Nie sądziła, by mężczyźni pod kościołem i bliżejElistrand uczestniczyli w piwnej uczcie, za bardzo byli oddaleni...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Jak siÄ™ czujesz, nand’ paidhi?– Bardzo gÅ‚upio – mruknÄ…Å‚...
»
Jego wyprowadzenie jest intuicyjnie bardzo przekonywaj¹ce: uto¿samia on entropiê z nie³adem, wykazuje - przekonywaj¹co i poprawnie - ¿e bez³adne stany gazu w pojemniku...
»
bardzo ważna w przypadku tak kluczowej cechy, jak iloraz inteligencji:jednostki znajdujące się w obszarze powyżej krzywej I, lecz poniżej krzywej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
* Bardzo wyrazistym przykładem wykorzystania zasady skojarzenia na naszym polskim poletku politycznym były wybory do "kontraktowego" parlamentu w 1989 roku, które...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
dwudziestka— bardzo maÅ‚o, a dolna — wÅ‚aÅ›ciwie nic...
»
— Ależ jestem bardzo wdziÄ™czna — zaprotestowaÅ‚a Ania...
»
jan iii sobieski, listy do marysienki kontentem bardzo z niego i teraz, ale nie zawsze jest czas o tym pisać, ile w takim, jako my są, razie...
»
Karanthir bardzo życzliwie odnosił się do tych ludzi, a Halethę potraktował z wielkim szacunkiem i ofiarował jej zadośćuczynienie za stratę ojca i brata...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ale Andreas? Czy leżal uśpiony pod zagrodą?
Nagle zorientowała się, że jej dłoń tak mocno zacisnęła
się na szalu, aż zaczął ją dusić.
Musi stąd uciekać! Do domu! Tutaj znikąd nie otrzyma
pomocy.
Przebrnęła przez krzaki i znów znalazła się na ścieżce, a w każdym razie tak jej się wydawało. Tak, to długi,
wąski prześwit. To musiała być ścieżka.
Nóż? Wyciągnęła rękę, ale w tym samym momencie zdała sobie sprawę, że przez całą drogę nie czuła jego ciężaru.
Został na nocnym stoliku w Elistrand! Przypomniała
sobie teraz, że poÅ‚ożyÅ‚a go tam na chwilÄ™, kiedy po­prawiaÅ‚a spódnicÄ™.
I leżał tam, zapomniany.
Stała nieruchomo, nie wiedząc, co robić.
Raptem gdzieś niedaleko rozległ się głuchy odgłos ciężkich łap uderzających o ziemię. W ciemności słyszała groźne sapanie, coraz bliżej i bliżej...
Krzyknęła. Nie przestając krzyczeć, biegła na złamanie karku w stronę zagrody. Chciała wydostać się z lasu...
Teraz dom wydał jej się bezpieczną przystanią. Oby
tylko zdążyła dopaść drzwi i zatrzasnąć je za sobą... Słyszała zwierzę za plecami, zagradzało jej drogę do
wsi. Ciągle jeszcze było dosyć daleko, ale z pewnością gdyby tylko chciało, biegłoby dużo szybciej niż ona.
Oszalała ze strachu Hilda pędziła naprzód, pokonując
rozliczne przeszkody...
Przeszkody?
Przecież na ścieżce nic nie powinno jej zawadzać?
Och, Boże, znów więc zboczyła!
Cóż, nie było czasu do namysłu, pozostawało jej tylko
jedno - biec, biec jak najszybciej.
Szal zaczepił o wystającą gałąź. Szarpnęła. Rozległ się
trzask rozdzierającej się tkaniny. W ręku pozostał jej podarty szal wraz z częścią gałęzi.
Cały czas krzyczała wniebogłosy. Może jednak ktoś nie
śpi i usłyszy jej wołanie, przyjdzie z pomocą!
Żadnego odzewu oprócz ciężkiego dyszenia potwora
i tupotu ścigających ją łap.
Dlaczego nie skróci jej męki? Czy takie znęcanie się nad
nią sprawia mu przyjemność?
Biegła, jak jej się wydawało, w stronę zagrody. Chociaż
dobrze znała ten las, wydawał się jakby odmieniony.
Drzewa wyciągały ku niej długie drapieżne ramiona, porośnięte mchem głazy były niby pochyłone trolle.
Wyjrzał księżyc, biady, przesłonięty chmurami. Zer-
knęła do tyłu.
Tam, wśrad pni, pędziła bestia. Wielka i ciężka, szaroczarna, z położonymi uszazni i otwartą paszczą.
