Brede skuliÅ‚ siÄ™ pod kurtkÄ…, żeby osÅ‚onić uszy przed wiatrem, kiedy oddziaÅ‚ z trudem szedÅ‚ przez kopce ubitego Å›niegu na drodze do Fenardu. W przeciwieÅ„stwie do Brede’a Kadara miaÅ‚a na gÅ‚owie weÅ‚nianÄ… czapkÄ™. Oboje nosili grube, obszyte baranicÄ… rÄ™kawice. – PrzeklÄ™ty wiatr... – Zawsze coÅ› przeklinasz, Vorban. – Zamknij jadaczkÄ™, Sestal. Brede i Kadara wymienili spojrzenia i pokrÄ™cili gÅ‚owami. – A niby dlaczego? Za wiele narzekasz. Przynajmniej nam pÅ‚acÄ…. Chcesz być wieÅ›niakiem? Siedzieć zagrzebany w tym Å›niegu i czekać, aż wiosna zamieni wszystko w bÅ‚oto? – Za co pÅ‚acÄ…... za odmrażanie tyÅ‚ków przy Å›ciganiu zÅ‚odziei, którzy nie sÄ… zÅ‚odziejami? Tylko patrzeć, jak bÄ™dziemy walczyć z żoÅ‚nierzami Certis. I co wtedy? – Już dobra – warknÄ…Å‚ dowódca oddziaÅ‚u. Kadara wpatrywaÅ‚a siÄ™ w dym. – ZaÅ‚ożę siÄ™, że to nastÄ™pny handlarz. – W powrotnej drodze – dodaÅ‚ Brede. – SkÄ…d możesz wiedzieć? – zapytaÅ‚ Vorban jadÄ…cy za Brede’em. Brede odwróciÅ‚ siÄ™ w siodle. – W ten sposób dostajÄ… swoje towary i pieniÄ…dze, a Spidlar nic z tego nie ma. Nie krzywdzi to ich kupców, tylko naszych. – Już dobra – powtórzyÅ‚ dowódca oddziaÅ‚u. – ...już dobra... – przedrzeźniaÅ‚ Vorban na tyle cicho, żeby sÅ‚yszeli to tylko jadÄ…cy obok. Jeźdźcy posuwali siÄ™ mozolnie przez ubity, pokryty cienkÄ… warstwÄ… lodu Å›nieg, który zamarzÅ‚, stopiÅ‚ siÄ™ i znowu zamarzÅ‚. – Sprawdźcie broÅ„. Na wzgórzach na wprost nich pÅ‚onÄ…Å‚ ogieÅ„, a na wzgórza na wschodzie wjeżdżaÅ‚a kÅ‚usem grupka jeźdźców, prowadzÄ…c trzy konie i zostawiajÄ…c za sobÄ… dymiÄ…ce wozy, Mieli na sobie ciemnÄ… purpurÄ™ Gallos. – ...psiakrew... – wymamrotaÅ‚ Vorban. Brede i Kadara spojrzeli po sobie bez sÅ‚owa. – ...Å›wiatÅ‚o i ciemność... psiakrew... – powtórzyÅ‚ Vorban. LXXV SzczupÅ‚y mężczyzna w bieli spojrzaÅ‚ ponownie na przedmiot na stole, a potem na skrzynkÄ™, z której go wyjÄ…Å‚. CofnÄ…Å‚ dÅ‚onie od ciemnoÅ›ci, która otaczaÅ‚a jedno i drugie. – Gdzie to dostaÅ‚eÅ›, Fydel? – U kupca imieniem Willum. W Fenardzie – odpowiedziaÅ‚ brodaty mężczyzna, również w bieli, chociaż on nie nosiÅ‚ ani biaÅ‚o-zÅ‚otych gwiazd na koÅ‚nierzu, ani amuletu na szyi. – WyglÄ…da na coÅ› z Recluce. – Przy pogardzie czarnych do skomplikowanych zabawek? – prychnÄ…Å‚ flegmatyczny biaÅ‚y mag. – Nie twierdzisz chyba, że ci twardogÅ‚owi konserwatyÅ›ci pozwoliliby na coÅ› takiego, co, Jeslek? – Raczej nie. Ale poÅ‚Ä…czenie naturalnego drewna, czarnego żelaza i Å‚adu... kto jeszcze mógÅ‚by to wytworzyć? Czy kupiec powiedziaÅ‚, gdzie to dostaÅ‚? – Z poczÄ…tku nie chciaÅ‚. PrzycisnÄ…Å‚em go trochÄ™. SpociÅ‚ siÄ™, ale nie powiedziaÅ‚. Zanim mnie zobaczyÅ‚, mówiÅ‚ ludziom, że to cudowna zabawka, którÄ… przywiózÅ‚ z daleka. KtoÅ› zapytaÅ‚ go, czy zrobiÅ‚y jÄ… te czarne diabÅ‚y. RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ tylko i powiedziaÅ‚, że nie pochodzi z aż tak daleka. DopadÅ‚em go później... odpowiedziaÅ‚ na parÄ™ pytaÅ„. Zanim... ach... – Nie użyÅ‚eÅ› chyba ognia chaosu, idioto? – Nie jestem aż taki tÄ™py. Normalne tortury dziaÅ‚ajÄ… zupeÅ‚nie dobrze. Potem wywieźliÅ›my go na głównÄ… drogÄ™ i upozorowaliÅ›my jeszcze jeden rabunek na trakcie. Ludzie z Gallos tak wÅ‚aÅ›nie pomyÅ›leli. – JesteÅ› straszliwie pÅ‚odny w iluzje. Czy to rozsÄ…dne? Fydel wzruszyÅ‚ ramionami. – Spalony i splÄ…drowany wóz byÅ‚ realny. – Czego siÄ™ dowiedziaÅ‚eÅ›? – RzemieÅ›lnik, który to zrobiÅ‚, mieszka w Diev. Nazywa siÄ™ Dorrin. Nikt o nim nie sÅ‚yszaÅ‚. – Gdzie jest Diev? To gdzieÅ› w pobliżu Westhorns, prawda? – To niewielki port i górnicze miasteczko na wybrzeżu. JakieÅ› sto kayów na północny zachód od Spidlarii. – MogÅ‚oby być nawet gorzej – zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na gÅ‚os wyższy mag o zÅ‚otych oczach. – Co? – Wzrok powolnego maga przeniknÄ…Å‚ ku zabawce na biaÅ‚ym dÄ™bowym stole. – Hm... wiÄ™c podnieÅ› jÄ… i potrzymaj.
|