Powiedział tylko, że będzie tu przed zachodem słońca. Shean bębnił palcami po blacie. - Chcesz kawy? - Egipskiej? To świństwo jest tak mocne, że równie dobrze mogłabym przystawić sobie pistolet do głowy i nacisnąć spust. Shean nie zdążył się roześmiać. Usłyszeli szurnięcie krzesła. Zza przepierzenia wyszedł mężczyzna w białym garniturze i zbliżył się do nich. Był dobrze zbudowany, miał oliwkową cerę i gęste ciemne wąsy, które podkreślały jego uśmiech. Był to uśmiech rozbawienia, ale przyjazny. - Pani Hardesty? Rozmawiałem z panią wcześniej przez telefon. - Nie jest pan księdzem, który zwrócił się do mnie w Nowym Jorku - odpowiedziała Arlene. Shean wstał. - Nie - zgodził się przybyły. - Ma pani rację. Ksiądz, który nawiązał z panią kontakt, ojciec Victor został odwołany w pilnej misji. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Jestem ojciec Sebastian. Mam nadzieję, że zaakceptujecie tę zmianę. Ale oczywiście, potrzebne wam dowody wiarygodne... Wyciągnął lewą rękę, ukazując pierścień na środkowym palcu. Wielki czysty rubin zamigotał w mroku. Był osadzony w grubej oprawie z błyszczącego złota. Wyryte w klejnocie insygnia przedstawiały krzyż i miecz. Religia i przemoc. Symbol Bractwa Kamienia. Shean wzdrygnął się. - Widzę, że jest ci znany - ojciec Sebastian nie przestawał się uśmiechać. - Każdemu wolno nosić pierścień. - Ale nie ten pierścień. - Załóżmy - powiedział Shean. - Pan z tobą. Uśmiech księdza znikł. - Ach tak. - Właśnie - Shean przybrał ostry ton. - Hasło. Dalej, dokończ je. Pozdrowienie Bractwa. Pan z tobą. - I z duchem twoim. - A reszta? - Deo gratias. Jesteś zadowolony? - Dopiero zaczynamy. Dominus vobiscum. - Et cum spiritu tuo. - Hoc est enim... - Corpus meum. - Pater Noster... - Qiu est in coeli. Arlene przerwała im. - O czym wy mówicie? - Wymieniamy responsy z mszy rzymskiej - wyjaśnił Shean. - Bractwo jest konserwatywne. Nie zaakceptowało zmiany obrządku z łacińskiego na narodowy w połowie lat sześćdziesiątych. A ty - przyjrzał się badawczo śniademu, wyglądającemu na Egipcjanina mężczyźnie, który przedstawił się jako ojciec Sebastian - jesteś młodszy ode mnie. Masz najwyżej trzydzieści lat. Gdybyś nie należał do Bractwa, od dawna nie widziałbyś prawdziwej mszy i nie mógłbyś pamiętać responsów. Kto założył Bractwo? - Ojciec Hieronim. - Kiedy? - Podczas trzeciej krucjaty. W 1192 roku. - Jego prawdziwe imię? - Hassan ibn al-Sabbah. Przypadkowo to samo imię nosił sto lat wcześniej twórca arabskiego terroryzmu. Chociaż był zakonnikiem, ojciec Hieronim został zwerbowany przez krzyżowców jako morderca, ponieważ będąc Arabem mógł się swobodnie poruszać wśród pogan. Ale terror przez niego wprowadzony był, w przeciwieństwie do arabskiego, święty. Od tamtego czasu - ojciec Sebastian wzruszył ramionami - robimy co w naszej mocy, aby ochraniać Kościół. Czy jesteś teraz zadowolony? Shean skinął głową. Ksiądz usiadł przy stole. - A twoje listy uwierzytelniające? - Miałeś okazję dokładnie przyjrzeć mi się zza tej przegrody, a musiałeś widzieć także moją fotografię. - Chirurgia plastyczna czyni cuda. - Pierścień zawiera kapsułkę z trucizną. Twój klasztor leży na północno-zachodnim wybrzeżu Francji, na wprost Anglii. W czasach trzeciej krucjaty były to tereny sporne. Tylko ktoś, do kogo Bractwo zwróciło się, aby go zwerbować, może znać te szczegóły. - To prawda. Zwracaliśmy się do ciebie. A teraz zwracamy się ponownie. Shean poczuł nagłe zmęczenie. Wszystko wracało. Nie było ucieczki. Głos mu zadrżał: - Czego chcecie? Jeśli wiedzieliście, gdzie się ukrywam, dlaczego pozwoliliście, żebym spędził rok...
|