żeby nie dopuścić do masakry. - Odwołać zjazd! - powtórzył Nnanji ze zgrozą. Byłaby powtórka wojny Korteza z Montezumą. Trochę broni palnej przeciwko prymitywnej cywilizacji. Szermierze odpowiadali mniej więcej poziomem starożytnym wojskom greckim, a czarnoksiężnicy znajdowali się na etapie wczesnego Odrodzenia, czyli grali w innej lidze. Jedno Wallie wiedział na pewno: gdyby armia Bogini zaatakowała wyznawców Boga Ognia, stosując tradycyjną taktykę, zostałaby doszczętnie rozbita. Siódmy uważał, że jego obowiązkiem - wobec cechu szermierzy, Bogini i własnego sumienia -jest zapobiec nieszczęściu. Jak? Musi intensywnie pomyśleć, zanim dopłyną do Casr... chyba że Bogini zażyczy sobie go tam przed obiadem. Żeglarzom powoli rzedły miny. Rozterki lorda Shonsu przyprawiły ich o niepokój. Wallie otoczył ramieniem Jję i przywołał na twarz uśmiech, żeby dodać załodze otuchy. - Może zjazd to tylko zasłona dymna dla odwrócenia uwagi czarnoksiężników, podczas gdy my dwaj, adepcie Nnanji, będziemy robić co innego? - Co, bracie? - spytał adept, gotów iść za mentorem i zaprzysiężonym bratem choćby do piekła. - Ba! To dopiero jest pytanie, co? Wallie dumał przez chwilę, ale miał pustkę w głowie.
|