Sandy siedziała dokładnie naprzeciwko półleżącego na stoliku Bylightera i wydawało się jej, że na posiniaczonej szyi handlarza, tuż nad niemal...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
swoje ogrody i siedziby we wspólnej wiosce, po śmierci grzebie się ich na wspólnej działcena ziemi przodków...
»
Przy opisie spostrzegania wykorzystujejący poza naszą świadomą kontrolą i dającysię kilka terminów technicznych, okre-nam dokładny obraz...
»
Wystarczy zastanowić się nieco dokładniej nad tym, jak w nasze życie wkraczają ludzkie dzieła, a zobaczymy, że dzieje się to na dwa sposoby, lub, mówiąc inaczej,...
»
Tamto pytanie zaprowadziło ich do trudnych problemów etyki, ale to wszystko wydarzyło się tak dawno, że trudno było przypomnieć sobie dokładnie, co wtedy...
»
— Siedzi tam, przy kominku — odparła panna Gorringe...
»
Autostopem co kilka lat przenosiło swą siedzibę, a więc i budynek centrali, na inną planetę, gdzie natychmiast wybuchała radość i próżna euforia...
»
Rojenia o religii wlasnej datuja sie w Niemczech od czasów Fichtego, a od stu niemal lat glowia sie nad wytworzeniem calej wlasnej cywilizacji...
»
i komnata, w której ich przetrzymywano, były dokładnie, wręcz precyzyjnie wyrąbane 63 @ Han Solo i utracona fortuna w skale, wyraźnie...
»
Ca³kowite oddalenie od siedzib ludzkich (gówno prawda, czêsto w pobli¿u by³y ma³e miasteczka i to nie tylko dla obozowego naczalstwa i by³ych wiêŸniów - p...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Już sam widok
najwyraźniej świeżej rany tak ją rozwścieczył, że niewiele
brakowało, a zwykle opanowana i daleka od gwałtownych poczynań
Sandy rzuciłaby się mu do gardła. Nie zrobiła tego z jednego
powodu: nie wierzyła, że taki niedożywiony gówniarz jak Piszczyk
mógłby napaść, zgwałcić i zamordować znakomicie wytrenowaną i
sprawną agentkę do zadań specjalnych.
Co nie znaczyło, że tego nie zrobił, ponieważ purpurowy
 
 
 
 
 
 
siniak na jego chudej szyi był najwyraźniej świeży.
- Rozmawialiśmy kilka dni temu...
Głos Bylightera. Koniec rozmyślań.
- Chciałaś kupić trochę haszu na... chyba na jakieś party.
Na łodzi, tak? - próbował zrekonstruować choć fragment
poprzedniej rozmowy. Pamiętał mgliście, że wspominała coś o
jachcie w Newport Harbor i o starszym od niej chłopaku...
Kiwnęła głową.
- Tak, to ja, ale kiedy tu wróciłam, nie mogłam cię nigdzie
znaleźć.
- Eeee... Coś mi wypadło. Musiałem zająć się grubszą
dostawą. Nagła sprawa, sama rozumiesz. - Bylighter wił się jak
piskorz, zdając sobie sprawę, że stąpa po bardzo cienkim lodzie.
- Nadal cię to interesuje? - spytał nieśmiało, mając nadzieję, że
kilkoma dobrymi kontaktami może odzyskać przychylność Rayneego. -
Mógłbym...
Sandy pokręciła głową.
- Nie, już nie. A przynajmniej nie hasz.
- Trawka? Trawka nie jest taka...
- Nie, Piszczyk, trawka też mnie nie bawi. Szczerze mówiąc,
sama nie wiem, czego tak naprawdę szukam. Pomyślałam sobie, że...
że skoro masz takie chody, jak mówią, to...
- Mówią o mnie? - Bylighter przełknął głośno ślinę i
uśmiechnął się z zażenowaniem, bezskutecznie próbując ukryć
pyszałkowatą dumę, dzięki której niemal zapomniał o bólu
promieniującym ze spuchniętego krocza. - To znaczy... No tak, to
prawda. Jak tylko powiesz mi, czego szukasz, to ci natychmiast
załatwię - wyjąkał. - Owszem, widzisz... mam znajomości,
kontakty. Takie jak inni poważni handlarze. Wytrzasnę... Załatwię
ci wszystko, tylko muszę wiedzieć co...- dokończył chaotycznie.
- O to właśnie chodzi. Nie jestem pewna, czego chcę.
- Sandy zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu, chociaż nikt
koło nich nie siedział. - Widzisz, kłopot w tym, że ci trzej
faceci, z którymi mieszkam...
- Mieszkasz z trzema... facetami? - Piszczyk wytrzeszczył
oczy.
Sandy wzruszyła ramionami.
- Tak jakoś wyszło - odrzekła udając zakłopotanie. - W sumie
nawet się nam układa, ale... Rozumiesz, ostatnio trochę ich
zbajerowałam, no i teraz... - Zawahała się, niepewna, dokąd ją ta
improwizacja zaprowadzi, choć starała się kierować rozmową tak,
by wykorzystać słaby punkt Bylightera; przez kilka ostatnich
tygodni zdążyła przedyskutować z Kaaren wszystkie możliwe
scenariusze pierwszego kontaktu z Piszczykiem. - Tak czy inaczej,
skończyło się na tym, że obiecałam im coś lepszego niż hasz. No
wiesz, coś, co doda nam sił i ochoty do... Rozumiesz?
- Aha! Sił i ochoty do... tego? - Zareagował z refleksem
szachisty ale zareagował, co znaczyło, że połknął haczyk.
- No właśnie. - Sandy kiwnęła głową, a na jej policzkach
wykwitły rumieńce szczerego zażenowania. - Do tego. Pomyślałam
sobie, że może trochę koki...
- O tak, nie ma to jak koka, zwłaszcza na to - zapewnił z
miną wybitnego eksperta. - Koka zadziała jak trzeba, wydłuży...
te sprawy i mogę ci załatwić całkiem przyzwoity towar, ale... -
Nie, nie mógł się powstrzymać. -...Ale posłuchaj, może uda mi się
 
 
 
 
 
 
zdobyć coś, co daje jeszcze lepszy efekt.
- Lepszy niż koka? - spytała szeptem, kompletnie zaskoczona
nieoczekiwanym zwrotem w rozmowie.
- O niebo lepszy. Chryste, mówię ci, ten towar bierze
człowieka tak, że... - Tu bezwstydnie do niej mrugnął.
- Próbowałeś? - spytała.
- Kilka razy - skłamał. - Ale wiesz, co jest w tym wszystkim
najlepsze? Że towar jest całkowicie legalny.
- To co to jest? Chyba nie hiszpańska mucha, co? - spytała
szybko, wściekła, że dała się wpuścić w kanał i że zamiast o
kokainie rozmawiają teraz o czymś, co można najpewniej kupić w
każdym sex shopie. Sklęła siebie w duchu wiedząc, że musi to w
jakiś sposób naprawić.

Powered by MyScript