Zielona roślina jest już gruba jak udo mężczyzny, malachitowe węże łodyg kłębią się w paroksyzmach eksplozyjnego wzrostu, z trzaskiem otwierają się nowe...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Nie jeste indywidualnym mczyzn ani kobiet w powszednim znaczeniu tego sowa: jeste nieprzerwanym prdem wydarze, dowiadcze, wizerunkw tego, czym bye i co...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
- Znajdź sześciu mężczyzn, którzy umieją obchodzić się z bronią i którzy gotowi byliby podjąć się ochrony moich najbliższych, Najlepiej byłych...
»
raz bd, powiedziaa, nie zdejmuj tylko marynarki, mczynie nie przystoizdejmowa marynarki, chyba e na ce...
»
Chodzenie po cywilnemu było zabronione regulami­nem, ale Kunze w pełni rozumiał, że mężczyzna w drodze na miłosną schadzkę wolał nie wyróżniać się...
»
To był doprawdy zupełnie niezwykły widok, gdy ten wielki, gruby mężczyzna o apoplektycznej twarzy wisiał głową na dół i próbował dostać się z sufitu na...
»
mężczyzny w szarym na wszelki wypadek spoczywała na ustach Udałowa, dla- tego ten nie mógł powiedzieć Batyjewowi, że już czytał ten artykuł i, choć jest...
»
W tych dwóch mężczyznach, stojących na skraju cienia, było coś takiego, co spowodowało, że Rand poczuł niepokój...
»
- Lepsze to, niż obudzić się i odkryć, że jesteś na całe życie związana z mężczyzną, który cię nie obchodzi...
»
Nie sądziła, by mężczyźni pod kościołem i bliżejElistrand uczestniczyli w piwnej uczcie, za bardzo byli oddaleni...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Wszyscy sąsiedzi stoją i patrzą, już nadbiegają następni. Rośnie milczący, podniecony tłum.
Tryskający pióropuszami odnóg zielony gejzer olbrzymieje, wrasta w amarant nieba, tworzy wstrząsający kontrast barw w szkarłatnofioletowym, przyprószonym rudym pyłem świecie.
Dudniący jęk pękniętej struny zamiera w trzewiach ziemi, jego ostatnie, najgłębsze tony bolesną falą uderzają stłoczonych w szkarłatnym półcieniu ludzi. Jak okiem sięgnąć, wszędzie kiełkuje zieleń, wybijają źdźbła traw, rozchylają się liście. Jałowa skorupa ziemi. pokrywała się falującym dywanem.
 
W chwili w której zieleń przyćmiła fiolet, mroczna kurtyna uniosła się znad świata i niepodzielnie zapanowała pora roku od pradziejów mająca swoje miejsce w odwiecznym cyklu życia: nastała wiosna. Wiekowy siedział pod rozłożystym dębem i z lubością obserwował młode listki i polatujące na tle błękitnego nieba pszczoły. Ciepłe słoneczne języki pieściły mu nogi. Na kolanach trzymał księgę Wielkiego Mędrca. Ocalała, bo już przedtem była kolorowa: oprawna w specjalnie barwione deszczułki, każdą stronę nasyconą miała karminowym wywarem ze starożytnych ziół. Wiekowy otworzył ją tam, gdzie była założona, i przeczytał:
"O Dostojni, bądźcie zapewnieni, że ja to wszystko ze znaków na Ziemi i Niebie przewidziałem, a potem spisałem i że nie była to uknuta zdrada, tak jak niektórzy mniemali, lecz obcych ziemskim istotom barbarzyńców najazd tak zręcznie uczyniony, aby onym istotom ziemskim rozum do cna pomieszać i w rozterce tudzież nienawiści do siebie i świata potem pozostawić, a wszystko to zesłane było ze sfer niebieskich jako kara za niecne postępki i zbrodnie, jakich człowiek dopuszczał się od zarania dni swoich".
 
Wiekowy zamyślił się głęboko, albowiem dotychczas zawsze wierzył w słowo pisane.
Andrzej Zimniak
”Spotkanie z wiecznością”
 
- Phil... czy wciąż utrzymujemy się na środku Rzeki? - głos Heleny był cichy i lekko zachrypnięty.
- Chyba widzisz - odparł opryskliwie, wpatrzony w falujące na zielonym ekranie linie. Prawą dłoń zacisnął tak mocno na dźwigni awaryjnego sterowania, że zbielała, nieruchoma pięść wydawała się jak wykuta z marmuru.
- Autopilot? - nie wytrzymał Walt.
- Wyłączyłem - Philip również nie silił się na budowanie okrągłych zdań - za dużo obwodów kontrolnych.
Powierzchnia sufitowa sączyła do sterowni mdły, fioletowy blask o natężeniu ledwie wystarczającym do rozróżnienia poszczególnych przycisków i dźwigni.
W dusznym powietrzu unosił się wciąż jeszcze nikły, lecz wyraźnie wyczuwalny zapach smarów i przegrzanej izolacji kabli elektrycznych.
- Według szacunkowych obliczeń za sześćdziesiąt sekund odnoga C-12 do zastoiska wokół Czerwonego Karła X-KL-139... - mówiła Lorna powoli i sennie. Walt spojrzał badawczo na jej siną w tym upiornym świetle twarz. Znowu plynn - pomyślał.
- Włącz komputer! - warknął Philip.
Powolnym ruchem wyciągnęła ramię, dbając o to, by dłoń zwisała luźno, a wypielęgnowane palce zawijały się lekko ku górze. Wciąż ta cholerna kokieteria - Walt poczuł błyskawicznie narastającą wściekłość - ta idiotka nawet w trumnie będzie musiała wyglądać pociągająco! Kontrolny segment centralnego komputera rozjarzył się błyskami lamp sygnalizacyjnych - wydawało się, że wszystko jest w porządku.
- Statek do skrętu w C-12 w kierunku X-KL-139 - Lorna nadal nie objawiała pośpiechu, a może to tylko nerwy Walta odmawiały posłuszeństwa? - Włącz autopilota - matowy głos o nosowej, telefonicznej modulacji wypełnił sterownię.
Philip gwałtownie szarpnął dźwignię - kilka tarcz wskaźnikowych rozjarzyło się zielonym blaskiem. Ostatnia rezerwa - jęknął.
- Możliwe wejście w C-12 za dwadzieścia osiem sekund. Sterowanie chwytakami energii. Prawdopodobieństwo awarii zero koma cztery. Czekam na potwierdzenie.
- Wykonuj manewr!
- Czekam na potwierdzenie...
- Dowódca statku do centralnego komputera: wykonaj manewr wejścia w odnogę C-12! - Philip prawie krzyczał, zupełnie wyprowadzony z równowagi. Walt nigdy nie widział go w takim stanie.
- Przejmuję sterowanie statkiem - oznajmił jednostajny, bezosobowy głos. - Będę meldował na bieżąco. Pełna gotowość do wykonania manewru. Schodzę z głównego nurtu.
Siedzieli sztywno w fotelach, dłonie nerwowo zaciskały się na oparciach. Dobrze wiedzieli, że to ich ostatnia szansa.
- ...dwanaście sekund do zwrotu.

Powered by MyScript