- Czy przywódcy wilczych sfor naprawdę pokazują podwładnym ich miejsce w szeregu? - zainteresowała się Zelandoni...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Avalon jest piękny – westchnął – i gdybym mógł całe królestwo uczynić tak spokojnym, jak to miejsce, chętnie bym tu został na zawsze i...
»
— Chyba nie — odparł — ale przecież wszyscy jesteście nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, więc spędzanie czasu na kłótniach o...
»
prawym przyciskiem myszy element, który ma zmieniæ miejsce, a nastêpnie z wy- œwietlonego menu wybierz polecenie Przenieœ w górê lub Przenieœ w dó³...
»
Rozmowa miała zosta nagrana w korytarzu, eby poziom hałasu i odgłosy z zewn trz odpowiadały miejscu, w którym 2J miał ich rzekomo podsłuchiwa...
»
z pogranicza danego obszaru może mieć kulturę nieskoordynowaną, lecz także i to, które odrywa się od pokrewnych plemion i zajmuje miejsce w obrębie innej...
»
— Wiesz już, o co mi chodzi? — zagadnąłem, wsuwając się z powrotem na swoje miejsce...
»
Szanghaj finansow stolic Azji? Tutejsza gieda doprowadzia do ruiny miliony ciuaczy i jest miejscem o drugorzdnym znaczeniu, a wielkie chiskie przedsibiorstwa...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
funkcję wykonają za parę rupii miejscowi marynarze, my zaś jedziemy autem Husseina dojakiegoś angielskiego inżyniera, prezesa lokalnego klubu jachtowego,...
»
Zamiast niej, pod lustrem, zdaje się że w łukowato sklepionym przejściu, objawiła się kobieta w średnim wieku i z miejsca oświadczyła, że zapisać do profesora...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Skąd o tym wiesz?
- Polowałam na drapieżniki, zanim zaczęłam zabijać ich potencjalne ofiary - odrzekła Ayla. - Spędzałam całe dnie na obserwowaniu wilczych zwyczajów. Czasem myślę, że Wilk dobrze się czuje między ludźmi przede wszystkim dlatego, że zwyczaje jego pobratymców nie różnią się znacząco od naszych.
- Zdumiewające - mruknęła Pierwsza. - Obawiam się, że masz rację co do Laramara. Zniechęciłaś go do siebie jeszcze bardziej, ale to nie tylko twoja wina. Podczas pogrzebu stałaś między najważniejszymi osobistościami Dziewiątej Jaskini, bo taka moim zdaniem jest należna ci pozycja; Marthona też tak uważa. A on chciał widzieć cię tam, gdzie jego zdaniem powinnaś była się znaleźć - czyli za nim. Z punktu widzenia naszych tradycji, miał słuszność.
Na pogrzebach członkowie danej Jaskini powinni iść przed gośćmi. Tyle że ty tak naprawdę nie jesteś tu gościem, przede wszystkim należało ci się miejsce wśród Zelandoni, bo jesteś uzdrowicielką, a tacy jak my zawsze kroczą na czele. Po drugie, przyjęła cię rodzina Jondalara i należysz do niej, z czym wszyscy się dziś zgodzili. Jednak na pogrzebie, kiedy Laramar zaczepił Marthonę, udało mu się ją zaskoczyć. To dlatego uznał, że nadeszła godzina triumfu. A ty, nie wiedząc o niczym, pokazałaś mu jego miejsce. Postanowił więc, że odegra się na was obu, atakując Marthonę, ale nie docenił jej.
- Tu jesteście - odezwał się Jondalar, wychodząc im naprzeciw. - Właśnie mówimy o Laramarze.
- My też - odparła posępnie Ayla, choć nie wydawało jej się, by rozmowa na łonie rodziny Marthony była równie niewesoła, jak ta, którą właśnie odbyła z Zelandoni. Zdała sobie sprawę, że po części z własnej winy, a po części za sprawą okoliczności przysporzyła sobie wroga. Kolejnego wroga, pomyślała, przypomniawszy sobie o Maronie.
