Godzina druga...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać bÅ‚Ä™dy i pÄ™kniÄ™cia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w niÄ… tym skuteczniej, z tym...
»
W środku zastałem ledwie garstkę ludzi, czemu trudno się dziwić, ponieważ żniwa były w pełni, a do zmierzchu zostało wciąż pięć, sześć godzin...
»
Niecałe trzy godziny później olbrzymie ciało Szardika, z łbem okrytym kapturem z pozszywanych płaszczy, zawleczono linami do stóp zbocza, a następnie...
»
Po wieczerzy miêsnej w ostatni wtorek dawali oko³o godziny dwunastej pó³nocnej mleko, jajca i œledzie, przegrawaj¹c niejako tymi potrawami nastêpuj¹cemu...
»
szernej gotowej już studni z lanej stali, która miała za kilkanaście godzin wystrzelić na księ- życ pierwszy pocisk z zamkniętymi w nim pięcioma...
»
dane są pod każdym względem prawdziwe i w zupełności usatysfakcjonowały naszych towarzyszy w obozie, naszą trwającą 16 godzin nieobecność, dłuższą niż...
»
To ostatnie okazało się szczerą prawdą i w rezultacie Malwina odjechała z giełdy po trzech godzinach bez węża wprawdzie, ale za to z czarnym zamszowym kostiumem,...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Po kilku godzinach zarządzono pobudkę, ludzie podnosili się jak znużone zwierzęta, którym nie pozostawiono żadnego wyboru...
»
O godzinie pierwszej dwadzieœcia piêæ lekturê przerwa³a mu potê¿na, chocia¿ ca³kiem normalna erupcja na terminatorze lo...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Spotkanie powinno się zakończyć o trzeciej. Postanowiłem obserwować klinikę i powiadomić Mila.
Musiałem znaleźć telefon. Po drugiej stronie ulicy były budynki mieszkalne, lecz dalej ciągnęły się niskie pawilony centrum handlowo-usługowego. Pojechałem tam. Pierwsza byk restauracja. Następnie agencja wynajmu nieruchomości, a dalej sklep ze słodyczami i galeria.
Restauracja wydała mi się najodpowiedniejsza. Zawróciłem i stanąłem przed nią.
Małe bistro. Nad szybą szyld z napisem LA MYSTIQUE. Pod spodem ozdobnymi literami z zawijasami było napisane ART NOUVEAU. Po obu stronach okna do ściany przymocowane były skrzyneczki z begoniami i białymi petuniami. Na szybie widniał napis PRZEKĄSKI-ŚNIADANIA.
WewnÄ…trz stoÅ‚y nakryte obrusami w biaÅ‚o-niebieskÄ… kratÄ™, flakoniki ze stokrotkami i lawendÄ…, biaÅ‚e krzesÅ‚a i Å›ciany, plakaty reklamujÄ…ce wakacje w Europie. W tak zwanej otwartej kuchni za niskim przepierzeniem z pleksiglasu uwijaÅ‚ siÄ™ mężczyzna – Hiszpan z toczkiem na gÅ‚owie. Dwa stoliki byÅ‚y zajÄ™te. Przy każdym z nich siedziaÅ‚y po dwie panie w Å›rednim wieku, ubrane niezwykle elegancko. PaÅ‚aszowaÅ‚y saÅ‚atki. Kiedy wszedÅ‚em do Å›rodka, otaksowaÅ‚y mnie dumnym spojrzeniem, po czym wróciÅ‚y do konsumpcji swoich dietetycznych przysmaków.
Zbliżyła się do mnie kobieta z menu. Korpulentna, z rudymi włosami, które opadały kaskadą loków na plecy. Miała przyjaźnie uśmiechniętą pełną twarz. Ubrana była w sięgającą kolan czarną suknię, która ściśle opinała wydatne piersi.
– DzieÅ„ dobry – rzekÅ‚a dźwiÄ™cznym gÅ‚osem. – ProszÄ™ usiąść, gdzie pan sobie życzy.
Dojrzałem, stół przy samym oknie, z którego widać było klinikę.
– ProszÄ™ tamten stolik. Przedtem jednak chciaÅ‚bym zadzwonić. Czy jest tu telefon?
– OczywiÅ›cie. Na zapleczu – odparÅ‚a, wskazujÄ…c na wahadÅ‚owe drzwi na lewo od kuchni.
Aparat był przyśrubowany do ściany pomiędzy toaletami. Po dwóch sygnałach odezwała się automatyczna sekretarka w domu Mila. Powiedziałem, że jest parę spraw, które chcę z nim omówić, i że najprawdopodobniej zjawię się u Melissy koło czwartej. Następnie wykręciłem numer galerii sztuki przy Beverly Hills i poprosiłem właściciela.
– Mówi Eugene De Long. Czym mogÄ™ sÅ‚użyć?
– Tu Alex Delaware. Cześć.
 
– Witaj, Alex. Niestety, jeszcze nie dostaÅ‚em nic Marsha, ale pamiÄ™tam o tym.
