John Steinbeck, Myszy i Ludzie- Myślałem, że jesteś na mnie wściekły, George...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwłoki?— Ależ nie! Zwłoki mnie nie interesują...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
88 — E! — powiada on do mnie ze słodkawą miną...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiała się w ten sposób, że w...
»
— Posłano mnie tutaj, żebym dowiedział się, czego potrzebujecie — zwrócił się do najstarszej kobiety...
»
— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziała i właściwie nie do końca było to kłamstwem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Nie, Lennie. Nie jestem wściekły. Nigdy nie byłem na ciebie wściekły i chcę, żebyś o tym wiedział.
Głosy rozbrzmiewały coraz bliżej. George podniósł pistolet i nasłuchiwał przez chwilę.
- Zróbmy to już teraz - powiedział błagalnie Lennie. - Kupmy nasze gospodarstwo.
- Dobrze, już teraz. Kupię tę ziemię. Kupimy ją obaj.
George podniósł broń, wyprostował ramię i zbliżył lufę do karku Lenniego. Ręka mu się trzęsła, ale twarz miał spokojną. Opanował drżenie ręki i pociągnął za spust. Huk wystrzału przetoczył się po górach i powrócił echem. Lennie drgnął, a potem osunął się z wolna na piasek i zastygł w bezruchu.
George wzdrygnął się, spojrzał na pistolet i odrzucił go; luger upadł obok kopczyka popiołu z wygasłego ogniska.
Zarośla rozbrzmiały nagle okrzykami i tupotem biegnących.
- George! Jesteś tam, George? - rozległ się głos Slima.
George siedział wyprostowany na brzegu i przyglądał się swej prawej dłoni, która odrzuciła przed chwilą pistolet. Gromada mężczyzn wypadła na otwartą przestrzeń; na czele biegł Curley. Dostrzegł Lenniego leżącego na piasku.
- Załatwił go, jak Boga kocham! Podbiegł i przyjrzał się Lenniemu, a potem popatrzył na George'a.
- Prosto w tył głowy - rzekł cicho.
Slim podszedł do George'a i usiadł przy nim, bardzo blisko.
- Nie przejmuj się - powiedział. - Czasami człowiek musi zrobić coś takiego.
- Jak go załatwiłeś? - zapytał Carlson, stając nad George'em.
- Tak, po prostu - odparł George znużonym głosem.
- Miał mój pistolet?
- Miał twój pistolet.
- Zabrałeś mu i po prostu go kropnąłeś?
- Dokładnie tak - rzekł George cicho, niemal szeptem. Wciąż przypatrywał się prawej dłoni, która jeszcze przed chwilą trzymała broń.
Slim trącił go w łokieć.
- Chodź, George. Musimy się napić. George pozwolił się podnieść z ziemi.
- Tak, napić.
- Musiałeś to zrobić, George - rzekł Slim. - Jak Boga kocham, że musiałeś. No, chodź, idziemy. - Poprowadził George'a ścieżką ku szosie.
Curley i Carlson patrzyli za nimi.
- Ty, powiedz, co do cholery gryzie tych facetów? - zapytał Carlson.
 


Powered by MyScript