Oczami wyobraźni widzimy dość zabawny obraz: Jezus jedzie na dwóch osłach naraz – numer doprawdy cyrkowy. Niech jednak nas nie odwiedzie od głębszego znaczenia tekstu. Jezusowi wcale nie chodziło o wygodny środek transportu. Raczej zachował się właśnie tak, jak według różnych tekstów Starego Testamentu powinien się zachować przyszły Mesjasz. Niejasne jest jednak, o których tekstach myślał. W rachubę bowiem wchodzi ich wiele. Tak więc już w I Księdze Mojżeszowej czytamy: „Uwiąże oślę u krzewu winnego, a młode swojej oślicy u szlachetnej latorośli winnej” (I Mojż. 49, 11). Teolodzy specjalizujący się w Nowym Testamencie chętnie cytują ten werset ze wskazówką, że stary Mojżesz miał w tym przypadku na myśli nie kogo innego, jak tylko Jezusa. Przemilczają jednak zarazem świadomie werset 12., który nijak nie pasuje do ich wizerunku Jezusa: „Pociemnieją oczy jego od wina, a zęby zbieleją od mleka” (I Mojż. 49, 12). Jeśli miałoby chodzić o zbawiciela, to proroctwo nie dotyczy człowieka pobożnego, ale kogoś nie stroniącego od uciech doczesnego życia. Jak bowiem inaczej rozumieć słowa „pociemnieją oczy jego od wina”? Ale, jak dowodzi cud w Kanie Galilejskiej, wino było dla Jezusa codziennością. Nawet Mateusz cytuje z pism proroka Zachariasza: „Wesel się bardzo, córko syjońska! Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król przychodzi do ciebie, sprawiedliwy on i zwycięski, łagodny i jedzie na ośle, na oślęciu, źrebięciu oślicy” (Zach. 9, 9). Po zestawieniu tych wypowiedzi powstanie wyraźny i bardzo prawdopodobny obraz, jak widział siebie sam Jezus. Można dyskutować, czy autorzy powyższych cytatów istotnie mieli na myśli Jezusa. To mało prawdopodobne, a w końcu nieistotne. Ważne jest tylko to, że Jezus najprawdopodobniej sam odnosił te teksty do siebie. Dlaczego? Z jednej strony przyszły zbawiciel jest opisywany jako człowiek „sprawiedliwy [...] i zwycięski” (Zadr. 9, 9), nadto ubogi – co pasuje znakomicie do oczekiwań ludzi wobec esseńczyków, którzy do rangi cnoty podnieśli przecież nieposiadanie niczego i również mieli nadzieję na pojawienie się kogoś sprawiedliwego. Z drugiej strony nie możemy zapominać, że Jezus wywodził się wprawdzie z otoczenia esseńczyków, odszedł jednak od ich ascetycznego trybu życia, co spowodowało, że nazwano go żarłokiem i pijakiem. Teksty biblijne pasują więc lepiej do postaci Jezusa niż do braci zakonu esseńczyków. Czy zatem Jezus uważał się za „sprawiedliwego [...] i zwycięskiego”, czy też za człowieka, któremu „pociemnieją oczy [...] od wina”? Jeśli uznamy, że odnosił do siebie teksty Starego Testamentu, to stanie się jasne, jak historyczny „pra-Jezus” rozumiał swoją misję. Musimy tylko sięgnąć do Pierwszej Księgi Mojżeszowej (49, 11): od razu będzie wiadome, że z nadzieją oczekiwano nie religijnego odnowiciela, ale nowego doczesnego władcy: „ciebie będą sławić bracia twoi, ręka twoja będzie na karku wrogów twoich, tobie kłaniać się będą synowie ojca twego. [...] Nie oddali się berło od Judy ani buława od nóg jego, aż przyjdzie władca jego, i jemu będą posłuszne narody” (I Mojż. 49, 8 i 10). W Jerozolimie oczekiwano z nadzieją zbawcy politycznego. I chciano widzieć w Jezusie zbawcę politycznego, który przez swój „wjazd na osłach”, nawiązujący do Starego Testamentu, da się poznać jako ten właśnie Mejsasz. Nie ma się więc co dziwić, że Jezusa przyjmowano entuzjastycznie. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan zgodnie opisują radość, jaka nastała po przybyciu Jezusa do Jerozolimy. U Mateusza czytamy: „A wielki tłum ludu rozpościerał swe szaty na drodze, inni zaś obcinali gałązki z drzew i słali na drodze. A rzesze, które go poprzedzały i które za nim podążały, wołały, mówiąc: Hosanna Synowi Dawidowemu! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim. Hosanna na wysokościach!” (Mat. 21, 8-9). U Jana brzmi to zaś tak: „Nazajutrz liczna rzesza, która przybyła na święto, usłyszawszy, że Jezus idzie do Jerozolimy, nabrała gałązek palmowych i wyszła na jego spotkanie, i wołała: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim, król Izraela!” (Jan 12, 13). Podobnie jak Mojżesz, pierwszy wielki zbawiciel i wyzwoliciel, kazał jechać na ośle swojej żonie i swoim synom (por. II Mojż. 4, 20), tak też pojawił się nowy zbawiciel, którego oczekiwano z nadzieją, że zakończy panowanie Rzymian. Dla Rzymian „król Izraela z domu Dawidowego”, na którego widok ludzie wiwatowali, był na pewno osobą bardziej niż podejrzaną. Jako potencjalny podżegacz, jako wichrzyciel stanowił dla władz okupacyjnych niebezpieczeństwo, które trzeba było zlikwidować. Z punktu widzenia Rzymu należało go unieszkodliwić, nim stanie się naprawdę niebezpieczny. Rzymianie zamierzali zademonstrować wszechmoc swojej władzy. Jako buntownika tracono każdego, kto chciał zmienić cokolwiek w istniejących układach politycznych. Żyd natomiast, który rzekomo wykroczył przeciw przykazaniu szabatowemu, był im najzupełniej obojętny. Nikt z Rzymian nie zadałby sobie nawet trudu sprawdzania wysuniętych wobec niego zarzutów, nie mówiąc już o skazywaniu go na karę śmierci. Entuzjastyczne przyjęcie Jezusa w Jerozolimie w żadnym razie nie uszło uwagi Rzymian. W Aktach Piłata, najstarszych źródłach zawierających wzmianki o działalności Jezusa, a pochodzących najpóźniej z II wieku n.e., pewien rzymski kursor, czyli posłaniec, melduje: „Panie i namiestniku! Gdy wysłałeś mnie do Jerozolimy, do Aleksandra, ujrzałem Go jak siedział na ośle, a dzieci Hebrajczyków trzymając gałęzie w rękach wołały, inni natomiast rozpościerali swe szaty mówiąc: »Zbaw ty, który jesteś na wysokościach! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie«” [Apokryfy Nowego Testamentu, t. I: Ewangelie apokryficzne, Lublin 1986, s. 427.].
|