Jedna połówka minęła go, nie wyrządzając mu żadnej krzywdy, druga jednak trafiła Taalona między łopatki.
Zamiast przyjąć na siebie pełną siłę uderzenia, Arcylord przewrócił się i poleciał do przodu, koziołkując. Luke wyciągnął rękę w stronę Sitha i posłużył się Mocą, żeby przyspieszyć jego ruch i rzucić nim o przeciwległą ścianę.
Licząc na to, że teraz już łatwo wykończy wroga, Luke przykucnął, żeby wybić się do
skoku, jednak kolano się pod nim ugięło i omal nie upadł. Nie chciał jeszcze bardziej uszkodzić stawu, pokuśtykał więc za Taalonem, przywołując Moc, żeby odciążyć uszkodzoną nogę.
Posuwając się chwiejnym krokiem naprzód, obejrzał się na Bena i zazgrzytał ze złości
zębami. Jego syn stosował technikę ofensywną, odpowiednią raczej do rozbrojenia niż do zabicia przeciwnika. Najwyraźniej był absolutnie pewny zwycięstwa Luke’a - albo wciąż zbyt zauroczony Vestarą, żeby dostrzec, jak niebezpiecznie byłoby okazać jej litość.
Zanim jednak Luke zdążył krzyknąć synowi, żeby ją wykończył, do sali wszedł ktoś nowy.
Z początku Luke widział niewiele więcej niż sylwetkę w drzwiach. Abeloth nie żyła, ale obawiał
się, że to Sithowie odzyskali przytomność umysłu i spieszą Taalonowi na pomoc.
Jednak ta postać miała na sobie szatę bez rękawów, taką jakie nosili Fallanassi. Gdy weszła zamaszystym krokiem do sali, Luke zobaczył wydatne kości policzkowe i pełne usta. A kiedy rozpoznał orli nos i szare oczy, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Callista?
Kobieta uśmiechnęła się, odsłaniając dwa rzędy drobnych, ostrych zębów.
- Można tak powiedzieć.
Luke zdrętwiał. Callista była jego dawną miłością i byłym Rycerzem Jedi. Od kiedy straciła łączność z Mocą, rozgoryczona, zniknęła z jego życia. Ostatni raz widział ją w Otchłani, kiedy ujawniła się jako jedna z niezliczonych ofiar Abeloth.
W miarę jak Callista się zbliżała, ujawniały się zaleczone blizny po ich poprzedniej bitwie -
wypalone piętna pozostawione przez błyskawice Mocy Sithów i blade nacięcia od mieczów
świetlnych. Abeloth, uzmysłowił sobie Luke, używała tego samego ciała, z którym on i Sithowie walczyli w Otchłani.
A jednak kobieta, którą właśnie uśmiercił, też była Abeloth. Nie istniało inne
wytłumaczenie dla potęgi, jaką dysponowała. Obie były Abeloth.
Luke podupadł na duchu. Czy będzie miał siłę zabić ją... jeszcze raz? A nawet gdyby mu się to udało, ile razy mogła jeszcze powrócić? Nie chcąc dać się złapać w pobliżu sceny, ruszył, utykając, w kierunku drugiej części sali.
- Ile masz ciał? - zapytał.
- Więcej, niż potrafisz zabić. - Oczy Callisty zabłysły, pewnie z radości, jaką sprawiała jej świadomość, że przeraża Luke’a. Zaczęła się do niego zbliżać. - Zapewniam cię, że...
Nagle zadygotała i stała się tym samym ohydnym stworem z mackami zamiast rąk, z którym walczyli w Otchłani. Znów miała jasne, opadające kaskadą włosy i zapadnięte oczka z maleńkimi srebrnymi źrenicami. Mało przypominała człowieka. Luke uniósł rękę i zaatakował ją podmuchem
energii Mocy, jednak zdołał ją zatrzymać tylko na pół sekundy, zanim zrobiła kolejny krok.
