– Tak czy inaczej, to powinno być około pół godziny, sir – spierał się Jasco. – To głupota – dodał, zerkając na mechanika.
– Uważa pan, że niepotrzebnie tu przychodziliśmy, sir? – spytała Kosutic.
– Uważam – powiedział porucznik, nieświadom, że za nim bezszelestnie otworzyło się przejście w ścianie – że powinniśmy się przygotować na atak. Nie wiadomo, co nas tu czeka – dokończył.
Z przejścia wyszła służebna, teraz poruszając się dużo mniej służalczo, w towarzystwie znajomej twarzy.
– Cholera – powiedziała łagodnie Kosutic, przełączając hełm w tryb sonaru. Kwatery gościnne, oglądane w tej częstotliwości, okazały się bardzo interesujące. – Kapitanie, to plaster miodu.
Jasco spojrzał na nią zdziwiony, potem zauważył, że wszyscy na coś patrzą, więc obejrzał się przez ramię i prawie wyskoczył
z kombinezonu. Pospiesznie wycofał się do pozostałych ludzi.
Julian zmarszczył nos i zachichotał.
– Przecież to nasz druciarz!
Kheder Bijan skinął głową, a kobieta, nie sprawiając już wrażenia słabej i głupiej, podeszła do drzwi i sprawdziła, czy są dobrze zamknięte.
– Wybaczcie, proszę – powiedział Mardukanin – że was oszukałem. Było to konieczne, by zapobiec waszej śmierci.
– Co masz na myśli? – Niespodziewane wyjście spiskowców z litego muru za plecami Jasco nie uśpiło bynajmniej jego podejrzeń. – Uwierz mi, nikt by nam nic nie zrobił!
– Można was zabić – odparł Bijan. – Ponieśliście duże straty w Voitan. Straciliście, według mnie, około trzydziestu ludzi z dziewięćdziesięciu.
– Trochę mniej – powiedziała Kosutic, uśmiechając się zaciśniętymi ustami. – Ktoś policzył naszych rannych i założył, że część z nich umrze, ale jesteśmy twardsi niż wam się wydaje.
Bijan cicho klasnął w ręce.
– Tak, policzyłem was i sam do tego doszedłem. Dziękuję za wyjaśnienie. Mimo to, gdybyście nie przybyli do Marshadu, zostalibyście zniszczeni na drodze do Pasule. Nawet, gdyby Radj Hoomas potrzebował do tego całej swojej armii, zostalibyście zniszczeni.
– Dlaczego? – zapytał ostro Jasco. – Co my takiego, do cholery, zrobiliśmy?
– Nie chodzi o to, co zrobiliśmy, sir – powiedział Julian. – Chodzi o to, czym jesteśmy. Jesteśmy jego biletem do potęgi.
– Właśnie – kiwnął głową Bijan. – Jesteście jego „biletem” do panowania nad Hadur. Nie dajcie się zwieść, Pasule to jedynie pierwszy krok. Po nim przyjdzie kolej na Turzan, potem Dram. Będzie was wykorzystywał, aż wszyscy zginiecie.
– Do tego mniej więcej doszliśmy – powiedział Pahner. Używał zastrzeżonej częstotliwości, by nie słyszała go reszta kompanii; to nie była rozmowa, która mogła dobrze wpłynąć na morale. – Nie mamy czasu. On ma jakiś plan, więc spytajcie go, jaki.
– Jaki macie plan? – spytała Kosutic, nie dopuszczając do głosu Jasco.
– Niech pan jej da mówić – poradził Pahner porucznikowi, który spojrzał ostro na sierżant. – To normalne, że przodem puszcza się kogoś niższego stopniem. W ten sposób, jeśli postanowi pan kogoś poświęcić dla sprawy, to będzie to starsza sierżant, a nie pan.
– Nie macie powodu, by się z nami kontaktować – powiedziała Kosutic, tłumiąc uśmiech.
Kapitan musiałby być w strasznych opałach, żeby kogokolwiek poświęcać, ale była to dobra wymówka, żeby planowaniem zajęli się dorośli.
– Musicie się trzymać planu – powiedział szpieg, chrząkając. – Tak, nawet to o was wiem. Musicie dotrzeć do tego odległego wybrzeża w wyznaczonym czasie. Nie możecie pozwolić sobie na spędzenie tutaj całego roku na kampaniach.
– Skąd, do cholery...! – zawołał Jasco.
– Niezłe informacje – powiedziała Kosutic. – Ale wciąż nie powiedziałeś, jaki masz plan.
– Jak się domyślacie, są tacy, którzy nie patrzą przychylnie na rządy Radj Hoomasa – powiedział druciarz. – W Marshadzie sporo jest takich, a jeszcze więcej wśród tych, którzy mają pieniądze i władzę w Pasule.
– A ty jesteś kim? Ich przyjacielem? Zwolennikiem?
– Powiedzmy, przyjacielem – powiedział szpieg. – Albo pokornym sługą.
– Aha. W porządku, pokorny sługo, co zamierza ta anonimowa grupa?
– Chce po prostu zmienić status quo – powiedział obłudnie Bijan. – Stworzyć lepszy Marshad dla wszystkich jego mieszkańców. W przypadku tych członków grupy, którzy pochodzą z Pasule – uchronić się przed podbojem szaleńca.
– A dlaczego mielibyśmy im pomagać? – spytała Kosutic. – Przecież możemy być fanatykami monarchii.
174
– Nie jesteście – odparł spokojnie Bijan. – To stało się dla mnie jasne po rozmowie z O’Casey. Bardzo interesowały ją struktury własności ziemi; ucieszyła się, kiedy powiedziałem, że w Pasule ziemia należy do uprawiających ją rolników. Co więcej, jesteście w pułapce – musicie zniszczyć Dom Radj albo nie zdążycie na czas tam, dokąd idziecie. Zresztą wasza rola nie będzie skomplikowana. W dniu bitwy po prostu zmienicie strony. Z pomocą waszych miotających błyskawice broni i wojsk Pasule tutejsi rebelianci pokonają siły Radj Hoomasa, które będą wspierać wasz atak na Pasule.
– A co z naszymi dowódcami? – Dla Kosutic oczywiste było, że plan jest dziurawy jak szwajcarski ser, podejrzewała jednak również, że każda z tych dziur to pułapka na ludzi. – Jak mają przeżyć „zmianę stron”?
– W pałacu są nasi ludzie – powiedział bez zastanowienia Bijan. – Razem ze strażnikami waszych dowódców dadzą sobie radę z gwardzistami Radj. Bez problemu zapewnią bezpieczeństwo waszym dowódcom do chwili, kiedy albo przyjdziecie im na pomoc, albo pałac zostanie zdobyty przez rebeliantów.
– Jednakowoż – z żalem klasnął w ręce – niezależnie od tego, czy jesteśmy w stanie zapewnić im bezpieczeństwo, czy nie, nie macie wyboru. Jeśli nam nie pomożecie, za rok dalej będziecie tu tkwić, uwięzieni na tym, jak przypuszczam, okropnym zadupiu do końca życia. Które, biorąc pod uwagę zamiary, jakie żywi wobec was Radj, będzie prawdopodobnie dość krótkie.
Kosutic uśmiechnęła się szeroko. U Mardukan pokazanie zębów było oznaką agresji.
– Wszystko sobie obmyśliłeś.
|