Dopiero w godzinę później służba mnie tu znalazła...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwłoki?— Ależ nie! Zwłoki mnie nie interesują...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
88 — E! — powiada on do mnie ze słodkawą miną...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiała się w ten sposób, że w...
»
— Posłano mnie tutaj, żebym dowiedział się, czego potrzebujecie — zwrócił się do najstarszej kobiety...
»
— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziała i właściwie nie do końca było to kłamstwem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Józef nakrywając do stołu w jadalni
spostrzegł, że spod drzwi od salonu ciągnie zimno. Domyślił się, że w salonie musi być
otwarte okno i dlatego tam wszedł. Stracili tak głowę, że pobiegli po lekarza. Wszakże nim
lekarz nadszedł, gosposia zdołała mnie ocucić. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że
przeleżałam przeszło godzinę w wyziębionym pokoju, mając na sobie tylko szlafroczek.
Katar już jest pewny, oby tylko nie przyplątała się grypa. Tak nie lubię chorować. Gdy mam
katar, nie mogę pokazywać się nikomu, bo koniuszek nosa robi mi się czerwony.
Na szczęście przed przybyciem Jacka zdążyłam oprzytomnieć o tyle, że uprzątnęłam z
gabinetu skrawki gazet, rozsypane przez Roberta. Natychmiast po tym położyłam się do
łóżka.
Cały dom jest zemocjonowany uliczną strzelaniną. Każde ze służby przyniosło inną
relację. Na szczęście nikt z nich nie łączył zdarzenia z posłańcem, który był u mnie, a którego
zresztą widział tylko Józef. Ponieważ Józef zdążył wybiec na ulicę już wtedy, gdy było po
wszystkim, mogę nie obawiać się jego gadatliwości. Twierdził, że na ulicy postrzelono
człowieka, który chciał obrabować sklep jubilerski. Pokojówka zapewniała, że miał tu
miejsce jakiś dramat miłosny, gdyż pewien pan strzelał do kobiety, idącej w towarzystwie
drugiego mężczyzny. Gosposia od naocznych świadków wiedziała, że był to napad na
83
policjanta. Kucharka natomiast utrzymywała, że wynikła zwykła awantura między pijakami.
Z tej strony miałam więc spokój. Zresztą Jacek przyszedłszy na obiad nie okazał
większego zainteresowania tym zajściem. Przestraszył się tylko faktem mego omdlenia i robił
mi wyrzuty, że wyglądałam podczas strzelaniny oknem.
– Tę ciekawość mogłaś przecież przypłacić poważnym skaleczeniem – mówił.
Dobrze się złożyło, że miał jeszcze jakąś konferencję na mieście. Musiałam zostać sama.
Musiałam zebrać myśli i zastanowić się nad tymi wstrząsającymi zdarzeniami.
Doszłam do przekonania, że w pierwszej chwili niesłusznie tak surowo osądziłam Roberta.
Ostatecznie jego zachowanie się aż nadto da się usprawiedliwić. Można kogoś bardzo kochać,
ale w takim momencie, gdy grozi nam śmierć, nie zapanować nad nerwami i powiedzieć coś
ostrego lub nawet nieuprzejmego. W chwili gdy Robert przyszedł, nie zdawałam sobie
jeszcze sprawy z sytuacji, w jakiej się znajduje. Pomyśleć tylko: w brudnym ubraniu
posłańca, z przyklejoną brodą i w peruce przemykać się ulicami nie wiedząc, czy pierwszy
lepszy przechodzień nie czyha na jego życie.
W dodatku spotyka go taki zawód. Spodziewał się odzyskać swoje rzeczy, ryzykował
dlatego głową i gdy otwiera paczkę, wewnątrz znajduje skrawki gazet. Trzeba być aniołem,
by w takich warunkach zapanować nad sobą.
