Może wynajmiemy jakiegoś fagasa, niech polata za parę groszy? Dość obrazowo powiedziałem mu, co może sobie zrobić z wynajętym fagasem. - No już dobrze - westchnął ciężko. - Już idę, idę. A ty co będziesz robił? - Zajmował się pracą koncepcyjną. Na początek spróbuję wymyślić rozsądny powód, dla którego ktoś nagle decyduje się opuścić radę i to w sposób gwarantujący, że cała organizacja będzie go szukać. Mam też zamiar skontaktować się z siatką Morrolana i z naszymi informatorami. Chcę zdobyć tyle informacji, ile się tylko da, a nie zaszkodzi, jak obaj się tym zajmiemy. A potem odwiedzę lady Alierę. Kragar był już jedną nogą za progiem, gdy wypowiedziałem ostatnie zdanie. Zatrzymał się w pół kroku. - Kogo? - spytał z niedowierzaniem. - Alierę e'Kieron z Domu Smoka, kuzynkę Morrolana i... - Wiem, kim ona jest, tylko wydawało mi się, że się przesłyszałem. Może jak już to Cesarzową też? - Do niej nic nie mam. A do Aliery mam parę pytań. Ona jest dobra w sprawdzaniu niektórych rzeczy. A poza tym dlaczego niby nie miałbym tego zrobić?! Od dawna jesteśmy przyjaciółmi. - Szefie, ona jest Smokiem! Smoki uznają zabójstwo za przestępstwo, więc jak usłyszy, że... - Kragar, przestań łaskawie uważać mnie za półgłówka i całego idiotę! Co ty sobie wyobrażasz, że pójdę do niej i powiem: “Słuchaj, mam zabić Mellara i chcę, żebyś pomogła mi go wystawić?” Wystarczy znaleźć jakiś niegroźny powód, by ją zainteresować Mellarem, a pomoże mi bez zadawania głupich pytań. - Niegroźny powód, tak? Gwoli ciekawości: masz jakiś pomysł, jak go znaleźć? - A mam - uśmiechnąłem się paskudnie. - To najprostsze pod słońcem: każę tobie go wymyślić. - Mnie?! Ja już jestem ciężko przepracowany, nie mówiąc o tym, że muszę znaleźć nie istniejący powód, by udowodnić niewystarczającą motywację dla nieosiągalnego Jherega do zrobienia niemożliwego. Nie mogę jeszcze... - Ależ możesz, możesz. Mam do ciebie pełne zaufanie w tej kwestii. - Wypchaj się! Jak?! - Coś wymyślisz. ROZDZIAŁ 5 “Zbytnia spostrzegawczość bywa niebezpieczna” Jedynym istotnym wydarzeniem, które jeszcze miało miejsce tego dnia, było przybycie kuriera od Demona. Towarzyszyła mu imponująca eskorta, czemu trudno się było dziwić, jako że przywiózł całą sumę. Teraz rzecz stała się oficjalna i nie miałem już odwrotu. Gotówkę zostawiłem pod opieką Kragara i udałem się do domu. Cawti naturalnie domyśliła się, że coś się święci, ale nie pytała. Nie miałem żadnego konkretnego powodu, by nie powiedzieć jej, o co chodzi, ale jakoś tak wyszło, że nie powiedziałem. Następnego dnia znalazłem na biurku niewielką kopertę, a w niej kilkanaście włosów i kartkę z tekstem: ”Z jego poduszki K.” Kartkę spaliłem i nawiązałem telepatyczny kontakt z Cawti. Tak, Vlad? Jesteś zajęta, słonko? Niespecjalnie. Trenuję rzucanie nożem. A musisz? Dlaczego nie? Bo już wygrywasz ze mną siedem razy na dziesięć! Zamierzam osiem na dziesięć. Zaniedbujesz się i takie są efekty. O co chodzi? Masz może dla mnie robotę? To byłoby zbyt piękne, ale chciałbym, żebyś wpadła. Zaraz? Jak