Potrząsnął głową, zdenerwowany i głęboko zaniepokojony. Jadący obok Erlein spojrzał na niego z ironicznym uśmiechem. To jeszcze bardziej rozdrażniło Devina. Alessan jechał samotnie przed nimi. Od przekroczenia granicy nie odezwał się ani słowem. Devin wiedział, że on ma wspomnienia, i w pewnym sensie zazdrościł księciu tych obrazów bez względu na to, jak były bolesne. Były tu zakorzenione, wyraźne i ukształtowało je to miejsce - jego prawdziwy dom. Cokolwiek czuł lub pamiętał teraz Alessan, nie było w tym nic nierzeczywistego. Żywe i brutalnie realne stanowiło zdeptaną materię jego własnego życia. Jadąc wśród radosnego śpiewu ptaków na cześć pięknego wiosennego ranka, Devin próbował sobie wyobrazić, jak się czuje książę. Mógł się tego jedynie ilomyślać. Alessan wszak zdążał do miejsca, w którym umierała jego matka. Nic dziwnego, że popędzał konia, nic dziwnego, że milczał. Ma do tego prawo, pomyślał Devin, patrząc na jadącego przed nim Alessana. Książę trzymał się w siodle prosto, spokojnie. Ma prawo do wszelkiej samotności, do wszelkiego wyzwolenia, jakiego potrzebuje. Nosi w sobie marzenie narodu, a większość z tych ludzi nawet o tym nie wie. Rozważania te pomogły Devinowi pokonać zamęt panujący w jego myślach, przerwać wewnętrzną szamotaninę związaną z dostosowywaniem się do sytuacji. Skupiwszy się na Alessanie, ponownie odnalazł swą ścieżkę do palących uczuć, do gorącej reakcji na to, co się tu wydarzyło - i wciąż się działo. Każdej godziny, każdego dnia w spustoszonej, złamanej prowincji zwanej Dolnym Corte. Gdzieś w głębi duszy - co było owocem długich zimowych rozmyślań oraz słuchania w milczeniu tego, co mówią starsi i mądrzejsi - Devin wiedział, że nie jest pierwszą ani ostatnią osobą, która w pojedynczym człowieku odnalazła kształt i rysy o tyle trudniejszej miłości do abstrakcji czy marzenia. Właśnie wtedy, rozglądając się po ziemi rozciągającej się pod szerokim łukiem wysokiego nieba, Devin poczuł, jak coś uderza w struny jego serca, jakby było ono harfą. Jakby on sam był harfą. Czuł uderzenia kopyt swego konia o twardą ziemię i galopując tak za księciem, pomyślał, że są to uderzenia w struny harfy. Czekało na nich przeznaczenie tak olśniewające w jego myślach, jak kolorowe namioty rozstawione na równinie podczas Igrzysk Triady, które odbywały się co trzy lata. To, co robili, miało teraz znaczenie, mogło coś zmienić. Znaleźli się w samym środku wydarzeń ich czasów. Devin poczuł, jak coś go ciągnie w przód, unosi i umieszcza na szczycie wzbierającej fali, w wirze przyszłości. W samym środku tego, o co będzie chodziło w jego życiu, kiedy to wszystko się skończy. Zobaczył, że Erlein znów zerka w jego stronę, i tym razem Devin się do niego uśmiechnął. Zaciętym, zawziętym uśmiechem. Z pociągłej twarzy czarodzieja zniknęła jego zwykła odruchowa ironia, zastąpiona na chwilę przez cień wątpliwości. Devinowi znów zrobiło się go prawie żal. Bez zastanowienia skierował swego konia bliżej kasztana Erleina i pochylił się, by uścisnąć czarodzieja za ramię. - Uda nam się! - powiedział żywo, prawie radośnie. Twarz Erleina stężała. - Jesteś głupcem - rzekł dosadnie. - Młodym, nieświadomym niczego głupcem. - Powiedział to jednak bez przekonania, odruchowo. Devin roześmiał się w głos. Później tę chwilę też pamiętał. Swoje słowa, odpowiedź Erleina, swój śmiech pod błękitnym, bezchmurnym niebem. Lasy i góry po lewej stronie, a w dali przed nimi pierwsze przebłyski rzeki Sperion, lśniącej wstęgi płynącej szybko na pomoc, zanim jeszcze wyginała się ku zachodowi w łuk, by odnaleźć morze. * * * Sanktuarium Eanny znajdowało się w wysoko położonej dolinie, odciętej od świata kręgiem wzgórz, na południowy zachód od Sperionu i byłego Avalle. Niedaleko stąd była droga, dzięki której odbywał się niegdyś tak ożywiony handel między Tiganą i Quileią, biegnąca przez wysoko położone siodło przełęczy Sfaroni. Kapłani Eanny i Moriany oraz kapłanki Adaona mieli takie ustronia we wszystkich dziewięciu prowincjach. Założone w niezwykle czasami odległych częściach półwyspu, służyły jako ośrodki nauczania świeżo wtajemniczonego duchowieństwa, składnice wiedzy i kanonów Triady oraz miejsca odosobnienia, w których murach kapłani i kapłanki mogli wedle swego życzenia na jakiś czas lub na całe życie porzucić brzemię zewnętrznego świata.
|