Francuza, sierotę, którego rodzice zginęli w Dachau...

Linki


» Dzieci to nie ksiÄ…ĹĽeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeĹ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Palec Ĺ›rodkowy krzywo wykrÄ™ca przez handlowe Ĺ›rĂłdmieĹ›cie, obok sklepu Herky’s Merkentile & Pharmacy, obok dealera Hondy, u  ktĂłrego piÄ™trzÄ… siÄ™ i...
»
Kiedy więc King robiąc któregoś wieczoru rundkę po restauracjach i klubach trafił na * MacIntosh, jego córkę, psa i dwoje innych ludzi, spożywających późną...
»
Ścigała ich wrzawa, dalekie okrzyki z innych ulic i często miała wrażenie, że z któregoś z tych pustych, pozbawionych szyb okien śledzą ich czyjeś oczy...
»
tylko miasto, w którym trudno mieszkać, któremu Newa próbuje wydrzeć grunt przy każdym porywie wiatru wiejącym od strony zatoki i z którego ludzie...
»
W środowisku seminaryjnym, którego coraz bardziej nie mógł znieść, otrzymał on ponadto praktyczną lekcję poglądową, w jaki sposób można się najskuteczniej - za pomocą...
»
Jak ptaki rozprawiające świegotem o poranku o przygodach nocy, tak one po przejściu kalifa, na którego ślady rzucano zaraz kwiaty i miał bursztynowy, mówiły sobie...
»
– Dom, z ktĂłrego przed chwilÄ… wyszĹ‚aĹ› – przytaknÄ…Ĺ‚ kot...
»
 KtĂłregoĹ› dnia kiedy mgĹ‚a okryĹ‚a zatokÄ™, zaĹ›witaĹ‚o mi nagle we Ĺ‚bie ĹĽe czas najwyĹĽszy zająć siÄ™ porucznikiem Danem i ZuziÄ…...
»
Potworne to zadanie brodzić w kole, którego środek, używając terminów scholastycznych, jest wszędzie, obwód zaś nigdzie...
»
Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, by odpowiedzieć potężnemu magowi, którego przeklinaliśmy od ponad tysiąca lat...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ambasada Francuska w
Warszawie załatwia mu wyjazd. Jeszcze w 1945 roku jest we Francji. Ale
mistyfikacja się nie udaje. Wychodzi na jaw, że jest Polakiem. Trafia do domu
sierot.
Siedem dni później czmycha do Włoch. Do polskiej jednostki wojskowej, z
której już raz zdezerterował. Tym razem wytrzymuje sześć miesięcy. Latem
1946 widzimy Kazika w Belgii, której do tej pory, o dziwo, nie odwiedził.
Włóczęgę- małolata namierzają szybko Amerykanie i wsadzają na dwa miesiące
do więzienia w Antwerpii. Ale potem kierują do służby wartowniczej w Reims.
Koszarowym życiem, nawet wygodnym, Rudek gardzi. Zostawia Reims,
Amerykanów, francuskie dziwki, i transportem w 1947 roku przybywa do
Polski.
Po ucieczce z punktu repatriacyjnego w Dziedzicach (oczywiście nie miał
potrzebnych dokumentów) poznaje w Pyskowicach (powiat Gliwice)
dziewczynę, której proponuje małżeństwo. Wydaje się być dobrą partią. Rodzice
narzeczonej, przesiedleńcy z kresów, przyjmują go jak własnego syna. Lecz i tu
nie zagrzewa długo miejsca. Kradnie niedoszłemu teściowi rower, spienięża za 4
tysiące złotych i już widzimy go w Ambasadzie Francji w Warszawie.
Tym razem jego ”rodacy” są podejrzliwi. Pamiętają przecież chłopca, którego
niedawno wysłali do Francji. Ale pozwalają mu zostać, a nawet zarobić. Rudek
zostaje ambasadorowym tłumaczem. Na trzy tygodnie. Żądza przygód
zwycięża.
Kradnie pracownikowi ambasady, porucznikowi Henri, rower, pistolet
"parabellum" 9mm i jedzie do Szczecina, gdzie- jak słyszał- jest "dużo
partyzantów". A w partyzantce Kazik jeszcze nie był. I nie będzie.
Rozczarowany zatrzymuje się u Leona Przybylskiego, właściciela zakładu
stolarskiego. We wrześniu 1947 opuszcza go, kradnie- jak to ma w zwyczaju-
rower i powraca do Warszawy. Do porucznika Henri.
Francuzi mu wybaczają. Ale gdy kilka tygodni później znowu kradnie i ucieka-
mają go stanowczo dosyć. Jako obywatel francuski zostaje w kajdankach
odesłany do Strasburga.. Z błogosławieństwem Milicji Obywatelskiej.
Ucieka przez Reims i Lille do Belgii. Ma pecha. Belgowie przekazują go
żandarmerii polskiej. Nawet nie wie, że II Korpus rozesłał za nim listy gończe.
Przecież jest dezerterem. Zapada decyzja: odesłać Rudka do Anglii, tam
nauczymy go karności.
W końcu, jesienią 1947, pod eskortą odpływa na Wyspy, konkretnie do
Hereford w Walii, gdzie mieści się obóz polskich junaków. Wykpiwa się
dwutygodniowym aresztem i trafia do obozu cywilnego.
Potem włóczy się po całej Anglii, kradnie i odpoczywa u swej przyjaciółki.
Wreszcie postanawia wracać do Belgii. Sprytni urzędnicy belgijscy zadają mu