tylko będzie ci odpowiadało. Dobrze. Zjawię się wkrótce. Doskonale. Spotkamy się w laboratorium. Aha - mruknęła, rozumiejąc w czym rzecz, i przerwała kontakt. Uprzedziłem Kragara, że przez dwie godziny nie ma mnie dla nikogo, i zszedłem do piwnicy, a konkretnie na drugi, podziemny poziom. Loiosh podróżował na moim lewym ramieniu, rozglądając się z takim zainteresowaniem, jakby był tu pierwszy raz. Albo przybył na kontrolę. Doszedłem do niewielkich żelaznych drzwi i otworzyłem zamek. W praktyce nie był żadną ochroną, w tej okolicy żaden zamek by jej nie zapewnił, lecz czymś w rodzaju wywieszki “Prywatne, nie włazić”. I w tej roli sprawdzał się całkiem dobrze. Pokój był nieduży, na środku stał niski stół, na ścianach wisiało kilka kinkietów, a w rogu stała niewielka szafka. Na środku stołu znajdował się kociołek na żar, a w nim kilka nie do końca spalonych węgli. Zapaliłem lampy, wyrzuciłem węgle do kosza i nałożyłem świeżych, wyjętych z szafki. Zapaliłem wyjętą z niej świecę, od niej odpaliłem pozostałe i pogasiłem lampy. Sprawdziłem czas - jeszcze było za wcześnie na skontaktowanie się z Daymarem, więc skontrolowałem rozmieszczenie świec i wyjąłem z szafki niezbędne elementy. Kadzidło umieściłem między węglami, resztę poukładałem na stole. Następnie wziąłem świecę, przytknąłem ją do węgli i skoncentrowałem się. Węgle zapłonęły równym, jasnym ogniem, a pomieszczenie wypełnił aromat kadzidła. Teraz mogłem już tylko czekać. Po paru minutach pojawiła się Cawti, witając się promiennym uśmiechem. Tak jak ja należała do rasy ludzkiej. Była filigranowa, miała czarne włosy i wdzięczne ruchy. Gdyby była Dragaerianką, mogłaby należeć do Domu Issoli i uczyć innych, co to jest wdzięk. I “zaskoczenie” także, posługiwała się bowiem zręcznie nie tylko nożami, a miała ich w odzieży wszytych kilkanaście. W oczach zawsze coś jej płonęło - albo złośliwa chęć do psot, albo spokój zawodowego zabójcy, albo też, choć na szczęście rzadko, wściekłość Smoka idącego w bój. Cawti była jednym z najgroźniejszych zawodowych zabójców, jakich spotkałem w życiu. Wraz ze swą partnerką, usuniętą z Domu Smoka i pozbawioną tytułu lady, stanowiły niepowtarzalny duet znany jako “Miecz i Sztylet Jherega”. Może to nieco melodramatyczna nazwa, jednak reputacja była całkowicie uzasadniona, o czym miałem okazję przekonać się na własnej skórze. Pewien sąsiad w interesach wynajął je, nie szczędząc trudów i kosztów, i Cawti udało się mnie całkiem zgrabnie zabić. To, że stan ten nie stał się trwały, zawdzięczałem czujności Kragara, szybkości i umiejętnościom Morrolana i raczej wyjątkowym uzdolnieniom Aliery w dziedzinie ożywiania i leczenia. Zdarzają się ludzie, którzy wpierw się zakochują, a potem próbują zabić. U nas było na odwrót. Cawti była także nie najgorszą czarownicą, choć nie tak dobrą jakja. Wyjaśniłem jej, co planuję, omówiliśmy kwestie techniczne i w tym momencie wtrącił się Loiosh: Szefie! Tak? Nie chciałbym być nachalny... A co ci się stało? ...ale czas skontaktować się z Daymarem.
|