– Dom, z którego przed chwilÄ… wyszÅ‚aÅ› – przytaknÄ…Å‚ kot...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
16|98|Kiedy recytujesz Koran, to szukaj ucieczki u Boga przed szatanem przekletym!16|99|Nie ma on bowiem zadnej wladzy nad tymi, którzy uwierzyli i którzy ufaja...
»
co są najgotowsi do ofiary? Posłuchajcie! Chcecie walki? Macie ją przed sobą; godna Polski i polskich dzieci, będzie to bój nie mniej srogi, nie mniej...
»
— czyż nie Å›miano siÄ™ z mitycznych bogów? Nawet zjawiska peÅ‚ne powagi, ba — tragiczne, bywajÄ… przedmiotem żartów...
»
— Wszystko w porzÄ…dku? — Jane podeszÅ‚a szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...
»
Po jakichś pięciu minutach zapadałem zwykle w rodzaj półsnu, po czym roztaczałem przed sobą taką wizję: Oto w moim ciele wyraża się doskonałość Boga...
»
276Diddleya, i wyst¹pi³ przed szeœciotysiêczn¹ widowni¹ festiwalu zapowiedziany przez Boba Dylana, z którym jamowa³ wczeœniej w znanym temacie Shake, Rattle And...
»
Tak twierdzi Brandes, żyd z Kopenhagi, który przez 22 lata był przeciwnikiem sjonizmu, aż wreszcie wyraźnie wyznał przed światem całym, że nie widzi...
»
Pewnego dnia obserwowany przez Serkisofa chłopak znów wyruszył przed siebie bez celu i wtedy na dworcu autobusowym udało mu się odnaleźć „to coś", co mogło...
»
Simonides i Estera przybyli przed kilku dniami z Antiochii; ciężka to była podróż dla kup- ca, bo przebył ją w lektyce, do dwóch umocowanych wielbłądów,...
»
Przez następne dwa dni dwieście mil blisko odbyto, lecz admirał część drogi dziennej ukrywał przed załogą...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– WÅ‚aÅ›nie.
– Może po prostu zawróciÅ‚am we mgle?
Kot wygiął czubek ogona tak, że przypominał znak zapytania, i przechylił głowę.
– Ty może tak – rzekÅ‚ – ale ja z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie. ZgubiÅ‚em siÄ™, akurat.
– Ale jak można odejść od czegoÅ› i jednoczeÅ›nie do tego wrócić?
– Z Å‚atwoÅ›ciÄ… – wyjaÅ›niÅ‚ kot. – Wyobraź sobie kogoÅ› okrążajÄ…cego Å›wiat. Zaczynasz odchodzić od jednego miejsca i w koÅ„cu do niego wracasz.
– MaÅ‚y Å›wiat – zauważyÅ‚a Koralina
– Dla niej jest dość duży – odparÅ‚ kot. – Sieć pajÄ™cza nie musi być wielka, wystarczy, by Å‚apaÅ‚a muchy.
Koralina zadrżała.
– PowiedziaÅ‚, że ona naprawia wszystkie okna i drzwi – poinformowaÅ‚a kota. – Å»ebyÅ› nie mógÅ‚ wejść.
– Może próbować – odparÅ‚ obojÄ™tnie kot. – O tak, może próbować. – Stali pod kÄ™pÄ… drzew obok domu. Drzewa wyglÄ…daÅ‚y tu znacznie normalniej. – W podobnych miejscach sÄ… wejÅ›cia i wyjÅ›cia, o których nawet ona nie ma pojÄ™cia.
– Czy to ona stworzyÅ‚a to miejsce? – zapytaÅ‚a Koralina.
– StworzyÅ‚a, znalazÅ‚a, co za różnica – prychnÄ…Å‚ kot. – Tak czy inaczej wÅ‚ada nim bardzo, bardzo dÅ‚ugo. ChwileczkÄ™. – NaprężyÅ‚ siÄ™, skoczyÅ‚ i nim Koralina zdążyÅ‚a mrugnąć okiem, kot siedziaÅ‚ już na ziemi, trzymajÄ…c Å‚apÄ… wielkiego czarnego szczura. – Nie, żebym generalnie lubiÅ‚ szczury – podjÄ…Å‚ kot swobodnym tonem, jakby nic siÄ™ nie wydarzyÅ‚o. – Lecz szczury w tym miejscu to jej szpiedzy. SÅ‚użą jej jako oczy i rÄ™ce. – To rzekÅ‚szy, kot wypuÅ›ciÅ‚ zdobycz.
Szczur przebiegł kilka metrów, a potem kot jednym długim skokiem dopadł go i zaczął uderzać mocno łapką o ostrych pazurach. Drugą przytrzymywał zwierzaka.
– TÄ™ część Å‚owów uwielbiam najbardziej – mruknÄ…Å‚ radoÅ›nie. – Chcesz jeszcze raz zobaczyć, jak to robiÄ™?
– Nie – odparÅ‚a Koralina. – Czemu to robisz? ZnÄ™casz siÄ™ nad nim.
– Mhm. – Kot wypuÅ›ciÅ‚ szczura.
Szczur, oszołomiony, potykając się, pokonał kilka kroków, potem zaczął biec. Kot uderzeniem łapy wyrzucił go w powietrze i chwycił zębami.
– PrzestaÅ„! – zawoÅ‚aÅ‚a Koralina.
Kot upuścił szczura pomiędzy przednie łapki.
