Wszyscy sąsiedzi stoją i patrzą, już nadbiegają następni. Rośnie milczący, podniecony tłum. Tryskający pióropuszami odnóg zielony gejzer olbrzymieje, wrasta w amarant nieba, tworzy wstrząsający kontrast barw w szkarłatnofioletowym, przyprószonym rudym pyłem świecie. Dudniący jęk pękniętej struny zamiera w trzewiach ziemi, jego ostatnie, najgłębsze tony bolesną falą uderzają stłoczonych w szkarłatnym półcieniu ludzi. Jak okiem sięgnąć, wszędzie kiełkuje zieleń, wybijają źdźbła traw, rozchylają się liście. Jałowa skorupa ziemi. pokrywała się falującym dywanem. W chwili w której zieleń przyćmiła fiolet, mroczna kurtyna uniosła się znad świata i niepodzielnie zapanowała pora roku od pradziejów mająca swoje miejsce w odwiecznym cyklu życia: nastała wiosna. Wiekowy siedział pod rozłożystym dębem i z lubością obserwował młode listki i polatujące na tle błękitnego nieba pszczoły. Ciepłe słoneczne języki pieściły mu nogi. Na kolanach trzymał księgę Wielkiego Mędrca. Ocalała, bo już przedtem była kolorowa: oprawna w specjalnie barwione deszczułki, każdą stronę nasyconą miała karminowym wywarem ze starożytnych ziół. Wiekowy otworzył ją tam, gdzie była założona, i przeczytał: "O Dostojni, bądźcie zapewnieni, że ja to wszystko ze znaków na Ziemi i Niebie przewidziałem, a potem spisałem i że nie była to uknuta zdrada, tak jak niektórzy mniemali, lecz obcych ziemskim istotom barbarzyńców najazd tak zręcznie uczyniony, aby onym istotom ziemskim rozum do cna pomieszać i w rozterce tudzież nienawiści do siebie i świata potem pozostawić, a wszystko to zesłane było ze sfer niebieskich jako kara za niecne postępki i zbrodnie, jakich człowiek dopuszczał się od zarania dni swoich". Wiekowy zamyślił się głęboko, albowiem dotychczas zawsze wierzył w słowo pisane. Andrzej Zimniak ”Spotkanie z wiecznością” - Phil... czy wciąż utrzymujemy się na środku Rzeki? - głos Heleny był cichy i lekko zachrypnięty. - Chyba widzisz - odparł opryskliwie, wpatrzony w falujące na zielonym ekranie linie. Prawą dłoń zacisnął tak mocno na dźwigni awaryjnego sterowania, że zbielała, nieruchoma pięść wydawała się jak wykuta z marmuru. - Autopilot? - nie wytrzymał Walt. - Wyłączyłem - Philip również nie silił się na budowanie okrągłych zdań - za dużo obwodów kontrolnych. Powierzchnia sufitowa sączyła do sterowni mdły, fioletowy blask o natężeniu ledwie wystarczającym do rozróżnienia poszczególnych przycisków i dźwigni. W dusznym powietrzu unosił się wciąż jeszcze nikły, lecz wyraźnie wyczuwalny zapach smarów i przegrzanej izolacji kabli elektrycznych. - Według szacunkowych obliczeń za sześćdziesiąt sekund odnoga C-12 do zastoiska wokół Czerwonego Karła X-KL-139... - mówiła Lorna powoli i sennie. Walt spojrzał badawczo na jej siną w tym upiornym świetle twarz. Znowu plynn - pomyślał. - Włącz komputer! - warknął Philip. Powolnym ruchem wyciągnęła ramię, dbając o to, by dłoń zwisała luźno, a wypielęgnowane palce zawijały się lekko ku górze. Wciąż ta cholerna kokieteria - Walt poczuł błyskawicznie narastającą wściekłość - ta idiotka nawet w trumnie będzie musiała wyglądać pociągająco! Kontrolny segment centralnego komputera rozjarzył się błyskami lamp sygnalizacyjnych - wydawało się, że wszystko jest w porządku. - Statek do skrętu w C-12 w kierunku X-KL-139 - Lorna nadal nie objawiała pośpiechu, a może to tylko nerwy Walta odmawiały posłuszeństwa? - Włącz autopilota - matowy głos o nosowej, telefonicznej modulacji wypełnił sterownię. Philip gwałtownie szarpnął dźwignię - kilka tarcz wskaźnikowych rozjarzyło się zielonym blaskiem. Ostatnia rezerwa - jęknął. - Możliwe wejście w C-12 za dwadzieścia osiem sekund. Sterowanie chwytakami energii. Prawdopodobieństwo awarii zero koma cztery. Czekam na potwierdzenie. - Wykonuj manewr! - Czekam na potwierdzenie... - Dowódca statku do centralnego komputera: wykonaj manewr wejścia w odnogę C-12! - Philip prawie krzyczał, zupełnie wyprowadzony z równowagi. Walt nigdy nie widział go w takim stanie. - Przejmuję sterowanie statkiem - oznajmił jednostajny, bezosobowy głos. - Będę meldował na bieżąco. Pełna gotowość do wykonania manewru. Schodzę z głównego nurtu. Siedzieli sztywno w fotelach, dłonie nerwowo zaciskały się na oparciach. Dobrze wiedzieli, że to ich ostatnia szansa. - ...dwanaście sekund do zwrotu.
|