Michael Berne siedział w sąsiednim pokoju z Weissem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
swoje ogrody i siedziby we wspólnej wiosce, po śmierci grzebie się ich na wspólnej działcena ziemi przodków...
»
— Siedzi tam, przy kominku — odparła panna Gorringe...
»
Autostopem co kilka lat przenosiło swą siedzibę, a więc i budynek centrali, na inną planetę, gdzie natychmiast wybuchała radość i próżna euforia...
»
Ca³kowite oddalenie od siedzib ludzkich (gówno prawda, czêsto w pobli¿u by³y ma³e miasteczka i to nie tylko dla obozowego naczalstwa i by³ych wiêŸniów - p...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...
»
– Nie chcę o tym myśleć! – wrzasnęła Jessie do pustego pokoju...
»
I wtedy, przy wtórze dziwnej melodii, do pokoju na płynęły z głębin wszelkie sny i wspomnienia Wielkich, którzy zeszli na dno oceanów...
»
Annie zrobiło się przykro już w momencie, gdy zobaczyła owego pana wchodzącego do pokoju, a wprost ścierpła, kiedy podszedł do niej i zaczął rozmowę...
»
Sandy siedziała dokładnie naprzeciwko półleżącego na stoliku Bylightera i wydawało się jej, że na posiniaczonej szyi handlarza, tuż nad niemal...
»
Czworo śmiałków siedziało teraz naprzeciwko siebie, trzymając się za ręce...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Blondynka starała się ochłonąć w poczekalni. Jill Morone leżała na stole w kostnicy, z wieloma drobnymi stłuczeniami, jednak bez wyraźnych ran śmiertelnych. Landry brał pod uwagę uduszenie albo zadławienie. Wydawało się również, że została zgwałcona.
Landry kiwnął głową, gryząc kanapkę z tuńczykiem.
-      Powiedziała, że była z panem w czwartek, tej nocy, gdy ktoś wypuścił konie Michaela Berne’a.
Jade potarł twarz rękami.
-      Co za głupia dziewczyna - wymamrotał. - Myślała pewnie, że mi pomaga.
-      Pomaga, dając panu alibi? Dlaczego sądziła, że go pan potrzebuje? Była tam przecież, gdy mówił mi pan, że z kimś był. Czyżby Jill wiedziała, że to nieprawda?
-      Oczywiście, że nie. Jill nie wiedziała nic o niczym. Była głupią, żałosną dziewczyną ze zbyt wybujałą wyobraźnią.
-      Podobał jej się pan.
Jade westchnął ciężko.
-      Tak, podejrzewam, że coś do mnie czuła. I dlatego była wczoraj w klubie. Czekała na mnie, zapewne chcąc mnie uwieść.
- Ale pan nie chciał jej widzieć?
197
 
-      Kazałem jej wyjść. Robiła z siebie pośmiewisko.
-      I z pana również.
-      Tak - przyznał Jade. - Moi klienci to bogaci, wykształceni ludzie, panie oficerze. Chcą być reprezentowani w odpowiedni sposób.
- A Jill nie pasowała do obrazka.
-      Javiera również nie zaprosiłbym do „The Players”, nie znaczy to jednak, że chciałbym go zabić.
-      No i on nie opowiada, że go pan posuwa - powiedział Landry, znów sięgając po kanapkę. - Przynajmniej z tego, co mi wiadomo.
Jade wyglądał na rozdrażnionego.
-      Musi pan być taki dosadny?
-       Nie.
Landry oparł się wygodnie i powoli przeżuwał swój lunch. Bardziej z chęci zirytowania Jade’a niż z głodu.
-      Więc... - powiedział, celowo udając, że powoli układa fakty w całość. - Jill wystroiła się i poszła do „The Players” żeby się z panem spotkać... Licząc, że przypadkiem będzie pan akurat zainteresowany?
Jade wykonał nieokreślony gest dłonią i zmienił pozycję na krześle. Był znudzony.
-      Daj spokój, Don. Była w pobliżu, miała ochotę i zrobiłaby to za darmo. Nie mów, że nigdy nie wykorzystałeś takiej okazji.
-      Pańska sugestia jest obraźliwa.
-      Dlaczego? Raz już pieprzyłeś się ze swoją pracownicą.
Uwaga trafiła w sedno. Jade skrzywił się, jakby kopnął go prąd.
-      Miałem raz romans ze stajenną. To nie była Jill Morone. W każdym razie dostałem nauczkę i od tego czasu przyjąłem zasadę, by nigdy nie wiązać się z pracownicami.
-      Nawet z Erin Seabright? To nie była Jill Morone, jeśli rozumie pan, co mam na myśli.
-      Erin? A co ona ma z tym wspólnego?
-      Dlaczego Erin już z tobą nie pracuje, Don?
Jade’owi nie spodobała się ta nutka zażyłości. Jego oczy zwężały się nieznacznie za każdym razem, gdy Landry wymawiał jego imię.
-      Odeszła. Powiedziała mi, że znalazła pracę gdzie indziej.
-      Z tego, czego się dotychczas dowiedziałem, jesteś jedyną osobą, którą o tym poinformowała - powiedział Landry. - Nowa praca, przeprowadzka do nowego
198
 
miasta. To duża zmiana w jej życiu. Nie powiadomiła o niej nawet własnej rodziny. Dziwne, że powiedziała o tym właśnie tobie. I od tego czasu nikt nie miał od niej żadnych wieści.
Jade gapił się na niego przez chwilę bez słowa. Dotarło do niego, że milczenie bywa złotem. W końcu wstał.
-      Nie podoba mi się kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa. Czy pan mnie o coś oskarża, detektywie Landry?
Landry nie ruszył się z miejsca. Odchylił się i położył ręce na oparciach.
- Nie.
-      W takim razie chciałbym już stąd pójść.
-      Cóż... Mam jeszcze tylko parę pytań.
-      Odpowiem na nie w obecności mojego adwokata. Jest dla mnie oczywiste, że pańskie dążenia nie są po mojej myśli.
-      Staram się tylko zrozumieć, co dzieje się w waszym światku. To część mojej pracy: nakreślić plan miejsca, w którym żyła ofiara, poskładać wszystkie kawałki w jedną całość. Nie chcesz, bym odkrył prawdę na temat zabójstwa Jill Morone?
-      Oczywiście, że chcę.
Landry rozłożył ręce.
-      W czym zatem problem?

Powered by MyScript