Czymże mógł pomóc? Wziął dziewczynkę na ramiona i poszedł za innymi. Chłopiec pomagał matce, która zrazu utykała, potem odzyskała siły. Nieco dalej Kitano zatrzymał oddział, żeby uwolnić z potrzasku własnego domu starą kobietę, która z pasją i desperacją usiłowała wyciągnąć syna, zaklinowanego pod obaloną ścianą. Dopiero pięciu jeńcom udało się ją podważyć, wtedy wywlókł go Kitano, oczywiście z pomocą kobiety. Dwadzieścia metrów dalej wydobyli starego człowieka. Ku przerażeniu Willa, skóra schodziła zeń jak rękawiczka. Trafili za rogiem ulicy na innego starca, który zdawał się martwy. Nagle dostał konwulsji. Zbliżał się pożar, Kitano kazał zabrać go jeńcom. - Musimy człowieka stąd wynieść, albo spłonie. - Podniósł starca i włożył potężnemu Australijczykowi na ramiona. Kitano, uznawszy, że wielki pożar uniemożliwia dalszy marsz na północ, znalazł drogę skręcającą na prawo i przeprowadził ich za kanał ku urwistemu wzgórzu nad wschodnim brzegiem rzeki Urakami. Doszli wreszcie do drogi nie zatarasowanej płonącymi budynkami i zaczęli się wspinać na zbocze. Ciągnęło za nimi wielu innych. Kobieta o spalonych włosach miała na sobie jedynie postrzępioną bluzkę. Z jej twarzy, piersi i rąk zwisały płaty ciemnoczerwonej skóry. Oczy płonęły nienaturalnym blaskiem. Cierpiała potworną męczarnię, milcząc. Idący obok mężczyzna meczał jak baran: - Co za ból! Co za ból! Inni popatrywali nań z pogardą. Płonął przed nimi jednopiętrowy budynek szkolny, w którym uczono starszych uczniów udzielania pierwszej pomocy. Któryś krzyknął do jeńców: - Są tam w środku! Will usłyszał stłumione wołanie o pomoc: pod opadłą ze stropu belką leżał uczeń. Will położył dziewczynkę na ziemi i ruszył wraz z innymi jeńcami ku płonącej szkole. Podnieśli belkę i chłopca wydobyli. Miał przepalony brzuch, wyłaziły zeń jelita. Obok leżał martwy nauczyciel. Do zbiornika wody wskakiwali uczniowie w płonących ubraniach. Inni, wypełzający ze szkoły byli tak okropnie poparzeni, że przezierało przez oparzeliny żywe mięso. Gwałtowny wybuch ognia ogarnął cały budynek. Potrzask. Przeraźliwy, rozpaczliwy krzyk tych, którzy się nie wydostali. Jeńcy wspinali się ścieżką na wzgórze, unosząc kilkunastu rannych. Tamiko, zrazu lekka jak listek, nabrała ciężaru ołowiu. Zasłabła idąca obok kobieta. Zajął się nią Kitano. - Jak ona w ogóle mogła iść? - powiedział. Ścięgna i mięśnie jej nóg były naszpikowane tłuczonym szkłem. Ponieśli ją na drzwiach dwaj Holendrzy. Wszyscy byli już potwornie wymęczeni, powłóczyli nogami i z trudem łapali oddech. Gdy tylko weszli na tarasowate pola, Kitano zarządził postój. Ludzie z wdzięcznością opadli na ziemię. Will usiłował uspokajać Tamiko, która z trudem, ale powstrzymywała łzy. - To bardzo dzielna dziewczynka - powiedział pani Goto. - Tatuś jest daleko od domu, w niebezpiecznym miejscu - powiedziała Tamiko. - On chce, żebym była dzielna i pomagała mamie. Michiko wzięła dziewczynkę na kolana i zaśpiewała kołysankę. Dziewczynka usnęła. Hajime trącił Willa łokciem: - To jeszcze dziecko - szepnął. - Ona myśli, że papa żyje. On umarł w Chinach rok temu, ale ona go tak bardzo kocha, że myśmy jej o tym nie powiedzieli. Will po raz pierwszy mógł się z bliska przyjrzeć matce. Mimo ubrudzonej twarzy i podartej sukienki, była to kobieta bardzo powabna. Zauważywszy, że się jej uważnie przygląda, Michiko pochyliła wstydliwie głowę. - To dziwne, że pan mówi po japońsku - powiedziała. - Uczyłem się w Tokio - odparł i opowiedział o swoich szkolnych latach. - Jest pan Anglikiem? - Nie, Amerykaninem. - Zamilkli oboje. - To straszne, co się działo w tamtej szkole - powiedziała i głos jej zadrżał. - Pomyślałam o moich własnych uczniach. Zauważyli, że inni biegną na sąsiednie pole po coś do zjedzenia, a wracają z oberżyną i innymi jarzynami. Will poszedł za innymi, przyniósł dynię i kilka oberżyn dla Gotów. Obudziła się Tamiko, ale nic nie chciała wziąć do ust. Chłopiec i matka usiłowali jeść surową oberżynę. Will widział, że robią to tylko przez grzeczność, i powiedział, że zje te jarzyny sam. Słońce miało już zachodzić, gdy Kitano spytał jeńców, czy chcą na tym wzgórzu przenocować, czy wlec się gdzieś dalej i szukać innych jeńców. - Nie ma sensu tu zostawać - powiedział jeden z Australijczyków, poparli go Holendrzy. Kitano wskazał grupę domków przylepionych do zbocza na dole. - Zejdźmy do tej wsi - zaproponował. Zaczęli schodzić w milczeniu.
|