— Zatrzymał się u mojego szwagra, Jamesa Clowa — odezwała się Zuzanna...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Często – odezwała się nagle Pedi...
»
– Dajcie spokój – odezwał się Saracen...
»
jego żon, nie szczędził mu trudów niszczących zdrowie i zatrzymywał go u siebie przez całych dwadzieścia lat; to, co kazał mu wycierpieć pod pozorem...
»
panii; jakoż chwilę się zatrzymałem na drodze, wahając się, czy nie wstąpić, ale że w miesz- 95 ku kuso u mnie było i że pomyślałem sobie, jako to nie...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Irielle patrzyła ze współczuciem na Fentona, który coraz częściej był zmuszony się zatrzymywać i przykucać, by rozmasować mięśnie nóg...
»
mogc si zatrzyma, ju po kilku metrachtracili spodnie, czci ciaa, nieraz przytom-no, a nawet - ycie...
»
Sufici zatrzymali się na chwilę i pomachali Johnowi z okien roverów, żegnając się przez radio...
»
- Coś w tym zabawnego, moi panowie?- Taka rodzinna anegdota, Zakacie - odezwał się Bel­garath...
»
* Rozdzia 8**Zatrzymanie*Spis treci *Art...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Pytam go: “To ile ma wielebny dzieci?” A on na to: “Dziewięciu chłopaków, a każdy z nich ma jeszcze siostrzyczkę”. “O mój Boże!”, zawołałam, “Osiemnaścioro dzieci, co za rodzina!” I wtedy on zaczął się śmiać tak, że nie mógł przestać. Doprawdy, kochana pani doktorowo, nie wiem, co go tak rozbawiło, ale jestem pewna, że osiemnaścioro dzieciaków to o wiele za dużo na jakąkolwiek plebanię.
— On ma tylko dziesięcioro dzieci, Zuzanno — cierpliwie, choć wyniosłym tonem, wyjaśniła panna Kornelia. — A poza tym dziesięcioro grzecznych dzieci szkodziłoby mniej i plebanii, i parafii, niż teraz tych czworo. Choć nie mogę powiedzieć, Aniu złociutka, że te dzieciaki są z gruntu złe. Właściwie to nawet je polubiłam — wszyscy je polubili. Nie można ich nie lubić. Byłaby z nich doprawdy miła gromadka, gdyby ktoś zajął się ich wychowaniem i nauczył dobrych manier. Nauczycielka mówi, że w szkole są idealne. Ale w domu zamieniają się w istne diablęta.
— A co na to pani Meredith? — zapytała Ania.
— Nie ma pani Meredith, w tym właśnie problem. Pastor Meredith jest wdowcem. Jego małżonka zmarła przed czterema laty. Gdybyśmy o tym wiedzieli, prawdopodobnie nie otrzymałby parafii, bo pastor wdowiec to jeszcze gorzej niż kawaler. Opowiadał o dzieciach, więc wszyscy spodziewaliśmy się, że jest i matka. Kiedy się sprowadzili, okazało się jednak, że przyjechała z nimi tylko stara Marta, którą dzieci nazywają ciocią. To kuzynka matki pastora Mereditha, a pastor dał jej posadę gospodyni, by — jak przypuszczam — uchronić kobiecinę od przytułku. Staruszka ma siedemdziesiąt pięć lat, jest na wpół ślepa, prawie głucha i strasznie zdziwaczała.
— I prawie nie umie gotować, kochana pani doktorowo.
— Trudno byłoby doprawdy o gorszą gospodynię na plebanii — stwierdziła z goryczą panna Kornelia. — Pastor Meredith zaś nie chce zatrudnić nikogo do pomocy, mówiąc, że to zraniłoby uczucia cioci Marty. Aniu złociutka, plebania jest w rozpaczliwym stanie, możesz mi wierzyć. Nic nie znajduje się na właściwym miejscu, za to wszystko pokrywa gruba warstwa kurzu. A zanim się sprowadzili, cały dom został pięknie odmalowany i wytapetowany.
— Więc mówi pani, że tam jest czworo dzieci? — zapytała Ania, już w głębi serca gotowa, by przygarnąć je po matczynemu.
— Tak. Idą równo, rok po roku. Najstarszy z nich, Gerald, ma dwanaście lat. Nazywają go Jerry. To bystry chłopak. Flora ma jedenaście lat i usposobienie dzikiego kota. Muszę jednak przyznać, że jest śliczna jak obrazek.
— Wygląda jak aniołek, kochana pani doktorowo, ale łobuz z niej nie lada — z powagą dodała Zuzanna. — W zeszłym tygodniu wybrałam się któregoś wieczoru na plebanię i spotkałam tam panią Millison. Przyniosła im tuzin jaj i kaneczkę mleka — była to doprawdy bardzo malutka kaneczka, kochana pani doktorowo. Faith wzięła to wszystko i pobiegła zanieść do piwnicy. Na ostatnim stopniu schodów potknęła się i poleciała jak długa, razem z jajami i mlekiem. Może pani sobie wyobrazić, kochana pani doktorowo, co się z nimi stało. A ten dzieciak podniósł się i zaraz wybuchnął śmiechem. “Nie wiem już sama, czy jestem dziewczynką, czy kremem mlecznojajecz—nym” — chichotała. No a pani Millison wpadła w straszliwą wściekłość. Powiedziała, że nigdy więcej nie przyniesie nic na plebanię, skoro ma to być marnowane.
— Maria Millison nigdy nie zdobyłaby się na przyniesienie czegokolwiek na plebanię, gdyby nie to, że potrzebowała jakiegoś usprawiedliwienia dla swego wścibstwa — syknęła panna Kornelia. — A biedna Faith ciągle popada w tarapaty. To żywe srebro, a w dodatku taka impulsywna!
— Zupełnie jak ja. Na pewno ją polubię — stwierdziła z przekonaniem Ania.
— To rezolutna dziewczynka, ja też lubię takie dzieci, kochana pani doktorowo — przyznała Zuzanna.
— Jest w niej coś ujmującego — zastanowiła się panna Kornelia. — Ile razy ją widzę, zawsze jest roześmiana, wtedy sama mam ochotę się roześmiać. Nawet w kościele trudno jej zachować powagę. Druga dziewczynka, Una, ma dziesięć lat. To urocze stworzonko, choć niezbyt ładne. A Tomasz Carlyle ma lat dziewięć. Ten Karol, jak go nazywają, to istny maniak. Zbiera jakieś ropuchy, żaby i inne robactwo, i znosi to paskudztwo do domu.

Powered by MyScript