- To niech się pozbędzie wszelkich złudzeń - rzekł O’Mara. - Macie obaj poważne kłopoty. Bardzo mi przykro z tego powodu, wszystkim nam jest przykro. Pańskie kłopoty, Hewlitt, zaczęły się dawno temu, na Etli, a doprowadziły pana aż tutaj, gdzie zaraził pan byłego pacjenta Morredetha, Ojczulka Liorena oraz, co moim zdaniem jest zupełnie absurdalne, Telfi, których fizjologia i metabolizm nadają się dla wirusa mniej więcej tak jak wnętrze autoklawu. Gdzieś muszą być jeszcze inni nosiciele, o których nie wiemy. Dlatego właśnie, chociaż zarządziliśmy alarm po awarii reaktora, nie można było nakazać ewakuacji. Nie możemy ryzykować, że międzygatunkowa choroba o nieznanej zaraźliwości rozejdzie się po Federacji. Ojczulku, nie chcę pana urazić, powątpiewając w słowa kogoś, kto nosi błękitny płaszcz Tarli, ale przetrwanie Federacji jest ważniejsze niż wasza chęć przeżycia. To prosty ewolucyjny imperatyw, zgodny z każdą etyką. Dlatego też Kelgia otrzymała polecenie, aby poddać Morredetha orbitalnej kwarantannie. Podobne instrukcje zostaną wysłane na Telfa w sprawie statku, który właśnie odleciał, oraz na Etlę w sprawie kota. Wy dwaj zostaniecie umieszczeni w izolatkach, aby patologia mogła się wami zająć. Flota czekająca na ewakuowanych zostanie odprawiona, a jednostki Korpusu całkowicie zablokują Szpital. Może odbije się to na kondycji Federacji, ale nie mamy wyboru. Czy rozumiecie nasze położenie? - Wydaje mi się, że gotów jest pan wysadzić Szpital, aby oszczędzić wszystkim kłopotów - powiedział Hewlitt, wzdragając się lekko. Jak można być tak głupim? - pomyślał. - Proszę nam jednak uwierzyć: nie ma żadnego powodu do niepokoju. - Przykro mi, Hewlitt - odparł O’Mara. - A teraz niech pan zrobi coś, aby Lioren był znowu uprzejmy się do nas odezwać. Poza mną są tu Diagnostycy Conway i Thornnastor oraz Murchison, Prilicla i pułkownik Skempton. Jak zapewne pan już wie, Lioren był kiedyś bardzo szanowanym starszym lekarzem tego szpitala. Bez obrazy, Hewlitt, ale potrzebujemy profesjonalnego podsumowania sytuacji. Lioren spojrzał jednym okiem na Hewlitta, ale zaraz ponownie skupił uwagę na martwym jaszczurze. Był wyraźnie pełen obecnego smutku i dawnego, niemożliwego do zapomnienia bólu. Nie odzywał się. - Lioren nie bardzo może z wami teraz rozmawiać - oznajmił Hewlitt. - Ze mną też nie chce. Ale kilka chwil temu całkiem sporo się dowiedzieliśmy. O Telfi i o sobie nawzajem. Wiem dokładnie, co Ojczulek o tym sądzi, i mogę wam to przekazać. - Dziwne. Lioren nigdy się tak nie zachowywał - powiedział z niepokojem i prawdopodobnie odrobiną złości naczelny psycholog. - Ale trudno, chyba musimy zawierzyć amatorzynie. Słuchamy, mości panie. Hewlitt zgrzytnął zębami. - Możliwe, że Ojczulek wziął sobie do serca pańską sugestię - zaczął - że kłamiemy. Mnie na pewno to ubodło. Jest jednak mocno poruszony myślami na temat dwóch martwych Telfi. Gdyby tylko wiedział nieco wcześniej to, co teraz wiemy, te stworzenia nie musiałyby umrzeć. Przez przypadek zdecydował się pomóc innemu pacjentowi, którego stan był trochę lepszy. To był nierozmyślny błąd i chociaż nie ma, za co się winić, w pewien sposób przypomina mu to wydarzenia, które wiele lat temu były skutkiem innej jego błędnej decyzji. Ojczulek nigdy nie uwolnił się od Cromsaga... - Lioren opowiadał o Cromsagu? - spytał O'Mara. - Nigdy z nikim o tym nie rozmawiał, nawet ze mną. - Nie opowiadał. Kilka minut temu wirus przeniósł się na chwilę z Telfi na Liorena, a potem na mnie. Znam teraz wszystko, co Ojczulek ma w głowie. Musiał przerwać, bo w głośniku rozległ się gwar sześciu głosów. Spojrzał na Liorena w poszukiwaniu pomocy, ale Ojczulek nie wrócił jeszcze z przeszłości. - Jeśli przestaniecie zasypywać mnie pytaniami, może zdołam coś powiedzieć - rzucił do komunikatora. - Przymknijcie się, proszę, i słuchajcie. Ku jego zdumieniu po drugiej stronie naprawdę zrobiło się cicho. Dopiero po chwili pojął, że O’Mara musiał przekazać wszystkim podobny komunikat, tyle, że jeszcze mniej uprzejmie. - Tak, wirus na krótko wniknął do mojego ciała, zwłaszcza do mózgu. I nie, nie uczynił mnie telepatą. Bardziej przypomina to zapewne skutek zastosowania hipnozapisu, co starszy lekarz Lioren pamięta z własnego doświadczenia, tyle że jest o wiele łagodniejsze i nie powoduje jakiejkolwiek dezorientacji czy zagubienia. To nie było przeniesienie umysłu, a tylko wspomnień myślącej, wrażliwej istoty, która miała wobec nas dług wdzięczności i nie chciała sprawiać żadnych kłopotów. - Chwila - przerwał mu O’Mara podejrzliwie. - Chce pan powiedzieć, że wspomnienia były okrawane, wymazywane czy nawet zmieniane? - Tyle, co przez upływ czasu - odparł Hewlitt. - Ale nadal były zborne. Ma pan doświadczenia z istotami telepatycznymi, rozumie pan zatem, że nie można w ten sposób kłamać. Wiem wszystko, co wcześniej wiedział wirus, który jako, że jest chyba jedyny w swoim rodzaju, nie ma imienia. To znaczy, że jestem też świadom jego intencji, które na pewno nie mogły zostać zafałszowane. - Słucham.
|