- Jedźmy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Mógłbyś się zmienić, bo nie chcesz dłużej być wredny...
»
i)nie z różnorodnością kolorowych motywów zdobniczych (ii...
»
się, że dystans był zbyt duży, a może buczenie zanadto rozpraszało Luke'a, by mógł należycie użyć Mocy...
»
Tej to duszy przysługuje istnienie, a pośrednio dopiero ciału zorganizowanemu przez duszę,podczas gdy zwierzętom i roślinom istnienie przysługuje jako jUŻ...
»
- A ja i tak uważam, że powinnyśmy zostać...
»
Znajomość języków obcych: angielski, francuski, hiszpański, włoski, portugalski, rosyjski*...
»
Moon spojrzała na jej palce zaciskające się na blacie...
»
61
»
‼Hura!” - prawie krzyknął Alec, kiedy Christine ruszyła w ich stronę...
»
– Jam jest Windsor...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Jechali szparko, wyprzedzając wędrowców i wagantów, wozy i dwukółki wyładowane
ciemnym, jakby omszałym gronem. Potem były gwarne i pachnące fermentującym moszczem uliczki miasta, potem mroczny park pełen topoli, cisów, berberysów i bukszpanów. Potem były klomby róż, głównie odmian multiflora i centifolia. Potem były rzeźbione kolumny,
portale i archiwolty pałacu, byli pachołkowie i lokaje w liberiach.
Tym, kto ich powitał, był Jaskier, ufryzowany i wystrojony jak princ.

* * *

- Gdzie Milva?
- Zdrowa, nie bój się. Siedzi w komnatach, które dla was przygotowano. Nie chce
stamtąd wyjść.
- Dlaczego?
- O tym później. Teraz chodź. Księżna czeka.
- Prosto z drogi?
- Takie było jej życzenie.
Sala, do której weszli, pełna była ludzi, kolorowych jak rajskie ptaki. Geralt nie miał
czasu się przyglądać. Jaskier pchnął go ku marmurowym schodom, przy których w asyście paziów i dworaków stały dwie mocno wyróżniające się z tłumu kobiety.
Było cicho, ale zrobiło się jeszcze ciszej.
Pierwsza z kobiet miała ostry i zadarty nos, a jej niebieskie oczy były przenikliwe i jakby lekko zgorączkowane. Kasztanowe włosy miała upięte w misterną, iście artystyczną, podbudowaną aksamitnymi wstążkami koafiurę, dopracowaną w najmniejszych niuansach, wliczając w to bezbłędnie geometryczny półksiężycowaty loczek na czole. Góra
wydekoltowanej sukni mieniła się tysiącem błękitnych i liliowych prążków na czarnym tle, dół był czarny, gęsto usiany regularnym deseniem maleńkich złotych chryzantemek. Szyję i dekolt - niby skomplikowane rusztowanie albo klatka - więził kunsztownymi esami i floresami naszyjnik z laki, obsydianu, szmaragdów i lapis lazuli, zakończony jadeitowym krzyżem, wpadającym niemalże między małe, podparte obcisłym stanem piersi. Karo dekoltu było duże i głębokie, odsłonięte drobne ramiona kobiety zdawały się nie gwarantować dostatecznego oparcia - Geralt w każdej chwili oczekiwał, że suknia zsunie się z biustu. Ale nie zsuwała się, utrzymywana we właściwej pozycji przez tajemne arkana krawiectwa i bufory bufiastych rękawów.
Druga kobieta dorównywała pierwszej wzrostem. Miała na wargach identycznego koloru pomadkę. I tu podobieństwa się kończyły. Ta druga na krótko obciętych czarnych włosach nosiła siatkową czapeczkę, z przodu przechodzącą w sięgającą czubka małego noska woalkę.
Kwietny motyw woalki nie maskował pięknych, błyszczących, mocno podkreślonych
zielonym cieniem oczu. Taki sam kwietny woal przykrywał skromniutki dekolt czarnej sukni z długimi rękawami, w kilku pozornie tylko przypadkowych miejscach usianej rozpryśniętym rzucikiem szafirków, akwamarynów, kryształów górskich i złotych ażurowych gwiazd.
- Jaśnie Oświecona Xiężna Anna Henrietta - półgłosem odezwał się ktoś za plecami Geralt, z wysiłkiem zginając obolałe kolano w ceremonialnym ukłonie. Obie, żeby mnie tak szlag trafił, wyglądają równie książęco. Ba, królewsko.
- Wstańcie, panie Geralcie - rozwiała jego wątpliwości ta z misterną kasztanową koafiurą i ostrym nosem. - Witamy was i waszych przyjaciół w Księstwie Toussaint, w pałacu Beauclair. Radzi jesteśmy, mogąc gościć osoby będące w tak szlachetnej misji. Nadto pozostające w przyjaźni z miłym naszemu sercu wicehrabią Julianem.
Jaskier skłonił się głęboko i zamaszyście.
- Wicehrabia - podjęła księżna - wyjawił nam wasze imiona, zdradził charakter waszej wyprawy, powiedział, co przywiodło was do Toussaint. Opowieść ta wzruszyła nasze serce.
Radzibyśmy pomówić z wami na prywatnej audiencji, panie Geralcie. Rzecz ta odwlec się musi jednak nieco, albowiem ciążą na nas obowiązki państwowe. Zakończono winobranie, tradycja nakazuje nasz udział w Święcie Kadzi.
Druga kobieta, ta w woalce, nachyliła się ku księżnej i szepnęła coś szybko. Anna Henrietta spojrzała na wiedźmina, uśmiechnęła się, oblizała wargi.
- Wolą naszą jest - podniosła głos - by u boku wicehrabiego Juliana przy Kadzi usłużył
nam pan Geralt z Rivii.

Powered by MyScript