jednak kilka pytań w języku flmamandzkim i Rudek jest ugotowany. Żegnaj
Belgio, witaj Francjo.
W Lille młodzieniec pierwsze swe kroki kieruje do biura werbunkowego Legii
Cudzoziemskiej. To coś dla niego. Niestety, jest raczej chuderlakiem- nie
przyjmują go. Wielka szkoda. Zaoszczędziłby kłopotu policji kilku dużych
krajów europejskich. A tak, latem 1948, zgłasza się na wyjazd do Polski.
Przez chwilę pomieszkuje w Poznaniu. Nawet wstępuje do PPR. Co więcej: w
1949r zostaje zastępcą
komendanta ORMO w Kluczborku.
Dobra passa nie trwa jednak długo. Kradnie płaszcz i tysiąc złotych. Po sześciu
miesiącach więzienia załatwia sobie pracę u Józefa Bednarczyka w
Wilczkowicach, powiat Miechów. Gospodarz płaci mu mało, Rudek pisze więc
na kawałku papieru odezwę do okolicznych chłopów, by nie wstępowali do
spółdzielni produkcyjnych. Taki szantaż. Dasz więcej pieniędzy, nie powiem
władzom, że kazałeś mi sporządzić ulotkę. Nie przypuszcza, że za ten drobny
incydent (i tylko ten) zapłaci trzyletnim wyrokiem.
W maju 1950 opuszcza gospodarza na zawsze. Chce jechać do Rosji. Tyle
niesamowitych opowieści słyszy o tym kraju. Wyprawę kończy na dworcu
kolejowym w Przemyślu. Bosego, obdartego włóczęgę zatrzymuje milicyjny
patrol. Potem więzienie, badania psychiatryczne w Branicach, wyrok i amnestia
pod koniec 1952 roku.
Niczego nie żałuje. Pozostała tylko jedna zadra w sercu, jedno niespełnienie,
wieczny ból. Kraj, który widział na kinowym obrazie. Ameryka.
"Trybuna Opolska", nr 101, 9-11 lipca 1993
WIELKIE PICIE
Alkohol towarzyszył Polakom od dawna. Genezy upijania się w ”polskim
stylu”, to znaczy na umór, do utraty przytomności, a nawet życia, należy szukać
w wieku XVIII. I od tego czasu ustala się pewna prawidłowość. Im gorzej w
kraju, tym więcej alkoholu. A że w Polsce od co najmniej 250 dzieje się-
delikatnie mówiąc- niezbyt dobrze, toteż mocne trunki zjednują sobie coraz to
nowych admiratorów.
Panowanie królów saskich w Polsce jest jednym wielkim pasmem pijaństwa.
Wino, piwo i gorzałka leją się szerokim strumieniem do spragnionych gardeł
panów braci, mieszczan i chłopów. A wybór jest spory. Z win sprowadza się
drogą małmazję z Bałkanów i Grecji, muszkatel z prowincji tureckich (wino
słodkie do ciast), alikant z Hiszpanii, kocyfał, a z Francji wspaniały pontak,
burgund i szampan. Ten ostatni podawano zwykle na koniec uczty- ”na
stempel”. Do tego dochodzą wina domowej roboty, niezbyt cenione krajowe,
tanie wołoskie i węgierskie, wreszcie miody, łączące w sobie słodycz z niezbyt
wyszukanym smakiem drożdży piwnych.
Piwo warzą w Polsce głównie Niemcy. Mamy więc łagodne leszczyńskie,
mocno pieniące się "brzezińskie", "łowickie", co to ”chłopom gęby krzywi,
"wareckie", którym Warszawa się żywi, "wielickie", które gardła słone swą
wdzięczną treścią chłodzi, "jezuickie" we Lwowie, "biłgorajskie",
"międzyrzeckie", "gdańskie", "dubelbiry", "tylżyckie"- łagodne a mocne,
wreszcie "grodziskie" w Poznaniu i Kaliszu, które z biegiem czasu wypiera w
dużej mierze pozostałe, a kto go w domu nie miał, uważany był za kutwę bądź
mizeraka. Oprócz tego sprowadzano złocisty trunek z Czech, Anglii (słynne
butelkowane portery) i ze Śląska.
Czterech dorosłych piwoszy potrafiło beczkę piwa wypić w ciągu 2 godzin.
Doszło nawet do tego, że piwo zastąpiło wodę, której przypisywano szkodliwe
działanie.
Jednak najbardziej lubianym trunkiem wśród Polaków była wódka, zwana też
gorzałką. Wódka pojawiła się w Polsce dopiero w wieku XVI. Początkowo w
zamożnych domach nie podawano jej, uważając za trunek pośredni dobry dla
Chamów” pracujących w szlacheckich folwarkach. Nie trwało to jednak długo.
Najpopularniejsza była żytniówka. Swych zwolenników miały wódki przepalane
(około 200 gatunków !!!), z których w zależności od przyprawy, otrzymywano
anyżówkę, kminkówkę, korzenną, nie mówiąc o takich specjałach, jak
wątrobiana, "Panny Marii" czy "brat z siostrą".
Wybredni delektowali się wódkami słodkimi: goździkówką, cytrynową,
cynamonką, persico z pestek brzoskwiń i wiśniakami. Szczególnym
poważaniem cieszyła się znana w całej Europie najdroższa wódka gdańska-
krambambula. Nie gardzono też ratafią, goldwasserami, krupniczkiem.
Wódkę pito w olbrzymich ilościach, głównie kwaterami na wyścigi do
całkowitej utraty zmysłów. Czasem w czasie uczty zdarzało się, że niezbyt tęgi

Powered by MyScript