Nie, stanowczo osądziłam go niesprawiedliwie. Uprzytomniłam teraz sobie, że przywitał
mnie przecież niezwykle serdecznie. Wybuchł gniewem dopiero wtedy, gdy spotkał go
zawód. A nie pożegnał się po prostu dlatego, że przeczuwał widocznie wiszące w powietrzu
niebezpieczeństwo. Naturalnie. Skoro stwierdził, że zawartość paczki zamieniono, mógł
łatwo się domyślić, że śledzono również tego, kto paczkę z sejfu zabrał, czyli mnie. A skoro
mnie śledzono – tak musiał rozumować – obserwowano też dom, w którym mieszkam.
Biedak. Czuł się na pewno jak zaszczute zwierzę, na które czatują myśliwi.
I co się z nim stało? Czy został zabity, czy tylko ranny? Gosposia mówiła, że zabrano go
do karetki pogotowia. Z tego należałoby wnioskować, że jeszcze żył. Tyle jednak było krwi
na śniegu. I cóż mu zresztą przyjdzie z życia? Skażą go i tak na śmierć albo na dożywotnie
więzienie, skoro był aż tak niebezpiecznym szpiegiem. I dla mnie byłoby może znacznie
lepiej, gdyby nie żył. Kto wie, czy nie wzywano by mnie jako świadka do sądu. Wolałabym
otruć się, niż kompromitować się w takim procesie.
Wszystkiego na pewno dowiem się jutro z gazet. Zastanawiałam się bardzo nad swoim
sumieniem. Czy jestem i w jakim stopniu winna temu, co spotkało Roberta. Mam chyba
prawo sądzić, że stałam się tylko mimowolną sprawczynią jego nieszczęścia. Bo gdybym o
niczym nie dawała znać pułkownikowi i tak wypadki potoczyłyby się tym samym torem.
Gdybym, tak jak tego Robert żądał w liście, poszła do skrytki banku, śledzono by mnie i mój
dom. W zysku miałabym tylko to, że uznano by mnie za wspólniczkę szpiega. I byłabym
zgubiona.
Nie. Nic sobie nie mam do wyrzucenia. I jakże bardzo się cieszę, że Robert wyszedł ode
mnie, nie podejrzewając mnie wcale o kontakt z pułkownikiem. O ile ciężej byłoby mu
umierać, gdyby wiedział, że kobieta, którą kocha, jest w zmowie z jego prześladowcami.
Przyszło mi nawet na myśl, że Robert naraził się na śmierć nie tylko dlatego, by odebrać tę
paczkę. Cóż w niej było? Jakieś plany fabryki i pieniądze. Któż dla takich drobiazgów naraża
własne życie?
Nie powiedział mi tego, ale teraz już jestem pewna, że główną pobudką jego powrotu do
Warszawy była chęć zobaczenia mnie. Najwyraźniej mówił, że przyszedł na minutę, lecz
wkrótce będzie mógł widzieć się ze mną dłużej. Jego późniejsze zdenerwowanie było
najzupełniej usprawiedliwione. Muszę przecież wziąć pod uwagę i to, jak się zachowałam.
Byłam tak zaskoczona, że nie zdobyłam się nawet na jedno ciepłe słowo.
Miał prawo myśleć, że jestem przerażona jego wizytą, że jestem z niej niezadowolona. To
go rozdrażniło jeszcze bardziej. Trzeba umieć wejść w duszę mężczyzny, by ocenić trafnie
84
pobudki jego postępowania. Większość kobiet nie umie się na to zdobyć. Gdybym była
przeciętną istotą o powierzchownym sposobie myślenia, zostałabym na pewno przy swoich
pierwszych wrażeniach i odsądziłabym Roberta od czci i wiary, jego, który przez największe
niebezpieczeństwa przedzierał się, by mnie zobaczyć.
Rozumiem teraz, dlaczego trzeba być tak ostrożną w sądzeniu innych.
O szóstej zmierzyłam temperaturę. Moje przewidywania sprawdziły się. Mam trzydzieści
siedem i pięć. A ponieważ wciąż odczuwam chłód i dreszcze, nie ulega wątpliwości, że
gorączka wzrasta. Ładna historia. Będę musiała spędzić kilka dni, a może nawet i tydzień w

Powered by MyScript