Na krążące gwiazdy cicho spoglądając,Przyjaźnimy się z niebieskim smokiem,Oddychamy tu kosmicznym mrozem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
Po wejœciu Wooda do zespo³u, choæ na razie tylko tymczasowym, zaczê³o siê wyczuwaæ obecnoœæ elementu przyjaŸni, o której w przypadku Taylora trudno w³aœciwie by³o mówiæ...
»
- Słuchajcie, przyjaciele - powiedziałem - widocznie wszedłem za wcześnie albo za późno, bo powtarzam wam, że nie widziałem niczego, o czym warto by mówić...
»
- Spróbuj choć! - namawiał Will! - No, masz!- Jak twój przyjaciel nie chce, ja bym to zjadł - powiedział ktoś z dolnej pryczy...
»
Pierwotny Zakon z Syjonu stworzyli templariusze, by przyjąć do swojej chrześcijańskiej organizacji żydów i muzułmanów i aż do 1188 r...
»
Franciszek Józef wyszedÅ‚ zza biurka, przyjÄ…Å‚ hono­ry i wyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™...
»
- Widzi pani, nie wiedziałem, że mój przyjaciel umarł, dopóki wczoraj nie przyjechałem do Folwarku Toynton...
»
concordia, ae / zgoda, jednoϾ; a)zgodny przyjaciel; b) bogini zgody...
»
Jej postrzeganie świata wykluczało istnienie typów pokroju mojego przyjaciela...
»
paść ofiarą nieporozumienia i przyjąć oficjalne dane za dobrą monetę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Chłodny, nieruchomy jest nasz wieczny byt,
Chłodny i promienny jest nasz wieczny śmiech.
 
