Czego szukamy? Czego szukamy? Powtórzyć to piętnaście tysięcy razy, jakby walić młotem o mur. Czego szukamy? Cóż jest tym pojednaniem, bez którego życie jest tylko ponurym żartem? Nie jest to pojednanie, jakie osiąga święty, bo chociaż w koncepcji powrotu do psa, rozpoczynania od psa lub ryby, błota, brzydoty, nędzy i od przewartościowania wszystkich walorów jest zawsze jak gdyby tęsknota do świętości, to jednak wydaje się, że chodzi nam o jakąś świętość nie religijną, o stan bez osądów różnicujących, bez „świętych” (bo święty w pewnym sensie zawsze pozostaje świętym) i tych, którzy święci nie są, toteż gorszy to biednych facetów lubiących podziwiać łydki kobiet poprawiających sobie podwiązki; słowem, jeżeli istnieje pojednanie, musi być ono czymś innym niż świętość, stan wykluczający z normalnego biegu świata. Musi ono być czymś immanentnym, bez poświęcania ołowiu dla złota, celofanu dla szkła, minimum dla maksimum. Przeciwnie, bezsens wymaga, aby ołów równy był złotu, aby maksimum zawierało się w minimum. Alchemia, geometria, nie-Euklidesowa, kompletny brak określonego stosunku up to date do operacji mózgu i jej owoców. Nie o to chodzi, by piąć się wzwyż - przestarzałe pojęcie zdyskredytowane przez historię, stara marchew, na którą już się osła nie nabierze, nie o to chodzi, by przesiewać, wybierać, wyszukiwać, iść od alfy do omegi. Już się tam jest. Każdy już tam jest. Strzał jest w pistolecie. Ale trzeba nacisnąć spust, tymczasem dziwnym trafem palec akurat daje znak autobusowi, aby się zatrzymał, albo coś w tym rodzaju. Ale gada! Ależ gada ten ćmiący papierosa włóczęga przedmieść! Kobieta już poprawiła pończochę, to mamy z głowy. Widzisz? Rozmaite formy pojednań, Il mio supplizio... Wszystko zapewne jest tak proste: najpierw oczko puszcza, a potem trzeba przytknąć pośliniony palec, by je zatrzymać. Może wystarczyłoby pociągnąć kogoś za nos i przesunąć mu go w miejsce ucha. Trochę tylko zmienić okoliczności... Ale nie... W ten sposób też nie. Nic łatwiejszego niż zrzucić winę na warunki zewnętrzne, tak jakby istniała pewność, że zewnątrz i wewnątrz to dwie główne belki, na których opiera się dom. Ale w gruncie rzeczy wszystko jest nie tak, jak świadczy historia, a sam fakt, że o tym myślimy zamiast to przeżywać, dowodzi, że jest źle, że wpakowaliśmy się w jakąś kompletną dysharmonie, którą usiłujemy przesłonić wszystkim, czym rozporządzamy: osiągnięciami społecznymi, historią, stylem jońskim, wesołością Odrodzenia, powierzchownym smutkiem romantyzmu - i tak to idzie, i j... nas pies. (44) 126 Dlaczego twymi diabelskimi czarami wyrwałaś mnie ze spokoju poprzedniego życia... Słońce i księżyc błyszczały dla mnie bez najmniejszej sztuczności, budziłem się wśród spokojnych myśli, a rankiem zwijałem liście, aby przystąpić do modlitwy. Nie widziałem zła, nie miałem bowiem oczu. Lecz ja się zemszczę! Słowa Mandragory z Izabeli z Egiptu Achima von Amim (21) 127
|