W stosunku do omówionego przedtem kolektywizmu fanatyzm jest jakby inną stroną medalu: o ile ktoś myślący kolektywistycznie zapomina owej własnej osobowości, to ktoś nastawiony fanatycznie przeoczą osobowy byt innego człowieka, inaczej myślącego. On nie dopuszcza innego myślenia. Tym, co wyłącznie dopuszcza, nie jest czyjś inny pogląd, lecz tylko opinia własna. Ale fanatyk tej nawet nie ma: nie reprezentuje żadnej własnej opinii, to opinia publiczna reprezentuje jego. I to też właśnie czyni fanatyzm tak niebezpiecznym: ze opinia publiczna tak łatwo owłada fanatykami, a równocześnie, że poszczególni ludzie mogą tak łatwo zawładnąć opinią publiczną! Tymi poszczególnymi ludźmi są mianowicie rządzący, a raczej, mówiąc ściślej, ktoś jeden rządzący, "wódz". Stąd też łatwo zrozumieć, że podobno Hitler wykrzyknął w jednej z rozmów przy stole: co za szczęście dla rządzących, że ludzie nie myślą! Miał na myśli, że nie myślą żadnymi własnymi myślami, a tylko pozwalają innym myśleć za siebie. Fanatyczny typ charakteru nie jest dla psychiatrów niczym nieznanym ani niezwykłym. I tak norweskie Ministerstwo Sprawiedliwości powołało przed laty specjalnie komisję psychiatrów, której zadaniem było poddanie badaniu psychiatrycznemu nie mniej niż 60 000 byłych quislingowców. I co się przy tym okazało? Na przykład to, że procent paralityków, paranoików i paranoidalnych psychopatów był wśród tych fanatyków dwa i pół raza większy od odpowiedniego odsetka wśród przeciętnej ludności norweskiej. Nie chodzi o to, czego ostatnio tak często się żąda, mianowicie, aby poddawać polityków regularnym badaniom psychiatrycznym. Pominąwszy już to, czy takie postulaty dałyby się przeprowadzić, badania tego rodzaju przychodziłyby za późno. Trzeba by bowiem już odpowiednio wcześniej poddawać badaniom tych, z których pomocą i na których barkach odpowiedni politycy mogli wspiąć się do przyszłego wodzostwa. Jeśli, wracając do fanatyzmu, przypominamy sobie, co twierdziliśmy o fanatyku: że ignoruje on osobę, czyli wolność decyzji i ludzką godność bliźniego, to uderzy nas inna wypowizeż Hitlera, mianowicie, że polityka jest grą, w której każdy chwyt jest dozwolony. Rzeczywiście, nic nie jest, moim zdaniem, tak znamienne dla fanatyka jak właśnie okoliczność, że wszystko staje się dlań zwykłym chwytem, zwykłym środkiem do celu. Sens jego poglądów tkwi w tym, że cel uświęca środki. W rzeczywistości jest na pewno, odwrotnie, istnieją również środki zdolne zbezcześcić cel. Istnieje także coś co nigdy nie powinno być poniżane do roli zwykłego środka. Kant dobrze o tym wiedział, że kimś takim jest człowiek! To poniżanie wciąż się jednak odbywa, mianowicie w fanatycznej polityce, nią cofającej się przed człowiekiem, lecz wprzęgającej go bez reszty do swych celów. Przez taką politykę fanatyzmu następuje dehumanizacja człowieka, podczas gdy tak ważne byłoby odwrotnie, aby nastąpila humanizacja polityki. * Opinia publiczna, o której wspomnieliśmy wyżej, że tak owłada sfanatyzowanymi ludźmi, opinia ta niejako wykrystalizowuje się w formie haseł-sloganów. One to, raz rzucone w masy, wyzwalają reakcję łańcuchową - psychologiczną reakcję łańcuchowa, o wiele groźniejszą od reakcji fizycznej, właściwej mechanizmowi bomby atomowej. Mechanizm ów bowiem, owa reakcja łańcuchowa, nigdy nie mógłby doprowadzić do wybuchu, gdyby nie wyprzedziła go łańcuchowa reakcja psychologiczna, gdyby w masę, w człowieka z masy nie uderzyło, że tak powiem, błyskotliwe hasło-slogan. * Tek więc dotarliśmy do końca naszych rozważań o objawach będących niejako oznakami nerwicy zbiorowej składającymi się na patologię ducha czasu. Obrazowo, ale też tylko obrazowo, można by w tym kontekście mówić wprost o jakiejś psychicznej epidemii, zwłaszcza epidemii fanatyzmu. Nie inaczej niż zwykłe, somatyczne epidemie, również epidemie psychiczne są w pewnym sensie skutkiem wojny i typowym zjawiskiem każdego okresu powojennego, charakterystycznym nie tylko dla naszej epoki. Co odróżnia epidemie psychiczne od somatycznych i czyni je szczególnie niebezpiecznymi, to to, że epidemie psychiczne są nie tylko, jak epidemie somatyczne, bardziej lub mniej koniecznym następstwem wojny (z którym trzeba się pogodzić), lecz niestety także możliwą przyczyną wojny. Z tego powodu zwalczanie tych epidemii powinno być najpilniejszym zadaniem higieny psychicznej! Tymczasem fanatyk stara się sprawiać wrażenie, jakoby polityka stanowiła, że się tak wyrażę, rozwiązanie wszelkich problemów. Jednakże polityka nie może być panaceum na wszystko już choćby dlatego, że niejednokrotnie sama bywa oznaką choroby. Rozumiemy teraz, ile racji miał Karl Kraus mówiąc, że gdyby ludzkość nie znała frazesów, nie potrzebowałaby broni. Co się tyczy w szczególności bomby atomowej, trafił w sedno Einstein: "Problemem nie jest bomba atomowa - problemem jest ludzkie serce". Dopisek Aby zbadać rozprzestrzenianie się objawów nerwicy zbiorowej poleciłem moim współpracownikom dokonanie wyrywkowej próby na
|