W ciemności jęzor był jaśniejszą plamą. Potwór poruszał
siÄ™ niezgrabnie na trzech nogach.
Hilda krzyknęła w panicznym lęku. Wydawało się jej,
że słyszy jeszcze jakiś inny krzyk.
Powinna znaleźć się już koło domu, ale tak się nie stało. Musiała go minąć i teraz zagłębiała się w wielki las.
Opadała z sił, gnał ją tyłko lęk i instynkt życia. Pędziła
na oślep. Już nie wiedziała, co robi. Była jednym wielkim krzykiem rozpaczy.
Nagle zorientowała się, że za sobą nic już nie słyszy.
Obejrzala się. Potwór zniknął.
Siłą rozpędu przebiegła jeszcze kawałek, ale zaraz bezwładrsie padła na ziemię. Palący ból przeniknął płuca, całe ciało dygotało. Nie była w stanie zrobić ani jednego kroku więcej. Musiała odpocząć.
Leżała wyciągnięta na mchu, pierś jej ciężko podnosiła
Się i opadała. Nie wiedziała, co może zdarzyć się teraz. Nigdy nie słyszała żadnych opowieści o wilkołakach, nie znała ich obyczajów.
W następnym momencie wstrzymała oddech. Czy to
nie czyjeś wołanie dochodziło z oddali?
To mógł być ktoś z okolic kościoła, ktoś, kto dosłyszał
jej krzyk. Czy będzie miała odwagę odpowiedzieć?
Tak, cóż miała do stracenia?
- Ratunku! - zawołała. - Jestem tutaj! Pomocy!
Nie odpowiedział jej żaden głos.
Hilda przymknęła oczy i starała się uspokoić oddech, ale nawet na to zabrakło jej sił. Wiedziała, że musi się podnieść, już teraz, zaraz. Ale potrzebna jej była choć jedna jeszcze chwila, by nogi znów zechciały ją nieść.
Otworzyła oczy i w odległości kilku łokci od siebie
ujrzała występ skalny. Wznosił się nad nią na tle nieba. Księżyc świecił teraz jasno, widać było okrągłą, pełną tarczę.
Coś przeczołgało się na występ i patrzyło prosto na nią.
Wielkie oczy błyszczały, gdy odbijało się w nich światło księżyca.
Zeskoczy, pomyÅ›laÅ‚a i straciÅ‚a panowanie nad sobÄ…. ZakryÅ‚a tylko dÅ‚oÅ„mi twarz i krzyczÄ…c czekaÅ‚a na nieunik­nione. Mimo zamkniÄ™tych oczu wciąż widziaÅ‚a przed sobÄ… straszliwÄ… bestiÄ™.
Nic jednak się nie stało. Z lękiem podniosła wzrok. Potwór zniknął. Zamiast niego stał mężczyzna. Chciała
krzyknąć z radości, ale głos uwiązł jej w gardle. Człowiek, który tam stał, był upiorny. Miał ludzką sylwetkę, ale nic więcej człowieczego. Wielkie uszy rysowały się na tle nieba, całe ciało pokrywała długa sierść, zamiast rąk miał łapy z pazurami.
Twarzy nie mogła dostrzec. Była nieforemna, pokryta
sierścią, przerażająca.
Stał nieruchomo, lekko nachylony, jakby gotów do
skoku. Jakby czekał tylko na jej następny ruch.
Teraz Hilda już wiedziała, gdzie się znajduje. Poznała
tę skałę. Przezwyciężyła fizyczny bezwład na tyle, by móc się ruszyć.
Przetoczyła się szybko pod skalny występ, tak by odrażająca istota tam na górze nie mogła jej dostrzec,
i pobiegła wzdłuż skały, kryjąc się w lesie.
Potwór nie zeskoczył. Zniknął ze skały, ale ona tego nie widziała. Podjął pościg za nią, tym razem jako istota dwunożna.
Gdyby tylko zdołała dotrzeć do tego wysokiego
pagórka tam w oddali.
Teraz już nie krzyczała, nie chciała, by zorientował się,
w którą stronę biegnie.
Do pagórka nie było daleko. Wiedziała, że ma szansę, niewielką, ale ma. Dzieliła ich pewna odległość. Potwór podążał za nią, ałe nie tak szybko jak w poprzednim zwierzęcym wcieleniu.
Jak nazwać to, czym był teraz?
Na to było tylko jedno odpowiednie słowo: wil-
kołak!
Hilda starała się poruszać tak bezszelestnie, jak to tylko możliwe. O, tu już jest jej borówkowe miejsce. Już blisko, coraz błiżej. Zaraz będzie skalna ściana.

Powered by MyScript