Ledwie usiadł, już oznajmił, że ma tylko kilka minut dla mnie, bo się z kimś umówił. Potem zamówił u barmana martini. Zastrzegł, że ma być wytrawny i żeby mu do niego nie podawać oliwek. - Spójrz, mam dla ciebie chłopczyka - powiedziałem. - Tam, przy końcu kontuaru. Nie patrz teraz. Specjalnie go dla ciebie zachowałem. - Świetny dowcip - odparł. - Nic się, jak widzę, nie zmieniłeś. Kiedy nareszcie wydoroślejesz? Nudziłem się okropnie. Na pewno. Ale on mnie bawił. Należał do typu bubków, którzy mnie bardzo bawią. - Jak tam twoje życie seksualne? - zapytałem. Nie cierpiał pytań w tym rodzaju. - Uspokój się - powiedział. - Siądź sobie wygodnie i uspokój się, na Boga. - Jestem spokojny - odpowiedziałem. - Jak ci leci na uniwerku? Lubisz Columbię? - Chyba, że lubię. Gdybym nie lubił, to bym do tej budy nie chodził - rzekł. Czasem jednak i on bywał nudny. - W czym się specjalizujesz? - spytałem. W zboczeniach? - Oczywiście żartowałem tylko. - Czy to miał być dowcip? - Nie, tak sobie gadam. Ale wiesz, Luce, ty jesteś chłopak inteligentny. Potrzebuję twojej rady. Jestem w cholernym... Luce wydał z siebie groźny pomruk. - Słuchaj, Caulfield. Jeżeli chcesz posiedzieć tu i w spokoju, grzecznie, napić się trochę przy spokojnej, grzecznej rozmów... - Dobrze, dobrze - przerwałem mu. - Nic się nie bój! - Wiedziałem, że nie ma ochoty rozmawiać ze mną na jakiś poważniejszy temat. Zawsze tak jest z tymi cholernymi intelektualistami. Nie będą z tobą dyskutować poważnie, jeżeli nie są w nastroju. Wobec tego zacząłem zwykłą gadkę. - Bez żartów, co nowego w twoim życiu seksualnym? - spytałem. - Czy wciąż jeszcze chodzisz z tą babką, z którą romansowałeś za czasów Whooton? Wiesz, z tą, co miała taki fenomenalny... - Broń Boże! - przerwał mi. - Co się stało? Gdzie się podziała? - Nie mam zielonego pojęcia. Skoro pytasz, przypuszczam, że do tej pory zdążyła się wyrobić na czołową dziwkę całego New Hampshire. - A to brzydko z twojej strony, Luce. Jeżeli była na tyle przychylna, że się chciała z tobą tak długo zadawać, Mógłbyś przynajmniej w ten sposób na nią nie pyskować. - O rany! - jęknął Luce. - A więc czeka mnie typowa rozmówka w stylu Caulfieldowskim? Wolałbym z góry wiedzieć. - Nie - odparłem. - Ale co brzydko z twojej strony, to brzydko. Skoro była na tyle przychylna, ze pozwalała ci... - Czy nie moglibyśmy zmienić tego natrętnego toku myśli? Na to już nic nie odpowiedziałem. Bałem się, ze Luce wstanie i zostawi mnie samego, jeżeli nie zamilknę. Cóż było robić, zamówiłem jeszcze whisky. Miałem ochotę zalać się w pestkę. - A z kim teraz flirtujesz? - spytałem. - Jeżeli możesz mi to powiedzieć, oczywiście. - Nie znasz jej. - Nie, ale kto to jest? Może właśnie ją znam. - Babka z Greenwich Village. Rzeźbiarka. Skoro koniecznie chcesz wiedzieć. - Taak? Poważnie mówisz? A ile ma lat? - Bój się Boga! Nie pytałem jej. - No, mniej więcej? - Trzydzieści kilka, jak sądzę - rzekł Luce. - Trzydzieści kilka? Takie wolisz? Lubisz starsze panie? - pytałem, bo wiedziałem, że Luce zna się na tych rzeczach. Był jednym z niewielu chłopców, o których wiedziałem, że się na tym naprawdę znają. Stracił cnotę mają czternaście lat, w Nantucket. Fakt. - Jeżeli o to ci chodzi, wolę kobiety dojrzałe. Oczywiście. - Naprawdę? Dlaczego? Bez żartów, powiedz, te starsze są lepsze? Pod względem seksualnym, rozumie się... - Słuchaj no, postawmy sprawę jasno. Nie będę dzisiaj odpowiadał na żadne pytania typowe dla stylu Caulfieldowskiego. Kiedy, do diabła, wydoroślejesz? Przez chwilę nic nie mówiłem. Dałem na razie za wygraną. Luce zażądał jeszcze jednego martini i pouczył barmana, że ma być znacznie bardziej wytrawny. - Powiedz, Luce, jak długo będziesz się trzymał tej babki, tej rzeźbiarki? - spytałem. Naprawdę mnie to interesowało. - Czy znałeś ją już wtedy, kiedy byłeś w Whooton? - Nie. Przyjechała do Stanów dopiero parę miesięcy temu. - Tak? A skąd? - Z Szanghaju. - Bujasz! Chinka? Rany boskie! - Oczywiście. - Bujasz! To ci się podoba? Że jest Chinką? - Oczywiście. - Dlaczego? Chciałbym wiedzieć, naprawdę bym chciał. - Po prostu dlatego, że filozofia Wschodu zadowala mnie bardziej niż filozofia Zachodu. Jeśli chcesz wiedzieć. - Tak? A co rozumiesz przez filozofię? Seks? Te rzeczy? W Chinach lepiej się na tym znają. Tak? - Niekoniecznie właśnie w Chinach. Powiedziałem: Wschód. Czy musimy kontynuować tę bezsensowną rozmowę? - Luce, ja mówię poważnie - odparłem. - Bez żartów. Dlaczego Wschód lepiej się zna na tych rzeczach? - Bój się Boga, to zbyt zawiły problem, żeby go tutaj wyjaśniać - rzekł Luce. - Oni po prostu uważają doznania seksualne za przeżycia zarówno fizyczne, jak duchowe. Jeśli myślisz, że ja... - Ja też tak uważam! Ja też uważam, że to są te... jak się nazywa... doznania zarazem fizyczne i duchowe. Słowo daję. Ale wszystko zależy od tego, z kim. Jeżeli z kimś, kogo nawet wcale... - Ciszej, na miłość boską! Jeżeli nie umiesz mówić ciszej, daj w ogóle spokój tym tematom. - Dobrze, ale słuchaj - powiedziałem. Byłem już mocno podniecony i rzeczywiście gadałem trochę za głośno. Często mówię za głośno, kiedy jestem pod. niecony. - Właśnie o to mi chodzi. Wiem, że to powinno być zarazem i fizyczne, i duchowe, i artystyczne, i tak dalej. Ale chodzi mi o to, że nie można z każdym, z byle dziewczyną, która ci wpadnie w ręce, tego wszystkiego osiągnąć. A ty jak uważasz? - Zmieńmy temat - rzekł Luce. - Jeśli pozwolisz. - Dobrze, ale słuchaj. Na przykład ty z tą twoją cholerną babką. Dlaczego wam dwojgu tak dobrze ze sobą? - Prosiłem cię, zmień temat.
|