- Widzi się i słyszy to i owo - odparł wymijająco pustelnik...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Gariona od czasu do czasu odwiedza pewien gość — odparł starzec...
»
— Chyba nie — odparł — ale przecież wszyscy jesteście nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, więc spędzanie czasu na kłótniach o...
»
– Nie ma go dzisiaj – odparła Janet...
»
— Oczywiście, Wysoki Sądzie — odparł uprzejmie, a następnie przeszedł do opisu efektów wywoływanych przez cyjanek na szczurach laboratoryjnych...
»
– Pamiętaj, czym jest myślenie, Frank – odparła...
»
— Siedzi tam, przy kominku — odparła panna Gorringe...
»
— Chętnie wysłucham — odparł Beaurain chowając kopertę do kieszeni...
»
- Sądzę, że tak - odparł Ziemianin, gdy stało się jasne, że Lioren nie zamierza się wypowiedzieć...
»
- Mogę, jak mi się zachce - odparła Jane głosem kapryśnego dziecka...
»
- Rozumiem - odparł Gwynn, wskazując na towarzyszącą mu grupę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Powiedz więc, co o nim myślisz?
- Nie widziałem go, ale przypuszczam, że czekają cię bolesne chwile. Będą to bóle porodowe, być może, ale bóle.
- Bóle porodowe? Czy naprawdę wierzysz, że przyjdzie nowy renesans, jak utrzymują niektórzy?
- Hmmm... hnnn...
- Przestań tajemniczo chrząkać, Stary Żydzie, i wyjaw mi swoje zdanie. Jakieś musisz przecież mieć. Zawsze masz. Dlaczego tak trudno zyskać sobie twoje zaufanie? Czyż nie jesteśmy przyjaciółmi?
- W pewnym zakresie, w pewnym zakresie. Ale są też między nami różnice.
- Co te różnice między nami mają wspólnego z thonem Taddeo i renesansem, który obaj chcielibyśmy ujrzeć? Thon Taddeo to świecki uczony i raczej daleki od dzielących nas różnic.
Beniamin wzruszył wymownie ramionami.
- Różnice, świecki uczony - powtórzył, wypluwając słowa, jakby to były ogryzki jabłka. - Ja bywałem w różnych okresach nazywany przez niektórych ludzi świeckim uczonym i zdarzało się, że mnie za to wbijano na pal, kamienowano i palono.
- Co, przecież nigdy... - kapłan urwał, marszcząc nagle brwi. Znowu to szaleństwo. Beniamin przyglądał mu się podejrzliwie i jego uśmiech stał się zimny. Teraz - pomyślał opat - patrzy na mnie, jakbym był jednym z tamtych, bez względu nato, jacy bezpostaciowi “tamci" przygnali go aż tutaj, do tej samotni. Wbijano go na pal, kamienowano, palono? A może jego ,ja" oznacza “my", jak w słowach “ja, mój naród"?
- Beniaminie, jestem Paulo. Torquemada nie żyje. Urodziłem się siedemdziesiąt lat temu z okładem i już wkrótce umrę, Lubiłem cię, starcze, i chciałbym, żebyś widział we mnie Paula z Pecos i nikogo więcej.
Beniamin wahał się przez chwilę. Oczy mu zwilgotniały.
- Czasem... zapominam...
- Czasem zapominasz, że Beniamin jest tylko Beniaminem, nie zaś całym Izraelem.
- Nigdy! - warknął pustelnik i oczy mu znowu rozbłysły. Przez trzydzieści dwa stulecia... - przerwał i zacisnął usta.
- Dlaczego? - szepnął opat, prawie przestraszony. -Dlaczego całe brzemię ludu i jego przeszłości bierzesz na swoje barki?
Oczy pustelnika rozbłysły na moment ostrzegawczo, ale przełknął gardłowy dźwięk i ujął twarz w dłonie.
- Łowisz ryby w mrocznych wodach.
- Wybacz mi.
- Brzemię... zostało złożone na moje barki przez innych. - Powoli podniósł głowę. - Czy mogłem odmówić przyjęcia?
Kapłan wstrzymał oddech. Przez chwilę w chacie słychać było tylko świst wiatru. W tym szaleństwie jest szczypta czegoś boskiego - pomyślał dom Paulo. Wspólnota żydowska jest w naszych czasach bardzo rozproszona. Być może Beniamin przeżył swoje dzieci albo w ten czy inny sposób znalazł się poza nawiasem. Taki stary Izraelita może latami tułać się, nie napotykając nikogo ze swojego narodu. Może w swojej samotności nabrał w duchu przekonania, że jest ostatni, jeden jedyny. A skoro jest ostatni, nie jest już Beniaminem, ale całym Izraelem. I na jego sercu legła licząca pięć tysięcy lat historia, już niedaleka, lecz dziejąca się z dnia na dzień jak historia jego własnego życia. Jego “ja" jest odwróceniem cesarskiego “my".
A ja też uczestniczę w jedności - myślał Paulo - jestem cząstką zgromadzenia i ciągłości. Moja wspólnota też była pogardzana przez świat. A jednak dla mnie rozróżnienie między własnym “ja" a narodem jest wyraźne. Dla ciebie, stary przyjacielu, stało się to odrobinę niejasne. Brzemię nałożone na twoje barki przez innych? I przyjąłeś je? Jakiż to musiał być ciężar? Jaki byłby to ciężar dla mnie? Podsunąłeś podeń ramiona i starałeś się unieść, próbując, ile waży. Ja jestem chrześcijańskim mnichem i kapłanem, odpowiadam więc przed Bogiem za działania i uczynki każdego mnicha i kapłana, który oddychał i chodził po ziemi od czasów Chrystusa, tak samo jak za moje własne działania.
Przejął go dreszcz i potrząsnął głową.
Nie, nie. To brzemię miażdży stos pacierzowy. Żaden człowiek go nie uniesie, jedynie Chrystus. Być przeklętym za wiarę to już wystarczające brzemię. Można znosić przekleństwa, ale... czy trzeba również przyjąć nielogiczność kryjącą się za przekleństwami, nielogiczność, która wzywa człowieka do tego, by pracował nie tylko dla siebie, ale również dla każdego członka swojej rasy albo swojego wyznania, by brał na siebie ich czyny tak samo jak własne? To także trzeba przyjąć?... Jak próbuje to uczynić Beniamin?
Nie, nie.

Powered by MyScript