ROZDZIAŁ 21
 
Mieszkańcy Dziewiątej Jaskini szykowali się do dorocznej wyprawy na Letnie Spotkanie Zelandonii właściwie już od powrotu z poprzedniego zgromadzenia, jednak dopiero teraz, gdy do wymarszu pozostało niewiele czasu, przygotowania nabrały bardziej zdecydowanego charakteru. Podejmowano ostatnie decyzje w sprawie tego, co dobrze byłoby zabrać, a co zostawić. Wszyscy uświadamiali sobie, że powrócą pod gościnny nawis pod Spadającą Skałą dopiero jesienią, gdy zaczną wiać zimne wiatry.
Niewiele osób pozostawało latem w osadzie: byli to głównie chorzy, a także zapracowani rzemieślnicy i ci, którzy musieli czekać na podróżujących gdzieś krewnych. Mało kto wracał do Dziewiątej Jaskini przed końcem lata. Spośród tych, którzy wyruszali na Letnie Spotkanie, wielu spędzało ciepłe miesiące, koczując w pobliżu wielkiego zgromadzenia, byli jednak i tacy, którzy wędrowali po całej okolicy i odwiedzali znajomych, korzystając z łaskawości aury.
Urządzano też wyprawy łowieckie i zbierackie, odwiedzano obozy innych grup Zelandonii, a nawet składano wizyty w osadach innych ludów zamieszkujących sąsiednie terytoria. Młodzież zapuszczała się jeszcze dalej, odbywając często swe pierwsze Podróże. Powrót Jondalara, który przywiózł swym pobratymcom wieści o tylu odkryciach i wynalazkach, a także piękną, egzotyczną kobietę obdarzoną niezwykłymi talentami - nie mówiąc już o podniecających opowieściach - zachęcił wielu z tych, którzy od dawna nosili się z zamiarem odbycia dalekich wypraw, do podjęcia bardziej zdecydowanych działań. Niejedna matka miała powody do zmartwienia, wiedząc o tym, że młodszy brat Jondalara nie powrócił ze swej wielkiej Podróży.
W ostatni wieczór przed wymarszem w Dziewiątej Jaskini Zelandonii panował rozgardiasz, a w powietrzu wyczuwało się atmosferę niecierpliwego oczekiwania. Ayla do końca nie mogła uwierzyć, że oto wkrótce rozpocznie się wymarzone Letnie Spotkanie, na którym wreszcie miała zawiązać węzeł z Jondalarem. Niejeden raz budziła się z obawą, że kiedy otworzy oczy, okaże się, iż wszystko, co dotąd przeżyła, było tylko pięknym snem i że znowu znajdzie się w małej jaskini, w sercu samotnej doliny. Często też rozmyślała o Izie, marząc o tym, by jedyna kobieta, którą pamiętała jako matkę, mogła w jakiś sposób dowiedzieć się o Zaślubinach swej adoptowanej córki oraz o tym, że Ayla wreszcie odnalazła swój lud - a przynajmniej gościnną Jaskinię, którą wybrała na swój lud.
Młoda znachorka już dawno pogodziła się z faktem, że nigdy nie dowie się prawdy o swym pochodzeniu. Zrozumiała, że tak naprawdę to, kim byli jej przodkowie, nie ma wielkiego znaczenia. Żyjąc w Klanie, pragnęła tylko być jedną z kobiet Klanu. Kiedy jednak pojęła, że nie jest i nigdy nie będzie taka jak jej opiekunowie, szczególnego znaczenia nabrał dla niej fakt, że należała do Innych, których postrzegała jako swą wielką rodzinę. Była szczęśliwa wśród Mamutoi, pierwszych ludzi jej rasy, którzy ją adoptowali i przyjęli pod swój dach wraz z Jondalarem. Z nie mniejszą radością pozostałaby wśród równie otwartych i gościnnych Sharamudoi. Jeśli chciała zostać Zelandonii, to tylko dlatego, że był to lud, z którego wywodził się jej ukochany, a nie dlatego, że była to grupa odmienna czy lepsza od pozostałych szczepów Innych.

Powered by MyScript