– WÅ‚aÅ›nie. – Może po prostu zawróciÅ‚am we mgle? Kot wygiÄ…Å‚ czubek ogona tak, że przypominaÅ‚ znak zapytania, i przechyliÅ‚ gÅ‚owÄ™. – Ty może tak – rzekÅ‚ – ale ja z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… nie. ZgubiÅ‚em siÄ™, akurat. – Ale jak można odejść od czegoÅ› i jednoczeÅ›nie do tego wrócić? – Z Å‚atwoÅ›ciÄ… – wyjaÅ›niÅ‚ kot. – Wyobraź sobie kogoÅ› okrążajÄ…cego Å›wiat. Zaczynasz odchodzić od jednego miejsca i w koÅ„cu do niego wracasz. – MaÅ‚y Å›wiat – zauważyÅ‚a Koralina – Dla niej jest dość duży – odparÅ‚ kot. – Sieć pajÄ™cza nie musi być wielka, wystarczy, by Å‚apaÅ‚a muchy. Koralina zadrżaÅ‚a. – PowiedziaÅ‚, że ona naprawia wszystkie okna i drzwi – poinformowaÅ‚a kota. – Å»ebyÅ› nie mógÅ‚ wejść. – Może próbować – odparÅ‚ obojÄ™tnie kot. – O tak, może próbować. – Stali pod kÄ™pÄ… drzew obok domu. Drzewa wyglÄ…daÅ‚y tu znacznie normalniej. – W podobnych miejscach sÄ… wejÅ›cia i wyjÅ›cia, o których nawet ona nie ma pojÄ™cia. – Czy to ona stworzyÅ‚a to miejsce? – zapytaÅ‚a Koralina. – StworzyÅ‚a, znalazÅ‚a, co za różnica – prychnÄ…Å‚ kot. – Tak czy inaczej wÅ‚ada nim bardzo, bardzo dÅ‚ugo. ChwileczkÄ™. – NaprężyÅ‚ siÄ™, skoczyÅ‚ i nim Koralina zdążyÅ‚a mrugnąć okiem, kot siedziaÅ‚ już na ziemi, trzymajÄ…c Å‚apÄ… wielkiego czarnego szczura. – Nie, żebym generalnie lubiÅ‚ szczury – podjÄ…Å‚ kot swobodnym tonem, jakby nic siÄ™ nie wydarzyÅ‚o. – Lecz szczury w tym miejscu to jej szpiedzy. SÅ‚użą jej jako oczy i rÄ™ce. – To rzekÅ‚szy, kot wypuÅ›ciÅ‚ zdobycz. Szczur przebiegÅ‚ kilka metrów, a potem kot jednym dÅ‚ugim skokiem dopadÅ‚ go i zaczÄ…Å‚ uderzać mocno Å‚apkÄ… o ostrych pazurach. DrugÄ… przytrzymywaÅ‚ zwierzaka. – TÄ™ część Å‚owów uwielbiam najbardziej – mruknÄ…Å‚ radoÅ›nie. – Chcesz jeszcze raz zobaczyć, jak to robiÄ™? – Nie – odparÅ‚a Koralina. – Czemu to robisz? ZnÄ™casz siÄ™ nad nim. – Mhm. – Kot wypuÅ›ciÅ‚ szczura. Szczur, oszoÅ‚omiony, potykajÄ…c siÄ™, pokonaÅ‚ kilka kroków, potem zaczÄ…Å‚ biec. Kot uderzeniem Å‚apy wyrzuciÅ‚ go w powietrze i chwyciÅ‚ zÄ™bami. – PrzestaÅ„! – zawoÅ‚aÅ‚a Koralina. Kot upuÅ›ciÅ‚ szczura pomiÄ™dzy przednie Å‚apki. – SÄ… tacy – rzekÅ‚ z westchnieniem gÅ‚osem gÅ‚adkim niczym naoliwiony jedwab – którzy twierdzÄ…, iż kocia skÅ‚onność do zabaw z ofiarami to w istocie objaw Å‚aski: ostatecznie pozwala od czasu do czasu jednej z żywych przekÄ…sek uciec. Jak czÄ™sto pozwalasz uciec swojemu obiadowi? Potem chwyciÅ‚ w zÄ™by szczura i poniósÅ‚ go w gÅ‚Ä…b lasu, za drzewo. Koralina wróciÅ‚a do domu. W mieszkaniu panowaÅ‚a cisza i pustka. Nawet jej kroki na dywanie stawaÅ‚y siÄ™ ogÅ‚uszajÄ…co gÅ‚oÅ›ne. W promieniu sÅ‚oÅ„ca taÅ„czyÅ‚y drobinki kurzu. Po drugiej stronie korytarza wisiaÅ‚o lustro. WidziaÅ‚a siebie, idÄ…cÄ… w jego stronÄ™. Jej odbicie zdawaÅ‚o siÄ™ odważniejsze niż ona sama. Poza niÄ… w lustrze nie byÅ‚o nikogo. Tylko ona i korytarz. CzyjaÅ› dÅ‚oÅ„ dotknęła jej ramienia. Koralina uniosÅ‚a wzrok. Z góry spoglÄ…daÅ‚y na