- Ależ był to całkiem niezły pomysł - odparła...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Gariona od czasu do czasu odwiedza pewien gość — odparł starzec...
»
— Chyba nie — odparł — ale przecież wszyscy jesteście nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, więc spędzanie czasu na kłótniach o...
»
– Nie ma go dzisiaj – odparła Janet...
»
— Oczywiście, Wysoki Sądzie — odparł uprzejmie, a następnie przeszedł do opisu efektów wywoływanych przez cyjanek na szczurach laboratoryjnych...
»
– Pamiętaj, czym jest myślenie, Frank – odparła...
»
— Siedzi tam, przy kominku — odparła panna Gorringe...
»
— Chętnie wysłucham — odparł Beaurain chowając kopertę do kieszeni...
»
Pentarn, pomyślał Fenton ponuro, chce zniszczyć każdy świat, który stanął na drodze jego ambicji lub jego zemsty...
»
Obcy jeździec (a był tylko jeden), z pewnością pomyślał, że wzywam go, by stawił mi czoło, gdyż ruszył w moją stronę, a błękitny blask na szczycie jego lancy...
»
kamieniem na palcu i niezwykłym instrumentem w ręku, pomyślał, że jeśli ten starzec nie jest dziwny, to znaczy, że dziwnych starców nie ma...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Mnie i tak nie bardzo się podobały te starocie, ale Isky byłby się wściekł, gdybym próbowała je wyrzucić.
Po ogniowym splądrowaniu Mohendżo Idźazz zaczął. traktować Rani Harappę z szacunkiem, a przed upływem sześciu lat nie myślał o niej inaczej jak o matce, ponieważ dorósł na jej oczach. Pozbawiony normalnego życia i koszarowego towarzystwa, Idźazz zaczął się zwierzać Rani, przekazywać jej wszystkie w połowie ukształtowane marzenia o kobietach i małej farmie na północy.
Taki już mój los - pomyślała Rani - że ludzie pomyłkowo biorą mnie za swoją matkę. Pamiętała, że pod koniec nawet Iskander popełniał ten błąd. Kiedy ostatni raz odwiedził Mohendżo, pokłonił się i ucałował jej stopy.
Każda z dwóch kobiet na swój sposób zemściła się na swoim prześladowcy. Rani sprawiła, że pokochał ją i zarazem znienawidził siebie; ale Ardźumand zaczęła robić coś, czego do tej pory nigdy w życiu nie robiła, to znaczy stroić się, nic zatem dziwnego, że wyglądała zabójczo. Dziewica Żelazne Majtki kołysała biodrami, podrygiwała pośladkami, strzelała oczami w stronę wszystkich żołnierzy, lecz przede wszystkim w kierunku brzoskwiniowej twarzy kapitana Idźazza. Wynik jej zachowania okazał się dramatyczny. Pod brezentem Minihimalajów dochodziło do bójek, wybijano sobie nawzajem zęby, żołnierze nożami zadawali towarzyszom rany cięte. Sam Idźazz wył wewnętrznie w szponach żądzy tak gwałtownej, że gotów był eksplodować niczym balon pełen barwionej wody. Pewnego popołudnia, kiedy jej matka spała, zaskoczył Ardźumand, zostali sam na sam.
-Nie myśl, że nie wiem, do czego jesteście zdolne -ostrzegł ją - wy, bogate dziwki. Uważasz, że możesz wszystko. W mojej rodzinnej wiosce dziewczyna zostałaby ukamienowana, gdyby zachowywała się tak jak ty, no, za wulgarność, wiesz, o co mi chodzi.
-W takim razie ukamienujcie mnie. Proszę bardzo, jeśli starczy wam odwagi - odpaliła Ardźumand.
Miesiąc później Idźazz przemówił do niej znowu.
- Moi ludzie chcą cię zgwałcić! -wrzasnął bezradnie. - Dostrzegam to w ich twarzach. Dlaczego miałbym ich powstrzymywać? Powinienem na to pozwolić; sama ściągasz tę hańbę na swoją głowę.
- Ależ pozwól im przyjść, proszę bardzo - odparła Ardźumand. - Ale ty musisz być pierwszy.
- Ladacznica - wyzwał ją - nie wiesz, że jesteś w naszej mocy? Wszystkich guzik obchodzi, co się z wami stanie.
- Wiem - powiedziała.
Pod koniec domowego aresztu, kiedy Ardźumand kazała uwięzić kapitana Idźazza i męczyć go powoli, póki nie skona, miał dwadzieścia cztery lata; ale jego włosy, tak jak zmarłego Iskandra Harappy, stały się przedwcześnie białe jak śnieg. Gdy go zabrali do izby tortur, nim zaczął krzyczeć, wypowiedział jeszcze dwa słowa: „Co nowego?”
 
Przez sześć lat Rani Harappa kołysała się w fotelu na werandzie i wyszyła osiemnaście szali, wykonała najwyborniejsze ze swoich robótek; ale zamiast chwalić się nimi przed Ardźumand albo żołnierzami, składała sztukę po sztuce w metalowym kufrze z kulkami naftaliny i zamykała je na zamek. Klucz do kufra był jedynym, jaki wolno jej było zatrzymać. Kapitan Idźazz trzymał pozostałe na wielkim kółku u swojego paska, co przypominało Rani o Bilquis Hajdar, która czuła się zmuszona do zamykania drzwi pod wpływem popołudniowego wiatru. Biedna Bilquis. Rani tęskniła za rozmowami telefonicznymi, które kiedyś odbywały. Czyny mężczyzn przerwały to połączenie między kobietami, ową odżywczą pępowinę, którą w różnych czasach przepływały słowa wsparcia raz w jedną, innym razem w drugą stronę, zgodnie z jej niewidocznym pulsowaniem.
Nic się nie da zrobić. Rani pracowała flegmatycznie nad swoimi doskonałymi szalami. Z początku kapitan Idźazz próbował odmówić jej igieł i nici, ale dosyć szybko, posługując się orężem wstydu, skłoniła go, by tego nie robił. - Chyba nie myślisz, że zamierzam się ponakłuwać z twojego powodu, chłopcze - powiedziała mu. - A może co innego przyszło ci do głowy? Że powieszę się, zacisnę sobie na szyi pętlę z włóczki? - Niezwykły spokój żony Iskandra (to się wydarzyło, kiedy jeszcze żył) odmienił tego dnia wszystko. Idźazz zgodził się nawet sprowadzić z magazynów wojskowych kłębki wełny o określonych przez nią kolorach i grubości; wtedy znowu przystąpiła do pracy, do tkania szali, owych miękkich pól, a potem uprawiać na nich żywe i magiczne twory czarodziejskiej sztuki.

Powered by MyScript