Å»ywy organizm? Każdy żywy organizm. Ptaki wzięły na siebie obowiÄ…zek chronienia wszystkiego, co żyÅ‚o. Mucha bzyczÄ…c lataÅ‚a po pokoju. PrzysiadÅ‚a na chwilÄ™ na stole, po czym zerwaÅ‚a siÄ™ i poleciaÅ‚a w stronÄ™ parapetu. Ze zwiniÄ™tÄ… w rulon gazetÄ… w rÄ™ku skradaÅ‚ siÄ™ do niej starszy mężczyzna. Morderca! W mgnieniu oka ptaki zniżyÅ‚y lot i… uratowaÅ‚y muchÄ™. Starszy czÅ‚owiek wiÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™ na podÅ‚odze, po czym znieruchomiaÅ‚. DoznaÅ‚ lekkiego szoku, który okazaÅ‚ siÄ™ jednak Å›miertelny dla starczego roztrzepotanego serca. Ale przedmiot ataku zostaÅ‚ uratowany, i to byÅ‚o najważniejsze. Ocalić ofiarÄ™, a agresorowi dać nauczkÄ™. Gelsen zapytaÅ‚ poirytowany: — DlaczegoÅ›cie ich nie powyÅ‚Ä…czali? ZastÄ™pca szefa do spraw kontroli technicznej wskazaÅ‚ rÄ™kÄ…. Na podÅ‚odze w rogu warsztatów remontowych leżaÅ‚ szef. WÅ‚aÅ›nie odzyskiwaÅ‚ przytomność. — PróbowaÅ‚ wyÅ‚Ä…czyć jednego z nich — wyjaÅ›niÅ‚ zastÄ™pca. MiaÅ‚ splecione dÅ‚onie i wyraźnie usiÅ‚owaÅ‚ opanować ich drżenie. — To Å›mieszne! Przecież one sÄ… zupeÅ‚nie pozbawione instynktu samozachowawczego. — Tak? To sam spróbuj coÅ› z nimi zrobić. Poza tym myÅ›lÄ™, że one przestanÄ… siÄ™ zgÅ‚aszać. Jakim cudem? Jak mogÅ‚o do tego dojść? — Gelsen zaczÄ…Å‚ rozważać problem. Ptaki w dalszym ciÄ…gu nie potrafiÅ‚y dokÅ‚adnie sprecyzować, czym jest wÅ‚aÅ›ciwie żywy organizm. Kiedy pierwsza partia zostaÅ‚a wyÅ‚Ä…czona w zakÅ‚adach Monroego, reszta zdążyÅ‚a już pewnie przetworzyć nowe dane. MusiaÅ‚y przyjąć, że same sÄ… żywymi organizmami. Nikt im nigdy nie powiedziaÅ‚, że nie sÄ…. I nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci, że wykonujÄ… wiÄ™kszość funkcji wÅ‚aÅ›ciwych żywym organizmom. PowróciÅ‚y dawne obawy. Gelsen roztrzÄ™siony wybiegÅ‚ z warsztatów remontowych. ChciaÅ‚ jak najprÄ™dzej porozumieć siÄ™ z Macintyre’ern. PielÄ™gniarka podaÅ‚a chirurgowi gÄ…bkÄ™. — Skalpel. PodaÅ‚a mu skalpel. Chirurg zrobiÅ‚ pierwsze naciÄ™cie. I nagle poczuÅ‚, że mu coÅ› przeszkadza. — Kto go tutaj wpuÅ›cił’? — Nie mam pojÄ™cia — odparÅ‚a pielÄ™gniarka gÅ‚osem stÅ‚umionym przez maskÄ™. — ProszÄ™ go w tej chwili usunąć! PielÄ™gniarka zaczęła machać rÄ™kami w kierunku bÅ‚yszczÄ…cego skrzydlatego intruza, który jednak dalej spokojnie unosiÅ‚ siÄ™ nad jej