niÄ… oczy drugiej matki – wielkie czarne guziki. – Koralino, moja droga – powiedziaÅ‚a druga matka. – PomyÅ›laÅ‚am, że skoro już wróciÅ‚aÅ› ze spaceru, to możemy razem w coÅ› zagrać. Może w chiÅ„czyka, szczęśliwÄ… rodzinÄ™, monopol? – Nie byÅ‚o ciÄ™ w lustrze – mruknęła Koralina. Druga matka uÅ›miechnęła siÄ™. – Lustrom – powiedziaÅ‚a – nie należy ufać. W co zatem zagramy? Koralina pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. – Nie chcÄ™ z tobÄ… grać – oÅ›wiadczyÅ‚a. – ChcÄ™ wrócić do domu i być z moimi prawdziwymi rodzicami. ChcÄ™, żebyÅ› ich wypuÅ›ciÅ‚a. WypuÅ›ciÅ‚a nas wszystkich. Druga matka bardzo powoli pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. – Nic tak nie boli, jak niewdziÄ™czność córki. Jednakże nawet najwiÄ™kszÄ… dumÄ™ można zÅ‚amać miÅ‚oÅ›ciÄ…. Jej dÅ‚ugie biaÅ‚e palce poruszaÅ‚y siÄ™ i gÅ‚adziÅ‚y powietrze.. – Nie mam zamiaru ciÄ™ kochać – odparÅ‚a Koralina. – Nieważne, co by siÄ™ staÅ‚o. Nie możesz mnie zmusić, bym ciÄ™ pokochaÅ‚a. – Porozmawiajmy o tym – zaproponowaÅ‚a druga matka. ZawróciÅ‚a na piÄ™cie i powÄ™drowaÅ‚a do dużego pokoju. Koralina podążyÅ‚a jej Å›ladem. Druga matka usiadÅ‚a na wielkiej kanapie. PodniosÅ‚a z podÅ‚ogi torbÄ™ z zakupami i wyjęła biaÅ‚Ä… szeleszczÄ…cÄ… papierowÄ… torebkÄ™. WyciÄ…gnęła jÄ… w stronÄ™ Koraliny. – PoczÄ™stujesz siÄ™? – spytaÅ‚a. SpodziewajÄ…c siÄ™ toffi bÄ…dź krówek, Koralina zajrzaÅ‚a do Å›rodka. TorbÄ™ do poÅ‚owy wypeÅ‚niaÅ‚y wielkie lÅ›niÄ…ce żuki, peÅ‚zajÄ…ce po sobie i próbujÄ…ce siÄ™ wydostać. – Nie, nie chcÄ™ – odparÅ‚a Koralina. – Jak wolisz – mruknęła druga matka. Starannie wybraÅ‚a wyjÄ…tkowo dużego i czarnego żuka, oderwaÅ‚a mu nóżki (które wrzuciÅ‚a do dużej szklanej popielniczki na stoliku obok kanapy) i wsunęła żuka do ust. SchrupaÅ‚a go z uÅ›miechem. – Mniam – mruknęła i wzięła nastÄ™pnego. – JesteÅ› nienormalna – oznajmiÅ‚a Koralina. – Nienormalna, zÅ‚a i dziwaczna. – Czy tak mówi siÄ™ do wÅ‚asnej matki? – spytaÅ‚a druga matka, chrupiÄ…c żuki. – Nie jesteÅ› mojÄ… matkÄ… – odparÅ‚a Koralina. Druga matka puÅ›ciÅ‚a te sÅ‚owa mimo uszu. – JesteÅ› po prostu troszkÄ™ podekscytowana, Koralino. Może dziÅ› po poÅ‚udniu powyszywamy razem albo namalujemy akwarelÄ™? Potem kolacja, a potem, jeÅ›li bÄ™dziesz grzeczna, przed snem bÄ™dziesz mogÅ‚a pobawić siÄ™ ze szczurami. A ja przeczytam ci bajkÄ™, opatulÄ™ koÅ‚drÄ… i pocaÅ‚ujÄ™ na dobranoc. Jej dÅ‚ugie biaÅ‚e palce trzepotaÅ‚y lekko niczym zmÄ™czony motyl. Koralina zadrżaÅ‚a. – Nie – rzekÅ‚a. Druga matka nadal siedziaÅ‚a na kanapie. ZaciskaÅ‚a wargi tak, że tworzyÅ‚y cienkÄ… liniÄ™. Wsunęła do ust kolejnego żuka i jeszcze jednego, jakby to byÅ‚y rodzynki w czekoladzie. Jej oczy z czarnych guzików spoglÄ…daÅ‚y w orzechowe oczy Koraliny. LÅ›niÄ…ce czarne wÅ‚osy koÅ‚ysaÅ‚y siÄ™ i okrÄ™caÅ‚y wokół szyi i ramion, jak poruszane wiatrem, którego Koralina nie czuÅ‚a. Przez minutÄ™ przyglÄ…daÅ‚y siÄ™ sobie nawzajem. W koÅ„cu druga matka rzuciÅ‚a: – Maniery!
|