— Lub umierajÄ… dla niej — dodaÅ‚ ChÅ‚opiec...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Annie zrobiło się przykro już w momencie, gdy zobaczyła owego pana wchodzącego do pokoju, a wprost ścierpła, kiedy podszedł do niej i zaczął rozmowę...
»
Zamiast niej, pod lustrem, zdaje się że w łukowato sklepionym przejściu, objawiła się kobieta w średnim wieku i z miejsca oświadczyła, że zapisać do profesora...
»
Winicjusz chciał z niej mieć kochankę, lecz gdy okazała się cnotliwą jak Lukrecja, rozkochał się w jej cnocie i teraz pragnie ją poślubić...
»
Luiza de Nègrepelisse nie myślała dotąd nad tym problemem, który niewątpliwie miał dla niej swą wagę, więcej z powodu przeszłości niż teraźniejszości...
»
Stłumione, pełne zaskoczenia westchnienie siedzącego obok niej Sya powiedziało jej, że on także coś wyczuł...
»
Otworzona na œwirkliwych zawiasach skrzyneczka uderza bujn¹ rozmaitoœci¹ rozœcielonych w niej rzeczy...
»
czywała spokojnie w swoim grobie, dopóki Heathcliff do niej nie dołączył; z tego, co wiem...
»
kiedy atrakcyjny, choæ niedostêpny dla niej mê¿czy-zna dotknie jej d³oni...
»
Poza szelestem liści nic do niej nie docierało...
»
dostosować swoją prędkość do niej...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


— Tak — zgodziÅ‚ siÄ™ mężczyzna. — Ty jesteÅ› Wiecznym ChÅ‚opcem, prawda?
Chłopiec skinął głową.
— SÅ‚yszaÅ‚em o tobie.
— Ja zaÅ› nie wiem, czy sÅ‚yszaÅ‚em o tobie — odrzekÅ‚ ChÅ‚opiec.
Człowiek uśmiechnął się.
— WÅ‚aÅ›nie skoÅ„czyÅ‚y mi siÄ™ wizytówki, ale nazywam siÄ™ Jimmy Kolec.
— Wiesz, zastanawiaÅ‚em siÄ™, czy należysz do tej paczki — powiedziaÅ‚ ChÅ‚opiec wska-
zując martwych łowców nagród leżących w blasku odbijającego się od ich broni słońca.
— Ale teraz już wiem, że to niemożliwe.
— Moja reputacja wyprzedza mojÄ… obecność. Zadowolony jestem niezmiernie.
— Z góry cieszyÅ‚em siÄ™ na spotkanie z tobÄ….
— A ja miaÅ‚em niejakÄ… nadziejÄ™, że któregoÅ› dnia zasiÄ…dziemy przy drinku i opowie-
my sobie różne historyjki — odparÅ‚ Kolec. WestchnÄ…Å‚. — Ale przypuszczam, że lepiej
jest tak, jak jest.
— O wiele — zgodziÅ‚ siÄ™ ChÅ‚opiec.
Nad ich głowami zaczęła leniwie krążyć chmara ptaków.
— Nie sÅ‚yszaÅ‚em, abyÅ› mi doradzaÅ‚ powrót na mój statek — stwierdziÅ‚ Å‚owca nagród
z pełnym rozbawienia uśmiechem.
— Dlatego, że nie chcÄ™, abyÅ› to zrobiÅ‚.
— JesteÅ› mojÄ… bratniÄ… duszÄ… — zachichotaÅ‚ Kolec. — W innym życiu moglibyÅ›my
zostać wielkimi przyjaciółmi.
— No, najpierw musisz przedostać siÄ™ do tego drugiego życia — powiedziaÅ‚ ChÅ‚opiec.
— Być może, gdy wreszcie przyÅ‚Ä…czÄ™ siÄ™ tam do ciebie, zostaniemy wielkimi przyjaciół-
mi.
— TakÄ… mam nadziejÄ™ — orzekÅ‚ Kolec. — Tam, gdzie podążamy, wedle mego prze-
czucia potrzeba czÅ‚owiekowi tylu przyjaciół, ilu tylko zdoÅ‚a zgromadzić. — PopatrzyÅ‚
na pensjonat — Dziewczynka jest tam?