Potem przyszÅ‚a Maria, a po kolacji w wesoÅ‚ym nastroju poszedÅ‚em z niÄ… do naszego pokoiku. Tego wieczoru byÅ‚a piÄ™kniejsza, gorÄ™tsza i serdeczniejsza niż kiedykol­wiek i pozwoliÅ‚a mi zakosztować pieszczot i czuÅ‚oÅ›ci, które odczuwaÅ‚em jako ostatni wyraz oddania.
- Mario - powiedziaÅ‚em - jesteÅ› dziÅ› rozrzutna jak bogini. Nie uÅ›miercaj nas obojga tak bez reszty, jutro jest przecież bal maskowy. Jakiego bÄ™dziesz miaÅ‚a ka­walera? Obawiam siÄ™, mój drogi kwiatuszku, że bÄ™dzie to królewicz z bajki, który ciÄ™ uprowadzi i nigdy już do mnie nie wrócisz. PieÅ›cisz mnie dzisiaj prawie tak, jak to czyniÄ… kochankowie na pożegnanie, po raz ostatni.
Przytuliła wargi tuż do mego ucha i szepnęła:
- Nie mów tak, Harry! Za każdym razem może to być ostatni raz. Jeśli weźmie cię Hermina, już więcej do mnie nie przyjdziesz. Może zabierze cię jutro.
Nigdy nie przeżyÅ‚em silniej charakterystycznego uczu­cia i tego cudownego, dwojakiego, gorzko-sÅ‚odkiego nastroju, doznawanego w owych dniach, jak w tÄ™ noc przed balem. Szczęściem byÅ‚o to, co odczuwaÅ‚em: uroda i oddanie Marii, dotykanie i wchÅ‚anianie setek subtelnych, uroczych ponÄ™t zmysÅ‚owych, które poznaÅ‚em dopiero jako starzejÄ…cy siÄ™ czÅ‚owiek, poddawanie siÄ™ Å‚agodnej, rozkoÅ‚ysanej fali rozkoszy. A przecież byÅ‚a to tylko otoczka: wewnÄ…trz wszystko byÅ‚o peÅ‚ne znaczenia, napiÄ™­cia, doniosÅ‚ej wagi i podczas gdy peÅ‚en tkliwoÅ›ci i czuÅ‚oÅ›ci zajÄ™ty byÅ‚em sÅ‚odkimi, wzruszajÄ…cymi miÅ‚osnymi szczególikami, pÅ‚awiÄ…c siÄ™ pozornie w atmosferze letniego szczęścia, w gÅ‚Ä™bi duszy czuÅ‚em, jak mój los na Å‚eb na szyjÄ™ gna naprzód, pÄ™dzi na oÅ›lep jak spÅ‚oszony koÅ„ ku otchÅ‚a­ni, ku upadkowi, peÅ‚en lÄ™ku, peÅ‚en tÄ™sknoty, peÅ‚en podda­nia wobec Å›mierci. I tak, jak jeszcze niedawno broniÅ‚em siÄ™ pÅ‚ochliwie i z obawÄ… przed miÅ‚Ä… lekkomyÅ›lnoÅ›ciÄ… wyÅ‚Ä…cz­nie zmysÅ‚owej miÅ‚oÅ›ci, jak czuÅ‚em strach przed rozeÅ›mia­nÄ… urodÄ… gotowej do oddania siÄ™ Marii, tak teraz czuÅ‚em strach przed Å›mierciÄ… - lecz strach Å›wiadomy już tego, że niebawem przeksztaÅ‚ci siÄ™ on w ulegÅ‚ość i wyzwolenie.
Kiedy w milczeniu oddawaliÅ›my siÄ™ absorbujÄ…cej grze naszej miÅ‚oÅ›ci i należeliÅ›my do siebie serdeczniej niż kiedykolwiek, dusza moja żegnaÅ‚a siÄ™ z MariÄ… i z tym wszystkim, czym ona dla mnie byÅ‚a. DziÄ™ki niej nau­czyÅ‚em siÄ™, raz jeszcze przed koÅ„cem, dziecinnie oddawać siÄ™ powierzchownym igraszkom, szukać przelotnych uciech, być dzieckiem i zwierzÄ™ciem w niewinnoÅ›ci pÅ‚ci - stan, który w moim dawnym życiu znaÅ‚em tylko jako rzadki wyjÄ…tek, gdyż życie zmysłów i pÅ‚ci miaÅ‚o dla mnie zawsze gorzki posmak winy, sÅ‚odki, ale niepokojÄ…cy smak zakazanego owocu, którego czÅ‚owiek ducha musi siÄ™ wystrzegać. Teraz Hermina i Maria ukazaÅ‚y mi ten ogród w jego niewinnoÅ›ci. GoÅ›ciÅ‚em tam z wdziÄ™cznoÅ›ciÄ… - ale już wkrótce nadejdzie dla mnie czas ruszenia w drogÄ™, zbyt Å‚adnie i zbyt ciepÅ‚o jest w tym ogrodzie. Moim przeznaczeniem byÅ‚o ubiegać siÄ™ nadal o koronÄ™ życia, nadal pokutować za nieskoÅ„czonÄ… winÄ™ istnienia. Lekkie życie, lekka miÅ‚ość, lekka Å›mierć - to nie dla mnie.
Z aluzji dziewczÄ…t wywnioskowaÅ‚em, że na jutrzejszy bal, a raczej jako jego dalszy ciÄ…g, przewidziane sÄ… szcze­gólne rozkosze i rozpustne wybryki. Może to bÄ™dzie koniec, może Maria miaÅ‚a racjÄ™ z tym swoim przeczuciem, może po raz ostatni leżeliÅ›my obok siebie, może jutro zacznie siÄ™ nowa droga przeznaczenia? ByÅ‚em peÅ‚en palÄ…cej tÄ™sknoty, peÅ‚en duszÄ…cego lÄ™ku, rozpaczliwie czepiaÅ‚em siÄ™ Marii, przebiegaÅ‚em raz jeszcze, rozpalony żądzÄ…, Å›cieżki i gÄ…szcza jej ogrodu, wpijaÅ‚em siÄ™ raz jeszcze w sÅ‚odki owoc rajskiego drzewa.
 
 

Powered by MyScript