John wstał i poszedł po nóż, żeby
móc speÅ‚nić swój obowiÄ…zek. Patsy zerknęła na ogromny kawaÅ‚ nieżywego byka i przez chwilÄ™ zastanawiaÅ‚a siÄ™ nad chorobÄ… wÅ›ciekÅ‚ych krów, ale uznaÅ‚a, że jej matka na pewno dobrze upiekÅ‚a miÄ™so. Poza tym, lubiÅ‚a pieczeÅ„ woÅ‚owÄ… — pal diabli cholesterol — a w dodatku jej mama byÅ‚a mistrzyniÄ… Å›wiata w robieniu sosów.
— Jak ci idzie w szpitalu? — spytaÅ‚a Sandy swÄ… córkÄ™-lekarkÄ™.
— Na ginekologii rutyna. Nie mieliÅ›my ani jednego trudnego przypadku przez ostatnich
parę tygodni. Trochę liczyłam na placenta previa[18] albo może nawet na abruptio placentae[19], chciałam się przekonać, czy jesteśmy przygotowani, ale...
— Tak nie można, Patsy. WidziaÅ‚am już takie rzeczy na ostrym dyżurze. Totalna panika,
a jeśli ci z ginekologii nie są naprawdę dobrzy, wszystko bierze w łeb. Umiera matka i dziecko.
— WidziaÅ‚aÅ› tu kiedyÅ› coÅ› takiego, mamo?
— Nie, ale kiedy byÅ‚am w Williamsburgu, dwa razy niewiele brakowaÅ‚o. PamiÄ™tasz
doktora O’Connora?
— Taki wysoki, chudy?
— Tak. — Sandy skinęła gÅ‚owÄ…. — DziÄ™ki Bogu, że za drugim razem to wÅ‚aÅ›nie on miaÅ‚
dyżur. Stażysta zupełnie się pogubił, ale Jimmy interweniował na czas. Jestem pewna, że
przegralibyśmy wtedy, gdyby nie on.
— Cóż, jeÅ›li siÄ™ wie, co siÄ™ robi...
— Nawet jeÅ›li wiesz, co robisz, sprawa jest bardzo skomplikowana. OsobiÅ›cie wolÄ™,
kiedy nic nadzwyczajnego siÄ™ nie dzieje. Za dÅ‚ugo jestem już na ostrych dyżurach — ciÄ…gnęła Sandra Clark. — Bardzo lubiÄ™ spokojne noce, kiedy mogÄ™ nadrobić zalegÅ‚oÅ›ci w lekturze.
— GÅ‚os doÅ›wiadczenia — zauważyÅ‚ John Clark, krojÄ…c miÄ™so.
— MyÅ›lÄ™, że to rozsÄ…dne — zgodziÅ‚ siÄ™ Domingo Chavez, gÅ‚aszczÄ…c żonÄ™ po rÄ™ce. — Jak
tam mały?
— WÅ‚aÅ›nie zachciaÅ‚o mu siÄ™ kopać — odpowiedziaÅ‚a Patsy, kÅ‚adÄ…c sobie dÅ‚oÅ„ męża na
brzuchu. Pomyślała, że to nigdy nie zawodzi. To spojrzenie, kiedy poczuł ruchy dziecka w jej łonie. Stawał się nagle miękki jak wosk.
— Dziecko — powiedziaÅ‚.
— Tak. — UÅ›miechnęła siÄ™.
— Bardzo proszÄ™ bez żadnych przykrych niespodzianek, kiedy przyjdzie czas, dobrze? —
powiedziaÅ‚ Chavez. — ChcÄ™, żeby wszystko przebiegÅ‚o najzupeÅ‚niej normalnie. To i tak
dostatecznie ekscytujące. Nie chciałbym zemdleć, albo co...
— Akurat! — Patsy rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ gÅ‚oÅ›no. — Ty miaÅ‚byÅ› zemdleć? Ty, mój komandos?
— Nigdy nie wiadomo, kochanie — powiedziaÅ‚ jej ojciec. — WidziaÅ‚em już, jak twardzi
faceci mdlejÄ….
— Ale nie ten, panie C — zapewniÅ‚ Domingo, unoszÄ…c brew.
— Przypominacie mi strażaków — odezwaÅ‚a siÄ™ Sandy. — Siedzicie i czekacie, aż coÅ›
siÄ™ stanie.
— To prawda — przyznaÅ‚ Domingo. — Ale jeÅ›li pożar nigdy nie wybuchnie, nie
będziemy mieć nic przeciwko temu.
— NaprawdÄ™ tak uważasz? — spytaÅ‚a Patsy.
— Tak, kochanie — powiedziaÅ‚ jej mąż. — Akcje nie sÄ… zabawÄ…. DotÄ…d dopisywaÅ‚o nam
szczęście. Nie straciliśmy ani jednego zakładnika.
— Ale nie zawsze tak bÄ™dzie — powiedziaÅ‚ TÄ™cza Sześć swemu podwÅ‚adnemu.
— Zawsze, jeÅ›li tylko bÄ™dÄ™ w stanie coÅ› zrobić, John.
— Ding — OdezwaÅ‚a siÄ™ Patsy, spoglÄ…dajÄ…c znad talerza. — Czy ty... no wiesz, czy...
Spojrzenie wszystko jej powiedziaÅ‚o, chociaż odpowiedź brzmiaÅ‚a: — Nie mówmy o tym.
— Nie nacinamy karbów na rÄ™kojeÅ›ciach pistoletów, Patsy — powiedziaÅ‚ John swojej córce. — Wiesz, to by byÅ‚o w zÅ‚ym stylu.
— ZgÅ‚osiÅ‚ siÄ™ dzisiaj Noonan — zmieniÅ‚ temat Chavez. — Mówi, że ma nowÄ… zabawkÄ™,
którą powinniśmy sobie obejrzeć.
— A ile kosztuje? — spytaÅ‚ John w pierwszej kolejnoÅ›ci.
— Podobno niewiele, bardzo niewiele. Delta wÅ‚aÅ›nie zaczęła siÄ™ tym bliżej interesować.
— Do czego to sÅ‚uży?
— Odnajduje ludzi.
— O? CoÅ› tajnego?
|