- Buuu! - krzyknął Ralph, rozciągając usta w bezzębnym uśmie­chu...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Uniósł wielki rewolwer z wytartą rękojeścią z drewna sandało­wego. Kciukiem odwiódł kurek...
...i Roland obudził się gwałtownie, roztrzęsiony i zlany zimnym potem. Spojrzał na łóżko po lewej. Było puste i gładko zasłane, po Johnie Normanie nie został nawet ślad. Równie dobrze mogłoby tak stać puste od lat.
Roland został sam. Niech bogowie mają go w swojej opiece, był ostatnim pacjentem siostrzyczek z Elurii, tych łagodnych i pełnych cierpliwości szpitalniczek. Jedyna żywa istota ludzka pośród potwo­rów. Ostami ciepłokrwisty kąsek.
Ujął medalion w garść i spojrzał na długi rząd pustych łóżek. Po chwili wyciągnął spod poduszki kawałek trzciny i rozgryzł go. ''· Gdy kwadrans później zjawiła się siostra Mary, wziął od niej mis­kę, udając słabość. Tym razem dostał nie zupę, lecz owsiankę... ale podstawowy składnik bez wątpienia został ten sam.
- Dobrze dziś wyglądasz, sai - powiedziała siostra przełożona. Sama też prezentowała się kwitnąco, żadne drgnienie zasłony nie zdradzało jej prawdziwej tożsamości pradawnego wampira. Dobrze się pożywiła i wyraźnie dodało jej to sił. Rolandowi żołądek podszedł do gardła. - Niebawem staniesz na nogi, słowo daję.
- Żadne takie - jęknął Roland tonem ciężko chorej osoby. - Jak bardzo chcesz, to mogę spróbować, ale uprzedzam, że będziecie musiały potem zbierać mnie z podłogi. Zaczynam się zastanawiać, czy nie dodajecie mi przypadkiem czegoś do jedzenia.
Roześmiała się wesoło.
- Ach, te chłopaki! Zawsze gotowe zwalić winę za swą słabość na kobiety! Ale ty się nas boisz! W głębi serca jesteś ciągle małym, prze­rażonym chłopcem!
- Gdzie mój brat? Śniło mi się, że wiecowałyście nad nim w nocy, a teraz jego łóżko jest puste.
Uśmiech siostry jakby zbladł, jej oczy błysnęły.
- Zaczął gorączkować i wpadł w szał. Zabrałyśmy go do Świąty­ni Dumania. Już nieraz trzymałyśmy tam zakaźnych.
Do grobu go złożyłyście, pomyślał Roland. Może dla was to jedno i to samo, ale faktycznie, co wy możecie wiedzieć o śmierci.
- Wiem, że wcale nie jesteś bratem tego chłopca - powiedziała Mary, patrząc, jak zajada. Roland już czuł działanie tego świństwa, którego dodały mu do owsianki. Siły znów go opuszczały. - Chociaż nosisz ten sigul, i tak nie jesteś jego bratem. Czemu kłamiesz? Kłamstwo to grzech wobec Boga.
- Skąd ci to przyszło do głowy, sai? - spytał Roland, ciekaw, czy babsztyl wspomni coś o rewolwerach.
- Wiem swoje. Czemu nie wyznasz prawdy, Jimmy? Spowiedź podobno dobrze robi duszy.
- Przyślij do mnie Jennę, a może powiem ci więcej. Uśmiech zniknął jak zdmuchnięty.
- Czemu z nią właśnie chciałbyś rozmawiać?
- W odróżnieniu od niektórych ona gra czysto. Mary ukazała ogromne zębiska.
- Nie zobaczysz jej więcej, prostaczku. Dość już namieszałeś jej w głowie, a ja nie pozwolę na więcej.
Odwróciła się, żeby odejść. Roland wciąż udawał osłabionego, lecz chociaż nie chciał przesadzić (udawanie nigdy nie było jego mocną stroną), wyciągnął za nią dłoń z pustą miską.
- Nie weźmiesz tego?
- A nałóż to sobie na łeb zamiast szlafmycy albo w dupę sobie wetknij, co mnie to obchodzi. Będziesz jeszcze śpiewał, ptaszku, nim z tobą skończę. Powiesz wszystko, aż każę ci się zamknąć, a wtedy zaczniesz błagać, bym pozwoliła ci opowiedzieć coś jeszcze!
Po tych słowach odeszła dumnie, unosząc suknię nad podłogę. Roland słyszał kiedyś, że tacy jak ona nie mogą się pokazywać w blas­ku dnia, co kłamstwem okazało się wierutnym, pradawne opowieści nie łgały jednak ze szczętem: chociaż obok kroczącej siostry przesu­wała się po łóżkach jakaś amorficzna mgiełka, to prawdziwego cie­nia nie rzucała.
 
VI. Jenna. Siostra Coquina. Tamra, Michela, Louise. Krzyżowy pies. Co się stało w szałwii.
 
To był jeden z najdłuższych dni w życiu Rolanda. Drzemał, ale płytko - trzcina zrobiła swoje i z wolna zaczynał wierzyć, że przy pomocy Jenny zdoła się jednak może stąd wydostać. Oczywiście, pozostawała jeszcze sprawa broni, ale zapewne i tu coś wymyśli.

Powered by MyScript