– Ja... zapewnia co... Światła O’Casey rozumiem. Słowo ma sens. Trochę. – Ułożyła dolną rękę w geście frustracji. – Prawie. – Tak jakby – zgodził się Roger, przechodząc na shiński. – Ale nawet jeśli te języki są ze sobą spokrewnione, to było strasznie nieskładne zdanie. – Tak, ale mogę się nauczyć mowy ludu Corda – powiedziała Pedi. – Nie, ja nauczę shiński – sprzeciwił się szaman. – Tutaj Shin. Lud nie tutaj. – Dobrze, wygląda na to, że poradzimy sobie z problemem językowym – wtrącił Pahner, a potem spojrzał na O ‘Casey i wrócił do głównego tematu rozmowy. – Co z Krathianami? – Z mapy wynika, że doliny Shinów zajmują znaczną część kontynentu, który w większości jest wulkanicznym pustkowiem – powiedziała O’Casey. – Przecina go olbrzymia dolina, która zakręca na kształt kijanki z południa na północ i na zachód. I właśnie ta dolina to siedziba większości populacji kontynentu i największe źródło jego potęgi. – Doliną Krath spływa z gór aż do morza rzeka. Z tego, co mówi Pedi, sama dolina jest bardzo gęsto zaludniona i stanowi mniej lub bardziej jedność polityczną. Mówię „mniej lub bardziej”, bo z opisu intryg i spisków wynika, że cesarz, który jest też Najwyższym z Najwyższych Kapłanów i który rządzi ze stolicy leżącej w pobliżu portu, ma tylko ograniczoną kontrolę nad niższymi partiami doliny. – Społeczeństwo jest bardzo zdyscyplinowaną teokracją. Najwyżsi urzędnicy każdego regionu są też najwyższymi kapłanami. W przeciwieństwie do Diaspry, to nie jest łagodna teokracja. Społeczeństwo przypomina późnośredniowiecznych Adanthich czy chińską dynastię Manchu. Jest też oparte na niewolnictwie, co teraz omówi Julian. Podoficer skinął głową i wstał. – Jednym z powodów, dla których Krathianie i Shinowie nie dogadują się, jest to, że jedni uważają drugich za źródło niewolników, których nazywają „Niewolnikami Boga”. Poza tym społeczeństwo barbarzyńców jest podzielone przez dolinę. Generalnie zachodnią i północną stronę zasiedlają Shinowie, a wschodnią i południową Shademowie. Shinowie i Shademowie zupełnie się nie dogadują. Krathianie używają więc Shademów jako zwiadowców podczas swoich łupieskich najazdów na Shinów. W efekcie Shinowie nienawidzą Shademów jak morowej zarazy. – Co do samych wypraw, wydają się być organizowane przez jedną z trzech formacji wojskowych Krathu. Całe siły zbrojne dzielą się na rabusiów kontrolowanych przez Świątynię, wewnętrzne siły policyjne, które sprawują kontrolę nad cywilną populacją, oraz na armię polową. – Przyczyna posiadania „armii” jest złożona – wtrąciła O’Casey. – Z całym szacunkiem dla ludu Pedi, Shinowie są dla Krathian w najlepszym razie tylko drobną niedogodnością. Dolina nie ma żadnego zewnętrznego wroga, więc teoretycznie nie powinna mieć potrzeby posiadania znaczącej armii polowej. Lecz satrapie wdają się w najwyraźniej zrytualizowane wojny celem rozstrzygnięcia różnych spornych kwestii. Rabusie i siły bezpieczeństwa wewnętrznego są kontrolowani przez kapłanów, którzy stanowią niemal odrębną sektę. Armia polowa także jest ściśle kontrolowana przez najwyższych kapłanów, z których część to byli oficerowie. Wygląda to tak, jakby aparat bezpieczeństwa i łowcy niewolników byli „podklasą” w wojskowej hierarchii. Złem koniecznym, raczej nie najlepiej traktowanym przez „regularne” siły. – Jak duża i jak dobra jest ta ich armia? – spytał Pahner. – Możliwe, że będziemy musieli jej użyć przeciw portowi. – Przypuszczam, że jest całkiem niezła w znanych sobie warunkach, sir – odparł Julian. – W chwili obecnej wszystkie nasze informacje pochodzą z jednego, niezbyt obiektywnego źródła. Nawet biorąc to pod uwagę, mam wrażenie, że nie są specjalnie elastyczni. Jestem pewien, że moglibyśmy ich wykorzystać do obrony umocnionych pozycji, ale nie wiem, na ile przydaliby się nam przy zdobywaniu portu. Chociaż mierzi mnie sama ich idea, łowcy niewolników byliby chyba lepsi. – Dlaczego? – spytał Pahner. – I jak są liczni?
|