- Jak sądzisz, czy ma to związek z tym, co stało się z tym dzieckiem? To znaczy z klinicznego punktu widzenia, czy to mogło być główną przyczyną śmierci?- Nie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Klaudiusz ochrzcił swoje przysposobione dziecko i nazwał je Quasimodo; może chciał przezto upamiętnić dzień, w którym je znalazł, a może chciał wyrazić...
»
Wytworzenie si przywizania zaley od wraliwoci matki na potrzeby dziecka, ale rwnie od jego temperamentu (dzieci czciej reagujce strachem silniej reaguj...
»
36ble wewntrzne stanowi zwykle sygna mniej lub bardziej powanej choroby, grocej utrat sprawnoci yciowej, a nawet mierci, std nie tylko "bol", ale te...
»
 Ona gotuje wodę w wyścigu szalonym z dziecka swego głodem, para rozwiewa jej włosy szarpie poły szlafroka, nie wie, że on już w drogich perfum glorii z domu...
»
swoje ogrody i siedziby we wspólnej wiosce, po śmierci grzebie się ich na wspólnej działcena ziemi przodków...
»
Podobnie rzecz się miała z Lucjuszem Kalidusem, który, moim zdaniem, był po śmierci Lukrecjusza i Katullusa najwybitniej-szym poetą naszych czasów; był to...
»
zajmowao ni zwyk maszynk i po kadym goleniu miaem twarz pozacinan, enie mogem si potem w pracy opdzi od natrtnych pyta, co si stao...
»
153z zadowoleniem, jakiego dostarcza odpowiednie oddziaywanie wychowawcw, jeeli natomiast chce si dziecko oduczy niepodanych postpkw, to trzeba tak...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Wykonanie rzutu przez mae dziecko czsto poczone jest z przyruchami takimi, jak uginanie ng, podskakiwanie, przedmachy rk...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Odkryłeś coś naprawdę niezwykłego, Bradford. Myślałeś, żeby to opisać?
- Jeszcze tylko tego brakowało. Na razie najważniejszą sprawą jest ra­towanie życia dzieci, a ty bardzo mi w tym pomogłeś.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Mam pomysł. Przefaksuję ci zapiski z dziennika Fieldinga. Rzuć na nie okiem, może coś cię zainteresuje. - Crandall zawiesił głos. - Co się właściwie tam u was dzieje, do pioruna? - spytał. - Kilka dni temu lekarz sądowy podrzucił mi innego owada do identyfikacji. Znaleziono go w przewodzie słuchowym szkieletu noworodka z anencefalią. Okazało się, że to bardzo rzadki chrząszcz, zgadnij skąd pochodzący?
- Niech pomyślę. Z Afryki Wschodniej.
- Brawo. W entomologii sądowej dwa tak niezwykłe odkrycia nigdy nie zdarzają się przypadkiem. Brad poczuł ukłucie w karku.
- Myślisz, że jedno ma związek z drugim?
- Z tym będziesz musiał zwrócić się do Ośrodka Zapobiegania Chorobom.
Choć stany patologiczne wywołane obecnością roztoczy w układzie od­dechowym nie leżały w kompetencjach Ośrodka, był on lepiej wyposażony niż wszelkie inne agencje zajmujące się badaniem chorób. Brad jednak miał nie najlepsze doświadczenia z pracującymi tam ludźmi. Zanim urzędnicy wyślą inspektorów w teren, a ci sporządzą raport, może już być za późno.
Brad podziękował Simonowi, obiecał, że będzie z nim w kontakcie, i odłożył słuchawkę. Następnie rozsiadł się wygodnie na krześle i zmarsz­czył brwi. Działo się coś bardzo, bardzo dziwnego. Coś, co, jak sugerował Simon, nie mogło być tylko zbiegiem okoliczności. Brad uznał, że w końcu tak czy inaczej prawdopodobnie skontaktuje się z Ośrodkiem, ale na razie musiał naradzić się z Morgan.
