Wstał i podszedł do kominka. Odwrócony tyłem, z dłonią na obramowaniu kominka powiedział: - Mówi, że pozwie mnie do sądu. W rzeczywistości już wniósł skargę. Dowiedziałem się dziś rano od moich prawników. Emily podeszła do niego i podniosła rękę, jakby chciała go dotknąć. Po chwili wahania jej dłoń opadła. - Co teraz będzie? - Jeśli będzie kontynuował ten nonsens? Będą musieli przeprowadzić dochodzenie. Będzie musiał przedstawić świadków, aby udowodnić, że jest tym, za kogo się podaje. Zakładam, iż może prawdopodobnie wynająć albo przekupić paru biedaków, żeby za niego poręczyli. I prawdopodobnie zbierze się rodzina, służba, przyjaciele i tak dalej, żeby go przepytać. Edward gwałtownie uderzył pięścią w obramowanie kominka, aż zadrżała miśnieńska pasterka i Emily odsunęła się. - Nie ma najmniejszej szansy, żeby mu się powiodło - ciągnął. - Wszyscy wiedzą, że mój kuzyn dawno temu umarł we Francji. Przez chwilę wpatrywał się w zimne palenisko. Wreszcie podniósł głowę i spojrzał na nią. - Wuj sądzi, że ten człowiek chce, żeby mu zapłacić, ale niech mnie diabli, jeśli to zrobię. Lordowi Ruthvenowi mógł przyjść do głowy tak głupi pomysł. Uczciwy jest rzeczywiście, przyznała Emily, ale nie bardzo bystry i być może nie bardzo zna się na ludzkich charakterach. - Spróbuj się nie martwić Edwardzie. Poza tym nigdy nie spotkałeś swojego kuzyna. A lord Ruthven wiele razy mówił, że zanim został twoim opiekunem, jego noga nie postała w Howe więcej niż sześć razy. Żaden z was nie rozpoznałby lorda Varrieur. - Tak. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że jakikolwiek mój kuzyn mógłby zabrać się za odzyskiwanie majątku w tak dziwaczny sposób. Zakładając niemożliwe, to znaczy, że mój kuzyn żyje, czy nie powinien przyjść przede wszystkim do mnie? A jeśli nie do mnie, to do wyja albo naszych radców prawnych. Talent tego typa do dramatycznych wystąpień każe mi się zastanawiać, czy nie jest to aktor. - Przyznaję, że fakt, iż nie zwrócił się przede wszystkim do rodziny, jest rzeczywiście zastanawiający. Edward, ułagodzony, wyznał: - Problem w tym, żeby znaleźć kogoś, kto znał mego kuzyna na tyle dobrze, żeby z miejsca odrzucić pretensje tego typa. I był taki ktoś, lecz Emily nie życzyła sobie, aby jej narzeczony o tym pomyślał. - Edwardzie, a czy nie ma tego pastora? - zapytała szybko. - Jakiegoś guwernera, z którym wyruszał do Europy? Słyszałam, jak ktoś o nim mówił, że udało mu się wrócić do Anglii. Edward odpowiedział obojętnie: - On już nie żyje. To był starszy człowiek. Miał zrujnowane zdrowie, więc Francuzi byli na tyle uprzejmi, żeby pozwolić mu wrócić do domu i umrzeć. Obawiam się, że na końcu pomieszało mu się w głowie. Nagle przypomniała sobie całą tę historię. Pastorowi udało się przeżyć jeszcze pięć lat, pomimo kiepskiego zdrowia. Do samego końca upierał się, że opowieść o śmierci lorda Varrieura jest nieprawdziwa. Nic dziwnego, że Edward był roztrojony. - Sądzę, że będziemy w stanie zebrać kilku mężczyzn, którzy byli z moim kuzynem w Eton - powiedział Edward, pospiesznie zmieniając temat. - A jeszcze lepij, możemy skontaktować się z ludźmi, których wraz z nim ujęto po Verdun. Wuj właśnie się tym zajął, a także możliwością odnalezienia paru służących albo dzierżawców z Howe, którzy mogliby go zdemaskować. Emily usiadła na brzeżku sofy i wpatrzyła się we własne dłonie. To dlatego, że Edward jest wytrącony z równowagi - usiłowała przekonać samą siebie - to dlatego wyraża się z taką bezwzględnością. Jego następne słowa wzburzyły ją jeszcze bardziej. - Ruthven zasugerował, że lady Meriton mogłaby nam pomóc. Jej rodzina przez całe pokolenia sąsiadowała z nami w Howe. Z pewnością musiała znać mojego kuzyna. Byli w podobnym wieku.
|