- A jednak ludzie za nim poszli. Niektóre z tych miast spłonęły dopiero po tym, jak opowiedziały się za nim. - Muszę już iść - powiedziała Min wstając, a Galad stał się nagle troskliwy. - Wybacz nam, pani Elmindredo. Nie chcieliśmy cię straszyć. Logain nie jest w stanie zrobić ci krzywdy. Zapewniam cię. - Ja... Tak, przez niego jestem bliska omdlenia. Wybaczcie mi. Doprawdy muszę iść. Chyba się położę. Gawyn wyglądał na nad wyraz sceptycznego, podniósł jednak jej koszyk, zanim zdążyła go dotknąć. - Pozwól, że odprowadzę cię przynajmniej kawałek powiedział głosem ociekającym fałszywą troską. - Ten kosz musi być dla ciebie za ciężki, skoro kręci ci się w głowie. Nie chciałbym, abyś się zataczała. Miała ochotę chwycić koszyk i walnąć go nim z całej siły, ale Elmindreda nie zareagowałaby w ten sposób. - Och, dziękuję ci, lordzie Gawyn. Jesteś taki uprzejmy. Taki uprzejmy. Nie, nie, lordzie Galad. Nie każcie mi kłopotać was obu. Usiądź tu i poczytaj sobie swoją książkę. Obiecaj, że to zrobisz. Po prostu nie zniosłabym tego. - Zatrzepotała nawet rzęsami. W jakiś sposób udało jej się wbić Galada w marmurową ławę i odejść, aczkolwiek z Gawynem u boku. Spódnice irytowały ją, miała ochotę zadrzeć je do kolan i pobiec, ale Elmindreda nigdy by nie pobiegła i nigdy by nie odsłoniła nóg, chyba że w tańcu. Laras pouczyła ją bardzo srogo w tej materii, jeden bieg i cały obraz Elinindredy rozwiałby się bezpowrotnie. A Gawyn... ! - Dawaj mi ten kosz, ty kretynie z mięśniem zamiast mózgu - warknęła, gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem wzroku Galada, i wyrwała kosz z jego rąk, zanim zdążył się sprzeciwić. - Co chciałeś osiągnąć, wypytując mnie o Elayne i Egwene w jego obecności? Elmindreda nigdy ich nie poznała. Elmindredy one nie obchodzą. Elmindreda sobie nie życzy, by wspominano o niej i o nich w jednym zdaniu! Nie potrafisz tego pojąć? - Nie - odparł. - Nie, dopóki tego nie wyjaśnisz. Ale mimo to przepraszam. - Za mało w jego głosie było skruchy, żeby ją udobruchać. - Ja się po prostu martwię. Gdzie one są? Te wieści o fałszywym Smoku w Łzie, które przybywają z góry rzeki, wcale nie uspokajają moich myśli. One tam gdzieś są, Światłość wie gdzie, a ja stale zadaję sobie pytanie, co z nimi, jeśli wylądowały w samym środku takiego huraganu, w który Logain przemienił Ghealdan? - A jeśli on nie jest fałszywym Smokiem? - spytała ostrożnie. - Mówisz tak, bo zgodnie z tym, co sobie opowiadają na ulicach, on opanował Kamień Łzy? Plotki potrafią wyolbrzymiać zdarzenia. Uwierzę, gdy to zobaczę, a w każdym razie trzeba więcej, żeby mnie przekonać. Paść mógł nawet Kamień. Światłości, naprawdę nie wierzę, że Elayne i Egwene są w Łzie, ale jednak brak wiadomości od nich przeżera mi brzuch niczym kwas. Jeśli coś jej się stało... Min nie wiedziała, o której z nich dwóch teraz mówi, i podejrzewała, że sam też tego nie wie. Jej serce biegło ku niemu, mimo że tak się z nią droczył, ale nie mogła nic zrobić. - Gdybyś tylko zechciał postępować tak, jak ja chcę i... - Wiem. Zaufać Amyrlin. Zaufać! - Wypuścił długo wstrzymywany oddech. - Czy wiesz, że Galad pił w jakichś tawernach z Białymi Płaszczami? Każdy może przekraczać mosty, jeśli przychodzi w pokojowych zamiarach, nawet Synowie cholernej Światłości. - Galad? - spytała z niedowierzaniem. - W tawernach? Pije?
|