Im więcej myślał o tej sprawie, tym więcej przerażających myśli przemy­kało mu przez głowę, krążąc niczym robaczki świętojańskie. Wszystkie nowo­rodki były ubezpieczone w tej samej firmie. Duże zmiany w liczbie aborcji i urodzin nastąpiły po modyfikacji polityki tejże firmy wobec klientów, co mogło sugerować motyw finansowy. Przerażający los dzieci... Liczba pytań wzrastała w zastraszającym tempie, a odpowiedzi wciąż pozostawały niezna­ne. Odkrycie Simona Crandalla dorzuciło jeszcze jedno: co, u licha, robiły afrykańskie roztocze w płucach martwych noworodków?
A potem przyszła mu do głowy jeszcze bardziej przerażająca myśl: czyżby ktoś umieścił je tam celowo?
Hugh Britten lizał rany zadane jego dumie, kipiąc ze złości i rozpamiętu­jąc, co spotkało go w domu Morgan. To upokorzenie wzmogło stale nękają? ce go poczucie wyobcowania. Britten był rozdarty między silnym ego a przy­tłaczającym brakiem wiary w siebie. Niepewny swojej wartości, starał się osiągnąć sukces jedyną metodą, jaką znał - przez pełne wykorzystanie inte­lektu.
Mimo wszystkich swoich osiągnięć był kompletnym nieudacznikiem, jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie. Zupełnie nie radził sobie w sytuacjach „sam na sam". Łatwo się peszył. We wczesnej młodości unikał dyskusji jak ognia, przez co czuł się mięczakiem. Uważał siebie za wiecznego słabeusza, Brad Hawkins był znienawidzonym symbolem, jego przeciwieństwem, mężczyzną, którym on sam nigdy nie będzie.
Cóż z niego za głupiec, że w ogóle zainteresował się tą kobietą! Ow­szem, była dość ładna, ale to, co do niej czuł, wykraczało poza zwykłe pożądanie. Najbardziej spodobała mu się w niej jej błyskotliwa inteligencja. Była doktorem medycyny, choć samo to niewiele znaczyło. Znał wielu lekarzy, których uważał za wybitnie nierozgarniętych. Tymczasem doktor Robinson posiadała dar dociekliwości. Britten odkrył to, nadzorując jej pracę. Miała lotny umysł i cięty język. Była tak bliska ideału jak żadna inna kobieta.
Britten nie potrafił zapanować nad gniewem. Wyobraźnia podsuwała mu coraz bardziej wymyślne plany zemsty. Dawniej, kiedy czuł się upokorzony, zamykał się w sobie, nosząc w sercu ból i złość. Teraz miał dość pieniędzy i wpływów by podjąć stanowcze działania przeciw ludziom, którzy go skrzywdzili.
Lista jego wrogów była długa i nieustannie się powiększała. Na jej szczycie znajdowały się władze uczelni. Członkowie zarządu igrali z nim, kusili nominacją na dyrektora systemu szkolnictwa wyższego, by w końcu bezlitoś­nie go wykorzystać. Teraz sami poznają smak upokorzenia. Lada dzień sta­nowy departament zdrowia miał zadecydować o zamknięciu oddziału inten­sywnej terapii noworodków. Rozgłos nadany sprawie przez media skłoni wiele pacjentek do złożenia skarg - niektórych uzasadnionych, innych nie. Wkrótce potem Finansowy Zarząd Ochrony Zdrowia odmówi dalszego finansowania szpitala ze środków publicznych.
Znakomitym posunięciem było podjęcie współpracy z AmeriCare. Daniel Morrison, ten nadęty bufon, nie miał najmniejszego pojęcia o finansach. Nawet najbardziej nieudolny ekonomista przedstawiłby te same propozycje co Britten, ale nie dostałby takiego wynagrodzenia: opcje na zakup akcji, nagroda, której wysokość uzależniono od poziomu zysków. Jeśli optymi­styczne prognozy się sprawdzą, wkrótce zostanie multimilionerem.
Nie zawsze trzeba było uciekać się do takich metod jak w przypadku doktora Schuberta. Boże, przecież ten człowiek sam siebie niszczył! Co, u diabła, skłoniło młodego stażystę do wpisania do karty pacjentki uwag, będących praktycznie przyznaniem się do winy? I jak to się stało, że przez trzydzieści lat nikt ich nie zauważył?

Powered by MyScript