Chłopiec skinął głową.
— Czy jest sama?
— Nieważne — stwierdziÅ‚ ChÅ‚opiec. — Najpierw musisz przejść obok mnie, a to ci
siÄ™ nie uda.
— Zobaczymy — odparÅ‚ Kolec robiÄ…c krok do przodu.
233
Wieczny Chłopiec sięgnął po swój pistolet dźwiękowy. W tym samym momencie Jimmy Kolec szybko machnął ramieniem, jak do bekhendu, i trzy długie, paskudne
strzałki wbiły się głęboko w klatkę piersiową Chłopca, który przez chwilę stał nierucho-
mo, a potem z niedowierzaniem obejrzał krew spływającą z przodu jego kurtki.
— No, niech mnie diabli — wyszeptaÅ‚ z leciutkim uÅ›miechem na ustach.
— Wreszcie!
A potem padł na ziemię.
Jimmy Kolec podszedł do ciała Wiecznego Chłopca i przewrócił je na plecy. Przez
długą chwilę spoglądał na chłopięcą twarz, westchnął i ruszył w stronę pensjonatu. Dał
tylko dwa kroki przed siebie, gdy w oknie pojawił się Nibyżółw z wycelowaną bronią.
Rozległo się ciche brzęczenie i Kolec zwalił się tuż obok ciała martwego Chłopca.
Lodziarz wyszedł przed front budynku i obejrzał skutki rzezi. W chwilę potem poja-
wili się: Mysz, Penelopa i Nibyżółw.
— Jakaż strata — mruknÄ…Å‚ Lodziarz.
— On zÅ‚ożyÅ‚ siebie w ofierze za nas — zaintonowaÅ‚ uroczyÅ›cie Nibyżółw. — ByÅ‚ szla-
chetnym człowiekiem.
— Mylisz siÄ™ w obu wypadkach — stwierdziÅ‚ Lodziarz.
— Nie rozumiem — powiedziaÅ‚ kosmita.
— Po pierwsze, nie byÅ‚o w tym nic szlachetnego. Przez wiÄ™kszÄ… część stulecia
Chłopiec próbował dać się zabić i wreszcie mu się to udało. A po drugie, wcale się nie
poświęcał.
— Ależ oczywiÅ›cie, że tak.
Lodziarz potrząsnął głową.
— KtoÅ› inny poÅ›wiÄ™ciÅ‚ go za nas. — OdwróciÅ‚ siÄ™ i wlepiÅ‚ wzrok w PenelopÄ™.
— A może siÄ™ mylÄ™?
— Daj jej spokój, Carlosie! — warknęła Mysz.
Przeniósł spojrzenie z dziewczynki na Mysz, znowu na dziewczynkę, wzruszył ra-
mionami i odszedł, aby zbadać, czy zdoła zidentyfikować różne zwłoki.
— MyÅ›lÄ™, że znam dwoje z nich — oÅ›wiadczyÅ‚. — Ten, to KamieÅ„ MyszoÅ‚owa, ta ko-
bieta natomiast — pokazaÅ‚ palcem najemniczkÄ™, która tyle mówiÅ‚a — to Nina Pallone.
On nie był nikim szczególnym, ją jednak uważano za jedną z najlepszych. Pozostałych
pięciorga nigdy nie widziałem.
— Co mamy zrobić z ciaÅ‚ami? — zapytaÅ‚ Nibyżółw.
— WypijÄ™ drinka, a potem pogrzebiÄ™ ChÅ‚opca za pensjonatem — odrzekÅ‚ Lodziarz.
— Możesz mi pomóc.
— A reszta?
— Niech zostanÄ… tam, gdzie leżą — powiedziaÅ‚ Lodziarz. — Wkrótce wylÄ…dujÄ… dwa
następne statki. Być może ten widok da im coś do myślenia.
234
Odwrócił się i poszedł do restauracji.
— DziÄ™kujÄ™ ci za pomszczenie Å›mierci ChÅ‚opca — powiedziaÅ‚a Mysz do

Powered by MyScript