- Obiecałeś. - Obiecałem? Moja droga, ostatniej nocy nie było przy nas żadnych świadków. No i dobrze się stało, czyż nie mam racji? Zaniemówiłem z wściekłości. Wszedł McGillicuddy. - Cześć, Tom - powiedział sympatycznie Carrington. - Jesteś wylany. Wracasz na Ziemie razem z panną Drummond i panem Armsteadem na pokładzie statku majora Coxa. Start za godziną. Nie zapomnij czegoś: - Przeniósł wzrok z McGillicuddy'ego na mnie. - Z biurka Toma można się podłączyć dyskretnie do każdego wideofonu na “Skyfac". Z mojego biurka można się podłączyć do biurka Toma. - Bryce, dwa dni - głos Shary był niski. - Bądź człowiekiem, wymień cenę.. - Przepraszam, kochanie - uśmiechnął się lekko. - Doktor Panzella powiadomiony o twoim upadku zajął wyraźne stanowisko. Nawet jednego dnia. Żywa, robisz doskonałą reklamę - jesteś moim darem dla świata. Martwa, będziesz kamieniem u mej szyi. Nie mogą ci pozwolić umrzeć na moim terenie. Spodziewałem się, że możesz stawiać opór, porozumiałem się wiać z przyjacielem - tu spojrzał na Coxa - z wyższego szczebla Dowództwa Sił Kosmicznych, który był na tyle uprzejmy, żeby przysłać tu majora z poleceniem eskortowania cię w drodze do domu. Nie jesteś aresztowana w sensie prawnym - ale zapewniam cię, że nie masz wyboru. Wchodzi tu w grę coś w rodzaju troski o twoje zdrowie. Do widzenia, Sharo - sięgnął po piętrzący się na biurku stos meldunków, a ja zadziwiłem nawet samego siebie. Zmiotłem z biurka dosłownie wszystko i pochyliwszy głowę wyrżnąłem go bykiem prosto w mostek. Krzesło, na którym siedział, przytwierdzone było do podłogi sworzniami, a więc pękło z trzaskiem. Odzyskałem równowagę na tyle szybko, żeby wyprowadzić jeszcze jeden przepiękny prawy prosty. Wiecie, jak podczas kozłowania odbija się od parkietu piłka do koszykówki? Tak właśnie, w zwolnionym tempie, charakterystycznym dla zmniejszonego ciążenia, odbiła się od podłogi jego głowa. Cox podniósł mnie potem na nogi i popychając przed sobą wtłoczył w przeciwległy kąt gabinetu. - Nie - powiedział do mnie, a jego głos musiał mieć w sobie dużo z “nawyku wydawania rozkazów", ponieważ ochłonąłem od razu. Stałem, dysząc ciężko, podczas gdy Cox pomagał wstać Carringtonowi. Multimiliarder pomacał swój rozkwaszony nos, popatrzył na powalane krwią palce i rzucił mi pełne nienawiści spojrzenie. - Nie będziesz już pracował w wideo, Armstead. Jesteś skończony. Bezrobotny, zrozumiałeś? Cox poklepał go po ramieniu i Carrington odwrócił się gwałtownie. - Czego pan chce, u diabła? - warknął. Cox uśmiechnął się. - Carrington, mój świętej pamięci ojciec powiedział kiedyś: “Bili, wrogów rób sobie z wyboru, nie z przypadku". Z upływem lat przekonałem się, że była to świetna rada. Zapamiętaj ją sobie. Shara uśmiechnęła się ironicznie. Carrington zamrugał oczyma. Potem jego absurdalnie szerokie ramiona poszerzyły się jeszcze bardziej i ryknął: - Wynoście się stąd wszyscy! Precz z moich oczu! Milczące porozumienie kazało nam czekać aż i Tom wygłosi swoją kwestie: - Panie Carrington - powiedział - to rzadki przywilej i wielki zaszczyt być przez pana osobiście wylanym z pracy. Powinienem to sobie zapamiętać na zawsze jako pyrrusową kieskę. - I zgięty w pół wycofał się za nami z gabinetu. Każde z nas podtrzymywane było na duchu przez młodzieńcze poczucie tryumfu, które musiało nam starczyć na pełne dziesięć sekund. Rozdział 4 Uczucie spadania, które towarzyszy każdemu, kto po raz pierwszy znalazł się w stanie nieważkości, nie jest wcale złudzeniem - ale zanika gwałtownie, gdy ciało nauczy się traktować je jako złudzenie. Teraz, przeżywając ostatnie pół godziny, zanim ponownie znajdę się w polu grawitacyjnym Ziemi, czułem się, jakbym spadał.
|