– SÄ… tacy – rzekÅ‚ z westchnieniem gÅ‚osem gÅ‚adkim niczym naoliwiony jedwab – którzy twierdzÄ…, iż kocia skÅ‚onność do zabaw z ofiarami to w istocie objaw Å‚aski: ostatecznie pozwala od czasu do czasu jednej z żywych przekÄ…sek uciec. Jak czÄ™sto pozwalasz uciec swojemu obiadowi?
Potem chwycił w zęby szczura i poniósł go w głąb lasu, za drzewo.
Koralina wróciła do domu.
W mieszkaniu panowała cisza i pustka. Nawet jej kroki na dywanie stawały się ogłuszająco głośne. W promieniu słońca tańczyły drobinki kurzu.
Po drugiej stronie korytarza wisiało lustro. Widziała siebie, idącą w jego stronę. Jej odbicie zdawało się odważniejsze niż ona sama. Poza nią w lustrze nie było nikogo. Tylko ona i korytarz.
CzyjaÅ› dÅ‚oÅ„ dotknęła jej ramienia. Koralina uniosÅ‚a wzrok. Z góry spoglÄ…daÅ‚y na niÄ… oczy drugiej matki – wielkie czarne guziki.
– Koralino, moja droga – powiedziaÅ‚a druga matka. – PomyÅ›laÅ‚am, że skoro już wróciÅ‚aÅ› ze spaceru, to możemy razem w coÅ› zagrać. Może w chiÅ„czyka, szczęśliwÄ… rodzinÄ™, monopol?
– Nie byÅ‚o ciÄ™ w lustrze – mruknęła Koralina.
Druga matka uśmiechnęła się.
– Lustrom – powiedziaÅ‚a – nie należy ufać. W co zatem zagramy?
Koralina pokręciła głową.
– Nie chcÄ™ z tobÄ… grać – oÅ›wiadczyÅ‚a. – ChcÄ™ wrócić do domu i być z moimi prawdziwymi rodzicami. ChcÄ™, żebyÅ› ich wypuÅ›ciÅ‚a. WypuÅ›ciÅ‚a nas wszystkich.
Druga matka bardzo powoli pokręciła głową.
– Nic tak nie boli, jak niewdziÄ™czność córki. Jednakże nawet najwiÄ™kszÄ… dumÄ™ można zÅ‚amać miÅ‚oÅ›ciÄ….
Jej długie białe palce poruszały się i gładziły powietrze..
– Nie mam zamiaru ciÄ™ kochać – odparÅ‚a Koralina. – Nieważne, co by siÄ™ staÅ‚o. Nie możesz mnie zmusić, bym ciÄ™ pokochaÅ‚a.
– Porozmawiajmy o tym – zaproponowaÅ‚a druga matka. ZawróciÅ‚a na piÄ™cie i powÄ™drowaÅ‚a do dużego pokoju. Koralina podążyÅ‚a jej Å›ladem.
Druga matka usiadła na wielkiej kanapie. Podniosła z podłogi torbę z zakupami i wyjęła białą szeleszczącą papierową torebkę.
Wyciągnęła ją w stronę Koraliny.
– PoczÄ™stujesz siÄ™? – spytaÅ‚a.
Spodziewając się toffi bądź krówek, Koralina zajrzała do środka. Torbę do połowy wypełniały wielkie lśniące żuki, pełzające po sobie i próbujące się wydostać.
– Nie, nie chcÄ™ – odparÅ‚a Koralina.
– Jak wolisz – mruknęła druga matka. Starannie wybraÅ‚a wyjÄ…tkowo dużego i czarnego żuka, oderwaÅ‚a mu nóżki (które wrzuciÅ‚a do dużej szklanej popielniczki na stoliku obok kanapy) i wsunęła żuka do ust. SchrupaÅ‚a go z uÅ›miechem.
– Mniam – mruknęła i wzięła nastÄ™pnego.
– JesteÅ› nienormalna – oznajmiÅ‚a Koralina. – Nienormalna, zÅ‚a i dziwaczna.
– Czy tak mówi siÄ™ do wÅ‚asnej matki? – spytaÅ‚a druga matka, chrupiÄ…c żuki.
– Nie jesteÅ› mojÄ… matkÄ… – odparÅ‚a Koralina.
Druga matka puściła te słowa mimo uszu.
– JesteÅ› po prostu troszkÄ™ podekscytowana, Koralino. Może dziÅ› po poÅ‚udniu powyszywamy razem albo namalujemy akwarelÄ™? Potem kolacja, a potem, jeÅ›li bÄ™dziesz grzeczna, przed snem bÄ™dziesz mogÅ‚a pobawić siÄ™ ze szczurami. A ja przeczytam ci bajkÄ™, opatulÄ™ koÅ‚drÄ… i pocaÅ‚ujÄ™ na dobranoc.
Jej długie białe palce trzepotały lekko niczym zmęczony motyl. Koralina zadrżała.
– Nie – rzekÅ‚a.
Druga matka nadal siedziała na kanapie. Zaciskała wargi tak, że tworzyły cienką linię. Wsunęła do ust kolejnego żuka i jeszcze jednego, jakby to były rodzynki w czekoladzie. Jej oczy z czarnych guzików spoglądały w orzechowe oczy Koraliny. Lśniące czarne włosy kołysały się i okręcały wokół szyi i ramion, jak poruszane wiatrem, którego Koralina nie czuła.
Przez minutę przyglądały się sobie nawzajem. W końcu druga matka rzuciła:
– Maniery!

Powered by MyScript