Czyżby nieobecność wszystkich tkaczek świadczyła, że zrobiły co trzeba i odeszły w pośpiechu? Czy odnajdzie je? Dairine postanowiła po raz pierwszy skorzystać z daru Ingvarny. Była pewna, że tkaczki mają własne, bardziej prywatne terytoria. Nie wiedziała jedynie, czy uważały, że jest na tyle groźna, by ustanowić jakąś granicę, mającą uniemożliwić szukanie ich towarzystwa… Przypuśćmy, że rozegra to tak, jakby szukała nici. Robi to przecież się poza terenem, na którym są krosna. Najpierw jedzenie. Znalazła je kierując się węchem. Choć owoce były przejrzałe, a mięsa nie było wcale, zjadła tyle, ile mogła. Potem, z prętem w dłoni, ruszyła na poszukiwanie nici. Wszystkie znajdujące się w pobliżu kawałki musiano jednak zebrać, ponieważ kiedy na wypadek, gdyby ją obserwowano, udawała, że ich szuka, nie natrafiła na nic. I w rzeczy samej, obserwowano ją! Podświadomie czuła, że to nie tkaczki, lecz inne stworzenia, których obrazu nie mogła sobie wyobrazić. Wiedziała, że są w pobliżu, przyglądają się jej, przesuwają równolegle z nią, nie próbują jednak nawiązać kontaktu. Odkryła nić na drzewie i zręcznie ją nawinęła, potem drugą i trzecią. Jednakże od następnej odskoczyła. Ktoś musiał ją nieostrożnie poruszyć, gdyż wyczuła kwaśny zapach lepkiej substancji, w której dwukrotnie się znalazła. Przy następnych dwóch, sytuacja powtórzyła się. Czyżby znaczyć to miało, że jest więźniem? Skręciła lekko w prawo, znajdując się w ten sposób poza znajomym jej terenem. W każdej chwili oczekiwała reakcji obserwatorów. Na kolejnym drzewie nie było w ogóle nici, węch podpowiedział jej, że za nim znajduje się coś w rodzaju przejścia. Miała nadzieję, że pozbawione nici drzewa wytyczają wolną drogę. Choć przyjęcie tego założenia pozwoliło jej poruszać się szybciej, nadal udawała, że poszukuje nici na każdym spotkanym drzewie. Obserwujący ją utrzymywali ciągle stałą odległość, chociaż nie zdradzał ich żaden dźwięk. Znowu natrafia na wolne drzewo. Kręta droga zmuszała do wolniejszego i bardziej ostrożnego marszu. Z lewej strony doleciał do dziewczyny jakiś dźwięk… słaby jęk. Jęk wydany przez człowieka. Co do tego nie miała wątpliwości; spotęgowało to tylko jej strach… Miała wrażenie, że sytuacja ta kiedyś już się zdarzyła w jej zapomnianym śnie, że znała tego, który jęczał. Stanęła, czując nagłe poruszenie wśród obserwatorów, którzy teraz zgromadzili się pomiędzy nią a źródłem jęku. Pozostało jej zignorować ów dźwięk lub też spróbować dotrzeć w to miejsce od tyłu. Najważniejsze, to nie dać po sobie poznać, że coś słyszałaś - postanowiła w duchu. - Udawaj, że szukasz nici, może ci się powiedzie. Choć wszystko w niej radziło, by zaniechać pomocy pojękującemu, ruszyła przed siebie z wyciągniętą dłonią, przygotowana na wyczucie zapachu blokującego drogę. Zdawało się jej, że obserwujące ją stworzenia poczuły się niepewnie, a to mogła być jedyna szansa. Palce napotkały znajomy kształt utkanego wzoru, tylko tym razem materiał wisiał na gałęzi i miał kształt worka, z dodaną u góry klapą, tak silnie przytwierdzoną do otworu, że nie mogła jej otworzyć. Worek był duży, jego ciężar przyginał gałąź ku ziemi, a wewnątrz… wewnątrz był ktoś uwięziony! Odskoczyła z krzykiem. Nie wiedziała nawet, czy zawołała głośno - czy tylko w myślach. Zmysły poinformowały ją, że tam, wewnątrz, zamknięto coś, co dopiero zmarło. Zmusiła się, by ponownie przejechać palcami po powierzchni worka i odetchnęła z ulgą: to coś było z pewnością zbyt małe jak na człowieka. Zrozumiała, że nie ma sensu przejmować się zawartością worka. Zrobiła krok w lewo i natknęła się na następny. Musiała już od jakiejś chwili poruszać się między nimi, nie zwracając na to uwagi. Zdała sobie sprawę, że jest ich wokół sporo i wszystkie zawierają śmierć, i tylko śmierć. Stłumione jęki dolatywały jednak nadal do niej… były bez wątpienia ludzkie. Miała też wrażenie, że obserwujący ją pozostali z tyłu, jakby znalazła się w miejscu, do którego oni nie ważyli się wejść. Nie chciała dotykać worków, ale wciąż znajdowała je na swojej drodze i wpadała na nie mimowolnie. Niektóre ciężkie i pełne tak jak pierwszy, inne puste i sflaczałe, bujały się spokojnie na wietrze. Jęk… Zmusiła się, by sprawdzić, co przed nią wisi. Przezornie przedtem przygotowała nóż. Gdy dotknęła tego worka, poczuła słaby ruch w jego wnętrzu i usłyszała stłumiony, niewyraźny krzyk, który - była już tego pewna - był wołaniem o pomoc. Z trudem rozcięła materiał. Był tak ciasno tkany, że poddawał się ostrzu z oporem, jakiego dotąd nie znała. Nie rezygnowała jednak, dopóki nie usłyszała wyraźnie z wnętrza: - A niech to najczarniejsze demony…
|