gÅ‚owÄ…. Chirurg usiÅ‚owaÅ‚ operować, ale ptak czuwaÅ‚ nie dopuszczajÄ…c go do pacjenta.. — ProszÄ™ zadzwonić do przedsiÄ™biorstwa produkujÄ…cego ptaki — rozkazaÅ‚ chirurg. — Niech przyjadÄ… go wyÅ‚Ä…czyć. Ptak staÅ‚ na straży bezpieczeÅ„stwa żywego organizmu. Chirurg staÅ‚ i patrzyÅ‚ bezradnie, jak jego pacjent umiera. PolatujÄ…c wysoko ponad sieciÄ… autostrad, ptak obserwowaÅ‚ i czekaÅ‚. PracowaÅ‚ już kilka tygodni bez odpoczynku i bez naprawy. Odpoczynek czy naprawa nie wchodziÅ‚y w grÄ™, ptak bowiem — jako żywy organizm — nie mógÅ‚ dopuÅ›cić do tego, by go zamordowano. A powrót do fabryki równaÅ‚by siÄ™ dla niego Å›mierci. W obwody ptaków wbudowano nakaz, by po upÅ‚ywie pewnego czasu wracaÅ‚y, ale znacznie silniejszym nakazem, którego musiaÅ‚y przestrzegać bezwzglÄ™dnie, byÅ‚ nakaz ochrony życia, Å‚Ä…cznie z wÅ‚asnym. Definicje morderstwa ulegÅ‚y teraz takim uogólnieniom i tak zostaÅ‚y rozszerzone, że ptaki nie byÅ‚y w stanie podoÅ‚ać stojÄ…cym przed nimi zadaniom. Ale nie zastanawiaÅ‚y siÄ™ nad tym. Åšlepo odpowiadaÅ‚y na bodźce, obojÄ™tne, z jakiego pochodziÅ‚y one źródÅ‚a. W rejestrach pamiÄ™ci ptaka pojawiÅ‚a siÄ™ nowa definicja żywego organizmu. WynikaÅ‚a ona z odkrycia, że ptaki–czujniki też sÄ… żywymi organizmami. A to z kolei prowadziÅ‚o do dalszych uogólnieÅ„. Uwaga. Po raz setny tego dnia ptak spiralnym lotem zniżyÅ‚ siÄ™, przechyliÅ‚ i opadÅ‚ Å‚agodnie — żeby zapobiec zbrodni. Jackson ziewnÄ…Å‚ i zatrzymaÅ‚ samochód na poboczu. Nie zauważyÅ‚ migotliwego punktu na niebie. A zresztÄ… nie byÅ‚o żadnego powodu, żeby miaÅ‚ siÄ™ tym interesować. Jackson nie zamierzaÅ‚ popeÅ‚nić morderstwa w żadnym ludzkim sensie tego sÅ‚owa. To dobre miejsce na krótkÄ… drzemkÄ™, pomyÅ›laÅ‚. JechaÅ‚ siedem godzin bez przerwy i zaczynaÅ‚o mu siÄ™ już wszystko mÄ…cić przed oczami. SiÄ™gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ… do kluczyka, żeby wyÅ‚Ä…czyć silnik, i… rzuciÅ‚o nim o oparcie siedzenia. — Co do diabÅ‚a?! — powiedziaÅ‚ ze zÅ‚oÅ›ciÄ…. — Ja przecież chciaÅ‚em tylko… — Ponownie siÄ™gnÄ…Å‚ do kluczyka i znów nim rzuciÅ‚o. Jackson nie byÅ‚ taki gÅ‚upi, żeby próbować po raz trzeci. SÅ‚uchaÅ‚ radia i wiedziaÅ‚, co go czeka, jak bÄ™dzie uparty. — Ty durniu mechaniczny — warknÄ…Å‚. — Przecież samochód nie jest żywÄ… istotÄ…. I nie zamierzam go zabić.
|