– DziÄ™kujÄ™. DzwoniÄ™ jednak po to, żebyÅ› mi wyceniÅ‚ dwa obrazy. Prawdziwe dzieÅ‚a sztuki.
– Nie ma sprawy. Jednak pod warunkiem, że miaÅ‚em z nimi do czynienia. O co chodzi?
– Kolorowe grafiki Cassat.
Chwila milczenia.
– Nie chwaliÅ‚eÅ› siÄ™, że masz na oku takie pereÅ‚ki.
– Bardzo bym chciaÅ‚. PotrzebujÄ™ informacji dla przyjaciela.
– A ten przyjaciel sprzedaje czy kupuje?
– Załóżmy, że sprzedaje.
– Jasne – odparÅ‚. – A o jakie grafiki dokÅ‚adnie chodzi? PodaÅ‚em, szczegóły.
– ChwileczkÄ™... – CzekaÅ‚em parÄ™ minut, zanim znowu podniósÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™. – Mam przed sobÄ… dane z ostatniej aukcji obrazów podobnych do tych, które ciÄ™ interesujÄ…. Nie wiem, w jakim stanie sÄ… te twoje, a raczej twojego przyjaciela, ponieważ stan może radykalnie zmienić cenÄ™. WiÄ™c bez obejrzenia trudno ocenić bezbÅ‚Ä™dnie. W każdym razie w obiegu nie ma wielu takich grafik. Cassat byÅ‚a perfekcjonistkÄ…. NiszczyÅ‚a każdy szkic, a nawet ukoÅ„czony obraz, jeÅ›li nie speÅ‚niaÅ‚ jej bardzo wysokich wymagaÅ„. Każda jej praca, pod warunkiem, że jest w przyzwoitym stanie, uchodzi za rarytas. A jeÅ›li stan jest idealny – zachowane marginesy, brak plam – można mówić o klejnocie. Jeżeli znajdzie siÄ™ odpowiedniego klienta, można wyciÄ…gnąć dwieÅ›cie pięćdziesiÄ…t tysiÄ™cy. A może wiÄ™cej.
– Za oba, czy za każdy?
– Za sztukÄ™, ma siÄ™ rozumieć. JapoÅ„czycy na przykÅ‚ad szalejÄ… za impresjonistami, a Cassat jest na samym szczycie ich rankingów. LiczÄ™, że jej najbardziej znane obrazy w niedÅ‚ugim czasie osiÄ…gnÄ… ceny rzÄ™du kilkunastu milionów. Jej grafiki stanowiÄ… mariaż wrażliwoÅ›ci Zachodu i Azji. Cassat pasjonowaÅ‚a siÄ™ sztukÄ… Å›redniowiecznej Japonii.
– Eugene, wielkie dziÄ™ki.
– CaÅ‚a przyjemność po mojej stronie. Możesz powiedzieć swojemu znajomemu lub znajomej, że ma w posiadaniu majÄ…tek, którego wartość szybko roÅ›nie. Chociaż przez telefon to żadna wycena. Tak czy inaczej, żeby sprzedać cokolwiek Cassat, nie trzeba jechać do Nowego Jorku.
– Przekażę.
– Bonsoir, Alex.
Przymknąłem powieki i wyobraziłem sobie owe siedem zer. Potem połączyłem się z moją automatyczną sekretarką. Okazało się, że dzwoniła Robin.
Wykręciłem numer jej mieszkania. Kiedy odebrała, zawołałem:
– Serwus, to ja.
– Serwus. ChciaÅ‚am siÄ™ dowiedzieć, jak siÄ™ miewasz.
– CaÅ‚kiem dobrze. Wciąż jestem w terenie.
– W terenie. A gdzie dokÅ‚adnie?
– Okolice Pasadeny i San Labrador.
– Ach tak – rzekÅ‚a. – Wielki Å›wiat, wielkie pieniÄ…dze.
– UÅ›miaÅ‚abyÅ› siÄ™, gdybyÅ› wiedziaÅ‚a, jak bardzo masz racjÄ™.
– Nie wÄ…tpiÄ™.
Oboje zaśmialiśmy się.
– A co tam u ciebie? – zapytaÅ‚em.
– Też dobrze. Nie narzekam.
– A co sÅ‚ychać u tego gitarzysty od wyjazdów na ryby?
– Niepotrzebnie pÅ‚akaÅ‚. Na jego gitarze znalazÅ‚am może dwie niewielkie rysy.
– ChciaÅ‚bym ciÄ™ zobaczyć, kiedy wszystko siÄ™ uÅ‚oży.
– Pewnie – odparÅ‚a. – Kiedy wszystko siÄ™ uÅ‚oży.
Zapadło milczenie.
– WiÄ™c do zobaczenia wkrótce – rzekÅ‚em, nie wiedzÄ…c, co jeszcze powiedzieć.
– To już lepiej. Pa.
Udałem się do mojego stolika. Zastałem tam koszyczek z pieczywem i szklanką wody z lodem. Jedna para już wyszła. Dwie pozostałe kobiety pochylały się nad rachunkiem, sprawdzając go za pomocą małego kalkulatora.

Powered by MyScript