Zrozumiał, że musi działać bardzo szybko. Jeśli ona, Pożądanie, ma ponieść porażkę, musi ją natychmiast odepchnąć z całych sił. Szarpnął się gwałtownie w wybuchu złości skierowanym głównie przeciwko sobie samemu, po czym
zaczął uciekać jak najdalej od otworu prowadzącego do drugiej groty. Wściekły, zrozpaczony, upokorzony, dotknięty, a przede wszystkim zawstydzony. Zawstydzony ponad wszelkie granice, że tak mało brakowało, a byłby się poddał.
Nigdy więcej nie chciał się tam znaleźć, to bardzo niebezpieczne miejsce, została tam narażona na szwank jego duma, a ponadto mógł zaprzepaścić możliwość wyrwania się kiedykolwiek z pułapki, z tego przedsionka śmierci. Jedyna rada, ja-ką otrzymał, to czekać i starać się nie poddać. I nawet tego nie potrafił dokonać.
W każdym razie tak mało brakowało. . .
Usiadł na kamiennej podłodze pośrodku groty, skulił się, ramionami oplótł
kolana, pochylił głowę.
— Bardzo dobrze, Móri — w jego głowie dała się słyszeć pochwała wypo-
wiedziana przez Pustkę. — Okazałeś się silniejszy, niż myślałam.
— To było Pożądanie, prawda? — zapytał, jakby szukając pociechy.
— No, w każdym razie to, co ona wywoływała w twoich zmysłach, można
tak nazwać. Zwłaszcza że ona bardzo chce wierzyć, iż nie można się jej oprzeć.
27
Poza tym trzeba ci wiedzieć, że to wiedźma, całkiem słusznie skazana na ziemi za czary. A zła czarownica potrzebuje dużo więcej czasu niż inni, by dostać się do światła.
Móri roześmiał się niepewnie.
— Więc tutaj też istnieje strona kobieca i strona męska, jak w kościele?
Usłyszał, że Pustka chichocze cicho.
— Możliwe.
— To dzięki Tiril, prawda? To moja miłość do niej sprawiła, że udało mi się pokonać tę kobietę, czyż nie?
— Bez wątpienia bardzo ci to pomogło. Nigdy przecież jej nie zdradziłeś, a to niezwykle piękna sprawa, zwłaszcza gdy małżeństwo trwa tak długo jak wasze.
Ale bezpośrednią przyczyną twego buntu była myśl o Dolgu, twoim dzielnym
synu.
— Tak, Dolg — Móri uśmiechnął się sam do siebie. — To naprawdę wspaniały
chłopak!
— I dokonał wielkiego czynu w czasie, kiedy leżałeś jak martwy w lesie pod
skałą. Ale teraz nie powinieneś tak siedzieć tu i rozpamiętywać, człowieku! Ro-zejrzyj no się dookoła!
Słowa Pustki sprawiły, że Móri uniósł głowę. I nagle podskoczył, jakby go coś ugryzło.
Głośno wciągał powietrze. Czyż naprawdę nie mógł bardziej uważać?
Teraz było z nim naprawdę źle!
Rozdział 5
Wierni towarzysze Móriego wciąż trwali na posterunku, siedzieli i stali wokół
jego martwego ciała. Bali się, naturalnie, że on nie zdoła wyrwać się z przedsionka, bo gdyby przekroczył ostatecznie granicę śmierci i Wielkiego Światła, to oni staną się istotami bezpańskimi! W każdym razie niektórzy z nich. Kilkoro musiałoby w takim razie wrócić do smutnej egzystencji umarłych czarnoksiężni-ków, inni pozostaliby całkowicie bez zajęcia nie przynależni do nikogo. To chyba najbardziej ponura perspektywa.
— Ktoś nadchodzi — powiedział Nauczyciel cicho.
To chłopi z pobliskiej wioski. Wlekli się niechętnie pod górę w stronę ruin zamku Graben, by zobaczyć, co się stało z trojgiem właścicieli pozostawionych we wsi koni. Zatrzymali się na skalnym uskoku i rozważali sytuację. Duchy słyszały, że oglądając ślady rozmawiali o wydarzeniach tego krytycznego dnia, po chwili gromadka poszła dalej.
Towarzysze Móriego stali się jeszcze bardziej niespokojni.
Nie trwało długo, a gromadka chłopów wróciła i znowu zatrzymała się na
skale. Duchy słyszały, że doszli do wniosku, iż ktoś musiał tu zostać zrzucony w przepaść. I że kobieta musiała zostać uprowadzona. Potem chłopi z ociąganiem podeszli do skraju lasu, gdzie leżał Móri.
Któryś z nich, chyba jakiś młody chłopak, twierdził, że w tym miejscu straszy.
Duchy mamrotały ze złością: „Tak, tak!”
Potem wytężyły wszystkie swoje siły i zmobilizowały wszelkie umiejętności,
by żaden z chłopów nie odważył się tknąć stosu gałęzi przykrywających ciało Móriego.
Ludzie ze wsi odczuwali opór, ale pojęcia nie mieli, o co chodzi.
Zlekceważyli to.
Wkrótce odnaleźli jednak ciało Móriego i wtedy padły pierwsze straszne sło-
wa, że należałoby urządzić mu przyzwoity pogrzeb. Duchy były przerażone i starały się jakoś odstraszyć ludzi. Już nawet zdecydowały, że się im ukażą. Tamci mieli jednak dobre intencje, nie chcieli zrobić nic złego, ostatecznie więc duchy zrezygnowały z tak drastycznych metod.
Kiedy jednak chłopi sprowadzili proboszcza, a ten wypowiedział się pogar-
29
|