Poczuł nagły dreszcz zwiastujący niebezpieczeństwo i ledwie zdążył uskoczyć przed
rozwidloną błyskawicą Mocy. Zdał sobie sprawę, że przemiana Abeloth miała głównie na celu odwrócenie jego uwagi. Postanowił ruszyć na Taalona - ale wtedy Abeloth zaatakowała go od tyłu.
Owinęła mackami jego szyję, ręce i nogi, a potem szarpnęła mocno, wyginając mu ramiona.
Wyrwała Luke’owi z ręki miecz świetlny i tak mocno ścisnęła obolałe gardło, że zaczął
tracić wzrok.
Taalon podźwignął się z trudem, tak wyczerpany i osłabiony, że nie był w stanie biec.
Podszedł do Luke’a i bez wahania przytknął emiter niezapalonego miecza świetlnego do jego boku.
Abeloth odwróciła się w jego stronę i klinga Taalona obudziła się do życia, nie czyniąc Luke’owi krzywdy.
- Nie - powiedziała. - Najpierw musisz coś dla mnie zrobić.
Luke zauważył, że Taalon marszczy z konsternacją brwi.
- Skywalker zabił już jedno z twoich ciał - przypomniał jej Arcylord. - Na pewno chcesz mu dać szansę, żeby zabił kolejne?
- Chcę tego, co mi obiecałeś. - Abeloth ruszyła w głąb sali, gdzie na skraju sceny
spoczywało jej drugie ciało, Akanah. - Życzę sobie, żeby Luke Skywalker cierpiał tak, jak my cierpieliśmy.
Konsternacja na lawendowej twarzy Taalona zmieniła się w wyraz zrozumienia. Spojrzał w drugą stronę, gdzie walka między młodymi rozgorzała ze zdwojoną siłą; Vestara robiła wszystko, żeby Ben nie mógł pospieszyć ojcu z pomocą.
Luke poszukał syna w Mocy i kazał mu uciekać.
Poczuł na uchu gorący oddech Abeloth.
- Nie ma ucieczki, Luke. - Mówiła teraz głosem Callisty, tak zimnym i mściwym, że poczuł
lód w żołądku. - Ani dla ciebie... ani dla twojego syna.
Zaniosła go tam, gdzie leżało nadpalone, pogruchotane ciało Akanah ze zmiażdżonymi
plecami. Luke postanowił spróbować jeszcze raz. Sięgnął Mocą w kierunku stropu - i... natychmiast macki Abeloth zacisnęły mu się wokół szyi. Poczuł, że spada, jak przez sen usłyszał łoskot walącego się dachu.
Ale to był tylko sen, a on spadał coraz głębiej... i głębiej...
ROZDZIAŁ 33
Kiedy Luke się obudził, wciąż był w pozycji pionowej, wciąż oddychał chrapliwie i wciąż tkwił w objęciach Abeloth. Taalon stał kilka metrów od niego, w sąsiedniej części sceny. U jego stóp leżał Ben, zwijając się z bólu, uwięziony w sieci energii Mocy. Za nim stała Vestara.
Wyglądała na wyczerpaną, poturbowaną, ale także - ku zaskoczeniu Luke’a - wyraźnie
przestraszoną i smutną. Nawet Gavar Khai został przyniesiony na skraj sceny, chociaż w dalszym ciągu był nieprzytomny i jęczał, nękany wywołanymi przez Fallanassich koszmarami.
- Jesteś słaby, a to dlatego, że dawno nie jadłeś - mówiła do Taalona Abeloth. - Śmiertelnicy muszą jeść, prawda?
- Oczywiście. - W głosie Taalona słychać było zniecierpliwienie, ale także strach. - Tylko że odkąd wpadłem do Sadzawki Wiedzy, wszystko zwracam. Ta woda musiała być zatruta.
- A wasi uzdrowiciele nie potrafią znaleźć antytoksyny?
Taalon pokręcił głową.
- Przeprowadzili wszelkie znane badania.
|